Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Z Przemysławem Jędorem, mężem, ojcem, kierownikiem projektów, uczestnikiem wyzwania Exodus 90, rozmawia Jarosław Kumor.
Integralne spojrzenie na człowieka
Jarosław Kumor: Jak to się stało że podjąłeś decyzję, by wejść w wyzwanie Exodus 90?
Przemysław Jędor: Dowiedziałem się od znajomego, który bierze udział w różnych męskich inicjatywach i dowiedział się o Exodusie od znajomego księdza. Ten brał udział w wyzwaniu już wcześniej i zauważył bardzo duże owoce. Chciał stworzyć grupę, która by w to weszła.
Zaproszenie pojawiło się pod koniec zeszłego roku i wystartowaliśmy 4 stycznia. Moją pierwszą motywacją było wprowadzenie praktyk z Exodusu na stałe w moje życie. Zauważyłem już jakiś czas temu, że kiedy na przykład jestem na rekolekcjach i mam określony plan działania, jest mi łatwiej. Chciałem więc, poprzez Exodus, przenieść taki model do codzienności.
Exodus jest komplementarną inicjatywą. Praktyki, które tam obowiązują, zwane dyscyplinami, dotyczą modlitwy, ćwiczeń fizycznych, czytania, ascezy. To mi się bardzo podobało, bo jest to integralne spojrzenie na człowieka.
Nieprzypadkowo nazwa wzięła się od Księgi Wyjścia (gr. Exodos – przyp. JK). Oznacza ona wyjście ze swoich zniewoleń. Ja na początku nic takiego u siebie nie widziałem, ale z czasem zobaczyłem te sfery mojego życia, które muszę uporządkować, oddać Panu Bogu.
Księga Wyjścia jest dla was swego rodzaju motywem przewodnim?
Jest tłem. Codziennie otrzymujemy w specjalnej aplikacji fragment z Księgi Wyjścia na dany dzień. Na nim opiera się rozważanie, z którym wchodzimy w modlitwę.
Sam pomysł Exodusu zrodził się z tego, że wielu mężczyzn tkwi w pewnych pułapkach zniewolenia pracą czy jakimś niezdrowo pojętym hobby. I cel jest taki, byśmy z tych różnych swoich „Egiptów” wyszli (jak Mojżesz z Izraelitami) do pełnego życia w Kościele.
Święta godzina, kotwica i… zimna woda
Ok, znając tło, przejdźmy do szczegółów. Co dokładnie należy do Twoich codziennych praktyk?
Filary Exodusu to modlitwa, asceza i braterstwo. Na modlitwę składa się tzw. święta godzina i codzienny rachunek sumienia oraz jedna dodatkowa msza święta w tygodniu w intencji braci. Asceza to wspomniane dyscypliny – kilkanaście wyrzeczeń i swego rodzaju ćwiczeń, które wykonuje się codziennie.
Jest to np. post, ograniczenie internetu czy zakupów. Generalnie dyscypliny są skupione wokół tego, żeby nie robić rzeczy niekoniecznych. Bardzo długo przekonywałem się do zimnych pryszniców, ale z czasem je polubiłem.
Zimne prysznice brzmią wyjątkowo niekomfortowo, ale przez to też ciekawie. Chciałbym jednak wrócić do świętej godziny. Co się dzieje w jej trakcie?
Pierwsze pięć minut to wprowadzenie. Później poświęcamy kwadrans na czytanie i resztę czasu przebywamy w ciszy. Dla mnie problemem jest trwałość poświęcenia codziennie całej godziny.
Szukam jej wieczorem, gdy bliscy już śpią. Inna pora jest nieosiągalna. Z drugiej strony jednym z założeń Exodusu jest siedmiogodzinny sen. Kiedy tego nie spełnię, to wieczorem na modlitwie zasypiam. Muszę tu szukać odpowiedniego balansu.
Na czym polega wątek braterstwa? Po prostu wspieracie się jako grupa?
Jest to jeden z filarów. Osobiście nie jestem w żadnej wspólnocie. Rozwijam się i formuję raczej indywidualnie na różnych rekolekcjach, stąd nie doceniałem tego wątku.
Widzimy się grupowo co tydzień. Dzielimy się swoimi doświadczeniami wypełniania wyzwania. Mamy w grupie dwóch kapłanów. Jest to duże bogactwo. Oni biorą za nas odpowiedzialność pod kątem duchowym.
