Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Ewa Kazimierczak towarzyszy rodzinom, bo – jak mówi – „spokojne relacje to: mniej stresu, dobry rozwój, szansa na dobrą przyszłość i siłę psychiczną dzieci”.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Z prezes Fundacji Każdy Ważny rozmawiamy o tym, kiedy mądrze wspieramy innych, dlaczego zdrowe relacje są nam potrzebne oraz czemu doradzanie nie jest wcale takie dobre.
Marlena Bessman-Paliwoda: W waszych materiałach natknęłam się na opis eksperymentu Fryderyka II Hohenstaufa. Nie było to tylko jedno okrutne doświadczenie, jakie przeprowadził, jednak te chyba najbardziej działa na wyobraźnię – zabrać maluszki ich mamom, oddać obcym kobietom, które nie mogły się do tych dzieci odzywać i czekać… Cesarz chciał sprawdzić, jakim językiem te dzieci będą mówiły, jaki język „siedzi” w człowieku. Eksperyment ostatecznie tego nie ustalił, bo…
Ewa Kazimierczak*: Te dzieci zmarły przed 1. rokiem życia. Odebrano je matkom i pozostawiono tak naprawdę tylko do obsługi, bez żadnej relacji. Widzimy tu, że człowiek do życia potrzebuje nie tylko podstawowych rzeczy: jedzenia, snu, ale także relacji z drugim człowiekiem. Do niej człowiek jest stworzony.
Chciałabym, aby inni uświadomili sobie, jak ważne są relacje, jak ważne jest, aby one były dobre. Coraz więcej wiemy o człowieku, o tym, jak się rozwija, jak jest zbudowany mózg, jak działa, jakie są emocje i potrzeby. Wiedza często uwalnia, a doświadczanie np. podczas warsztatów wspiera w zmianie sposobu komunikacji. I tu pojawia się nasza fundacja Każdy Ważny. Dajemy narzędzia do tworzenia dobrych relacji.
Co to znaczy, że relacja jest dobra?
W eksperymencie nie było relacji, dlatego dzieci zmarły. Ty mówisz dodatkowo o dobrej relacji. Dobra, czyli tak naprawdę jaka?
Pragniemy, aby przywiązanie dziecka do rodzica było bezpieczne i aby relacja była oparta o równą godność. Ważne jest też, aby relacje między rodzicami były dobre. Dlaczego? Zdrowe relacje w domu to zdrowi emocjonalnie ludzie. To fantastyczny fundament na całe życie. Taki człowiek ma w sobie wolność do poszukiwania swojej drogi. Kiedy dzieci nie są szanowane, trudno jest im uwierzyć, że są coś warte, trudniej im później obronić swoje granice w życiu prywatnym i zawodowym. Warto pamiętać, że dziecko to przyszły dorosły. Jednak zmiana się zaczyna zawsze od rodziców, opiekunów, nauczycieli…
Wasz przekaz jest taki, że każdy człowiek jest ważny.
Każdy człowiek jest ważny, dobry, potrzebny. Dość twardo stąpam po ziemi, jednak jest we mnie jakiś idealizm. Ufam, że w każdym jest dobro, tylko czasami może być to przykryte. Może stało się coś trudnego, że o tym dobru ktoś w sobie zapomniał? Człowiek potrzebuje akceptacji. Mimo że każdy jest inny, to jednak możemy się spotkać w wartościach czy potrzebach, bo pragniemy tego samego. Widzę to na naszych warsztatach i spotkaniach, które organizujemy. Obserwuję zmiany w ludziach wtedy, gdy są wysłuchani, zaopiekowani czyjąś kojącą obecnością.
Nie doradzaj. Bądź „pomimo”
Pisaliśmy już na Aletei o waszej fundacji jako przykładzie działania pro-life w czynie. Nie w słowach, bitwach, a prostej konkretnej pomocy. W historii Julki porusza mnie jednak coś więcej: komunikat jestem przy tobie i akceptuję ciebie z tymi wątpliwościami, poczuciem lęku, jaki jest w tobie, po prostu jestem obok. Tu rodzi się pytanie: Czym jest dobre wsparcie? Jak wspierać?
Kiedyś byłam doradcą (nadal korci), radziłam ludziom, co mają zrobić, jak się zachować. Dziś od tego odchodzę. Ważne jest bycie przy kimś „pomimo”. Osoba wspierana często po prostu potrzebuje wysłuchania, obecności, pomocy w podstawowych rzeczach, także materialnych. I kiedy ta osoba zyskuje bezpieczeństwo – na różnych poziomach, wybiera dobro.
Co mogę konkretnie zrobić z tym, co mam?
