separateurCreated with Sketch.

Jednooka Wojowniczka: Jedna sekunda naprawdę może zmienić życie [wywiad]

JEDNOOKA WOJOWNICZKA ANETA MAZUR
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Aneta Skrzypek straciła oko w wyniku nieszczęśliwego wypadku w dzieciństwie. Jest autorką książki, wspiera młodzież w procesie samoakceptacji. Niepełnosprawność nie zabrała jej energii oraz motywacji do spełniania kolejnych marzeń. Aletei opowiada o wypadku, o tym, co zmienił w jej życiu oraz o drodze do pokochania siebie. Poznajcie Jednooką Wojowniczkę!
Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Anna Gębalska-Berekets: W jednej chwili pani życie zupełnie się zmieniło... Co pani pamięta z tego wypadku?

Jednooka Wojowniczka: Pamiętam cały dzień, aż do momentu zaśnięcia pod wpływem narkozy. Wszystkie szczegóły, nawet dźwięki, gdy moje oko odmówiło posłuszeństwa i zamknęło się. Obraz zanikł, ale słuch nie. Może zacznę od początku. Był słoneczny, wakacyjny dzień, 23 sierpnia 1999 roku...

Wstałam dosyć wcześnie. Moja mama była wówczas w ósmym miesiącu ciąży z moją młodszą siostrą. Bardzo chciałam iść ze starszą siostrą i koleżanką do pobliskiej stajni. Prosiłam, by mnie ze sobą zabrały. Mama chyba coś przeczuwała, bo nie chciała nas puścić.Ale jak to dzieci, chciałyśmy jednak postawić na swoim. Wymyśliłyśmy więc, że musimy tam iść, gdyż szef stadniny nas wzywa. Poszłyśmy i zaczęłyśmy sprzątać boksy koni. Radziłam sobie ze wszystkim, nawet z taczkami. Potem miała być jazda konna. Włożyłyśmy siodło na konia i kolejno jeździłyśmy. Po skończeniu swojej jazdy, siostra poprosiła mnie, abym nalała wody do specjalnej wanny, która stała niedaleko płotu.Nie było w tym nic nadzwyczajnego. Był upalny dzień, więc pomyślałam, że konie są bardzo spragnione. Poszłam od razu. Poprosiła, bym ją po zakończonej pracy zawołała, a ona zakręci kurek. Woda się lała, aż tu nagle koniec. Klacz kopnęła mnie w twarz, w zasadzie pół twarzy przetarła mi podkową.Przez chwilę byłam nieprzytomna. Ta klacz powinna być przypięta łańcuchem, od dłuższego czasu dziwnie się zachowywała. Potrafiła kopać inne zwierzęta, wyjadać im pożywienie. Była agresywna.Wezwano karetkę. W stajni było lustro. Zdążyłam jedynie w nie zerknąć. Nie miałam połowy twarzy, oko wypłynęło. Widziałam siebie z jedną dziurą w miejscu oka. Przyjechała karetka. Przybiegł też mój tata. Musiał skakać przez płot, by wejść na teren stadniny. Była zamknięta, by udowodnić nam, że weszłyśmy tam bezprawnie. Tak jednak nie było.Widziałam jeszcze mamę w zaawansowanej ciąży biegnącą w naszym kierunku. W karetce słyszałam głos taty. Nalegał, by kierowca zwiększył prędkość, byśmy mogli jak najszybciej dojechać do szpitala. 40 km na godzinę to nie była prędkość dla karetki wiozącej dziecko po takim wypadku. Myślałam tylko o jednym. Chciałam zasnąć.Nie pozwolili mi na to. Pamiętam głos lekarza, że jak zasnę, to na zawsze. W pewnym momencie już czułam, jak mi było dobrze. Odpływałam. Witałam się już z nowym światem. Odczuwałam ciepło i jasność. Nie było żadnego zewnętrznego dźwięku, słów czy też bólu. Widziałam przed sobą jasność, w którą tak bardzo chciałam iść. Po lewej stronie tej jasności czułam obecność mojego Anioła Stróża, który chciał ze mną przejść na drugą stronę.

Co było potem?

Pielęgniarka w karetce pogotowia zauważyła, co się ze mną dzieje i wybudziła mnie. Zadawała pytania, bym ponownie nie zasnęła. Zostałam przyjęta do szpitala św. Barbary w Sosnowcu i od razu zakwalifikowano mnie na blok operacyjny. Operacja trwała około 7 godzin. Po około 10 dniach opuściłam szpital. Po jakimś czasie wróciłam też do przedszkola. Dzieci nie były odpowiednio przygotowane na moje przyjęcie. Spotykałam się z różnymi przykrymi reakcjami na mój wygląd.

W szkole podstawowej nie było najgorzej. Później rozpoczęłam naukę w gimnazjum w Mysłowicach. Czułam się odrzucona, a chciałam być akceptowana i traktowana tak, jak inne dzieci w moim wieku. Pamiętam jak wchodziłam do szkoły i jeden z kolegów wykrzyczał na cały hol: „Patrzcie, szklane oko idzie”. Patrzono na mnie jak na dziwoląga. To bardzo bolało.

Pytała pani, czemu ją to spotkało?

Zawsze doceniałam życie i nie myślałam nigdy, by się go pozbawić. Towarzyszyły mi jednak pytania: „Boże, dlaczego mnie to spotkało”.