Drugi wymiar braterstwa to wsparcie tzw. kotwicy. Jest to brat, który ma mnie wspierać i również ja mam wspierać jego. Nie jest to kotwica, która ma hamować, ale raczej być tym, co w górach wbijamy w skałę, żeby nas zabezpieczało. Mamy obowiązek kontaktu codziennie i to jest niebagatelne wsparcie.
Mam to szczęście, że mieszkam blisko brata, który jest dla mnie kotwicą. Na tyle, na ile pozwalają obostrzenia pandemiczne, możemy się spotykać w realu i np. razem morsować. W ten sposób „załatwiamy” sobie czasami zimny prysznic.
Odkryłem ciszę
Jak się zmieniła twoja relacja z Panem Bogiem pod wpływem Exodusu?
Jest w tym duża dynamika. Moja godzina święta jest kompletnie inna dziś niż na początku. Z Panem Bogiem nie da się nudzić. Zmiany są bardziej praktyczne. W trakcie wyzwania pojawiło się u mnie wielkie pragnienie ciszy. Dostrzegłem, że cisza jest łaską i że jest nią również zaufanie, bo jeżeli Pan Bóg nic do mnie nie mówi, to nie muszę panikować – tak po prostu może być.
Dyscypliny ascetyczne, o których mówiłem wcześniej, pomogły mi łatwiej wchodzić w relację ze Słowem Bożym. Lepiej też przeżywam Eucharystię. Skoro w ramach wyzwania mamy za zadanie wysypiać się, to idąc rano na mszę świętą, mam za sobą siedem godzin snu i zimny prysznic. To zdecydowanie pomaga.
Święta godzina, „dyscypliny” – to wszystko łączy się ze sobą i wpływa na jakość życia. Jestem w stanie łatwiej w codziennej gonitwie rozeznać, czego Bóg ode mnie chce, co mam zostawić.
Rachunek sumienia pomaga diagnozować, co wyszło, a co nie, więc Pan Bóg jest o wiele bardziej intensywnie obecny w moim życiu. Poza tym Exodus nauczył mnie, że niedziela jest najważniejszym dniem w ciągu tygodnia. Do tej pory źle ją celebrowałem. Był to bardziej odpoczynek fizyczny, a nie spotkanie z Bogiem.
Teraz, kiedy zaczynam traktować niedzielę poważniej, prostuje mi się cały tydzień, np. łatwiej mi się pracuje.
Jak z kolei widzisz zmianę, która zaszła w Tobie osobiście?
Pierwsza rzecz to emocje – zwłaszcza te, którymi mogę zranić. Dużo modlitwy, ascezy, postu wpływa na nie wyciszająco. Codziennie oddaję trudne sytuacje podczas rachunku sumienia. Każdy dzień zamykam i rozpoczynam następny na nowo.
Exodus zmienia myślenie. U mnie ta zmiana dotyczyła przede wszystkim planowania każdego dnia. Kiedy odpadły niekonieczne rzeczy, jak portale społecznościowe, telewizja, telefon, pojawiło się więcej czasu, w który weszły „dyscypliny” z Exodusu, modlitwa czy ćwiczenia fizyczne.
90 dni to nie koniec
Twoje wyzwanie dobiega już końca – zacząłeś 4 stycznia. Zamierzasz na stałe wyeliminować niekonieczne rzeczy ze swojego życia?
Na początku Exodusu spisujemy swoje „why?”. Dla mnie była to potrzeba lepszego gospodarowania swoim czasem, współpraca z Bogiem. Chciałem nauczyć się planować życie, by nie było ono jedynie efektem różnych zbiegów okoliczności.
Mogę dziś powiedzieć, że to się udało i oczywiście chciałbym utrwalić wypracowane nawyki. Na dziś największy mój problem to codzienny rachunek sumienia.
I naprawdę koniec np. z niekoniecznymi zakupami?
Te 90 dni ascezy ma uświęcić intencje. Więc tak – nie chcę robić niekoniecznych zakupów, ale przez to robię więcej prezentów dla rodziny. Kupuję dzieciom zabawki, żonie kwiaty, a przez to staję się szczęśliwszym człowiekiem – umieram dla siebie i rodzę się dla innych.
Celem Exodusu jest zwiększenie świadomości siebie, świętość mężczyzn, a w tym wszystkim skupienie się na relacji z Bogiem – to jest priorytet. Reszta ma być do niego dostosowana.