Kiedy widzisz ludzką biedę, jakąś nieumiejętność – pomóż. Zrób to tak po prostu. Daj, co masz. Podziel się. Nie pomagaj, bo tak trzeba i z musu, bo „radosnego dawcę miłuje Bóg”. Sama widzę, że nie mogę pomóc wszystkim, ale czasami czuję: „to jest do mnie”, to miejsce, abym to JA wzięła się do roboty. Nie odwracam wtedy wzroku. Staram się badać w sercu, jak mi z tym jest… Tak już mam.
Jednak najpierw trzeba wesprzeć siebie, być obok siebie, wtedy wyjdziemy dobrze do innych. Kiedy nie akceptuję swoich emocji, które są dla mnie trudne, kiedy nie akceptuję tych miejsc w sobie, które są bolesne, których się wstydzę, to jak przyjmę innego człowieka z tym samym?
Człowieka trzeba po prostu kochać
Jak pokocham bliźniego, nie kochając siebie? Dwa przykazania miłości. Mam wrażenie, że to bogactwo chrześcijaństwa zaczynamy dopiero tutaj odkrywać.
Dokładnie. Akceptując swoje słabości, kochając siebie, łatwiej jest kochać innych, akceptować ich. Patrząc na swoją przeszłość, na moją historię, na to, co robiłam, widzę, że człowieka trzeba po prostu kochać. Ojej, brzmi to tak górnolotnie, ale naprawdę doświadczamy tego w pracy w naszej fundacji.
Miłość i prawda, ale bez potępiania. Jestem tutaj dla ciebie, choć być może mam inne wartości, myślę inaczej – warto to komunikować. Możemy się różnić i szanować – to jest przepływ. Uczenie się wspierania drugiego to proces, w którym są obie strony, które się wymieniają dobrem.
Co porusza cię najbardziej w spotkaniach z ludźmi?
Autentyczność. Bycie bez masek. Możemy być wrażliwi. Możemy być po prostu sobą z niedoskonałościami, słabościami i dzielimy się tym. Porusza mnie wewnętrzne bogactwo ludzi, ich historie, przeżycia, piękno, pasje, zainteresowania, cierpienie. Chyba po prostu porusza mnie człowiek. Świat byłby piękniejszy, gdybyśmy dbali o siebie wzajemnie. Dużo tu pracy do zrobienia…
Ludzie są potrzebni nam, a my im
Pamiętasz wszystkie historie, wszystkich spotkanych ludzi?
Nie pamiętam wszystkich. Czasami jest nawet tak, że ktoś mi się zwierza z osobistych rzeczy i ja o tym zapominam, gdy kończy się rozmowa. Jest mi czasem nawet głupio z tego powodu, ale ja byłam w tej rozmowie, to nie jest tak, że to nie było dla mnie ważne. To zapominanie jest dla mnie chyba darem. Nie chcę żyć historiami innych, bo to dużo kosztuje. Gdybym to wszystko pamiętała, rozmyślała, przeżywała w swoim wnętrzu… To by mnie wypaliło, rozwaliło. Ta specyficzna „niepamięć” chroni mnie, ale też drugą stronę.
Moje doświadczenie jest takie, że każde takie spotkanie, nawet jeśli to ja komuś pomagam, zawsze niesie dla mnie jakąś naukę. Odebrałaś jakąś lekcję dla siebie, tak osobiście?
Nie wiem, czy z każdego spotkania coś wynoszę dla siebie, ale były spotkania dla mnie bardzo znaczące. I czasami nie były to sytuacje przyjemne. Uczę się cały czas chronienia swoich granic. Nauczyłam się prosić konkretnie o pomoc. Teraz, kiedy prowadzimy w fundacji dużą zbiórkę na remont naszej siedziby (po sześciu latach będziemy mieli swoją siedzibę i będziemy mieli miejsce, by spotykać się innymi ludźmi!) i mamy dużo pracy przy tym, nie mam czasu na proste rzeczy w domu. Poprosiłam koleżankę, aby mi zrobiła zupę…
Prosta niby sprawa, ale faktycznie trudno jest prosić o te proste nawet rzeczy…
Kiedy prosimy o pomoc, nagle pojawiają się ludzie, którzy chcą nam pomóc, dać nam wsparcie. To jest w ludziach, oni chcą się dzielić i dawać. Jest w nas potrzeba ubogacania życia innych. Ta wymiana dobra płynie między ludźmi. Dodaje sił do działania. Ludzie są nam potrzebni, a my jesteśmy potrzebni innym ludziom.
*Ewa Kazimierczak – prezes Fundacji Każdy Ważny. Żona i mama trójki dzieci.
Czytaj także:
„Ma pani cztery tygodnie na aborcję”. Pro-life w czynie, czyli co zrobili ludzie z internetu?
Czytaj także:
7-latka zakłada organizację charytatywną, aby pomóc bezdomnym