Co pani pomogło zmienić myślenie?

Pomogła mi świadomość, że jest coś poza ziemskim światem. Czułam Bożą obecność i dziękowałam Mu za pomoc. Może to nie zawsze ja byłam blisko Niego, ale On był obok mnie.

Miałam w życiu jeszcze jedno zdarzenie, o którym chciałabym opowiedzieć. Otóż jak miałam 8 lat, poważnie potrącił mnie motor. Powinnam zginąć na miejscu. Jednak przeżyłam ten wypadek i wyszłam z niego bez szwanku. Jestem pewna, że Bóg się mną opiekuje.

A co było dla pani najtrudniejsze w drodze do zaakceptowania siebie?

Dwie rzeczy: przebaczenie sobie i zmiana myślenia, że wypadek nie był moją winą. Chociaż wiele razy próbowano mi to wmówić. Z czasem przyszła akceptacja wyglądu. Myślę, że brak przebaczenia blokował moją akceptację. Zdałam sobie sprawę, że moje życie nie zależy od opinii innych. Ile ludzi, tyle sposobów myślenia. Pomyślałam sobie, że nie będę w stanie tego wszystkiego ogarnąć i zaakceptować. Moje życie nie zależy od zadowolenia innych osób. Potrzebowałam czasu, by to zrozumieć.

Jest pani autorką książki „Jednooka Wojowniczka. Jedna sekunda może zmienić całe Twoje życie”. Co skłoniło panią do jej napisania?

Historia napisania tej książki była dosyć zabawna. Kiedyś wpłaciłam pieniądze na rzecz pewnego chłopca, który nie miał oka. Drugie oko Kubusia również było zagrożone utratą. Jego rodzice zbierali pieniądze na bardzo kosztowną operację w Stanach Zjednoczonych. Pod wiadomością wyświetliło się mnóstwo komentarzy. Ja również napisałam komentarz.Wpis zobaczyła inna mama jednoocznego chłopczyka. Zaczęła mnie wypytywać o różne sprawy związane z jednoocznością. Nawiązałyśmy kontakt telefoniczny, odpowiadałam na wiele pytań. Podczas jednej z naszych rozmów powiedziała: „Aneta, powinnaś napisać książkę”. Potraktowałam jej pomysł jako żart. Pomyślałam sobie: „to niepoważne”. Coś jednak we mnie zakiełkowało. Intencją do napisania książki była pomoc rodzicom dzieci jednoocznym.

Z jakimi trudnościami podczas pisania książki musiała się pani zmierzyć?

Najtrudniejsze chyba były wywiady z osobami, które mi towarzyszyły w wypadku i po nim. Wspominanie tego wydarzenia było dla nich trudne i bolesne. Chciałam jednak, by w książce pojawiła się też inna perspektywa tego wypadku, nie tylko moja.

Prowadzi pani też bloga.

Tak, założyłam go tuż po napisaniu książki. Dzielę się tym, co przeżywam. Codziennie otrzymuję wiele wiadomości.

Czy spotkała się pani z opiniami, że będąc osobą nie w pełni sprawną, nie powinna się pani decydować na macierzyństwo?

W otoczeniu bliskich mi osób nie spotkałam się z takimi głosami. Słyszałam jednak opinie, żebym się zastanowiła nad tym, bo z posiadaniem i wychowaniem dziecka wiąże się duża odpowiedzialność. To, że jestem osobą niepełnosprawną nie oznacza, że nie mam prawa być mamą. W wydanym orzeczeniu o niepełnosprawności nie jest napisane, że jest to zabronione.

Prowadzi pani również wykłady w szkołach. Jest pani pomysłodawczynią  projektu „Tour of school”. Na czym on polega i z jakimi reakcjami młodych ludzi się pani spotyka?

To mój projekt, którego głównym celem jest przekazanie młodzieży, czym jest samoakceptacja,
równość wśród rówieśników i to, że pomimo ograniczeń fizycznych można osiągnąć wyznaczone cele i marzenia.Przedstawiam prezentację połączoną z wykładem. Pokazuję historie 3 osób, które są dla mnie inspiracją. To Nick Vujicic, Madeline Stuart, Łukasz Krasoń. Mówię o swoich refleksjach, przeżyciach. Reakcje młodzieży są różne. Od zniechęcenia po łzy. Każda szkoła to inne przeżycie.Młodzi ludzie mają głód akceptacji. Są bombardowani wymaganiami oraz nadmierną krytyką w przypadku nie spełniania oczekiwań rodziców.

Czy pani zdaniem wokół osób jednoocznych panuje tabu?

Myślę, że tak. Jednooczność  nazywam niewidzialną niepełnosprawnością. Jak mam epiprotezę, to nie widać jej od razu. Co innego, jak drugie oko zakleję plastrem. Nie mam wózka ani kuli. W ogóle kwestia niepełnosprawności jest trudna. Wiele się zmienia, np. w podejściu do osób niepełnosprawnych na rynku pracy. Marzy mi się, by w społeczeństwie podział na osoby niepełnosprawne i pełnosprawne zniknął. By wszyscy byli jednością i byli traktowani równo.

Czuje się pani spełniona i szczęśliwa?

Tak. Głównie dzięki obecności Boga i ludzi, których kocham.