separateurCreated with Sketch.

„Nieopisany paradoks” Zmartwychwstałego i lęki przyjaciół Jezusa, które musimy zrozumieć. Wielkanoc 2021

ZMARTWYCHWSTANIE
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Dlaczego więc, mając to przekonanie i świadomość Jezusowych zapowiedzi, a nawet będąc świadkami Jego mocy przywracania umarłych do życia, wszyscy na Jego zmartwychwstanie reagują lękiem?
Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

W ewangelicznych świadectwach Zmartwychwstania zwraca uwagę wszechobecny lęk.  Towarzyszy wszystkim, którzy muszą się skonfrontować z faktem powstania Jezusa z martwych.

Wy się nie bójcie” – słyszą wezwanie anioła w Mateuszowej Ewangelii kobiety stojące przy grobie w wielkanocny poranek. Po chwili te same słowa kieruje do nich zmartwychwstały Jezus.

„Przestrach je ogarnął i pochyliły twarze ku ziemi” – dodaje w swym opisie Łukasz. „Wszedłszy do grobowca (...), przeraziły się” – zapisał Marek, zauważając, że mimo przesłania które otrzymały – „ogarnęło je drżenie i uniesienie i nikomu niczego nie rzekły, bo się bały”.

Podobne reakcje widzimy u uczniów Jezusa. Ewangelia Łukasza opisuje pierwsze spotkanie Zmartwychwstałego z apostołami: „Stanął pośród nich i mówi im: ‘Pokój Wam!’ Spanikowanym i przestraszonym wydało się jednak, że widzą ducha”.

Odkrycie faktu zmartwychwstania (pusty grób, orędzie aniołów, wreszcie samo spotkanie ze zmartwychwstałym Jezusem) rodzi panikę i lęk. Dlaczego? Przecież zapowiadając swą mękę, wielokrotnie powtarzał im, że trzeciego dnia po swej śmierci (znali nawet ten szczegół!) powstanie z martwych.

Uczniowie więc (i zapewne także towarzyszące Jezusowi kobiety) doskonale znali te zapowiedzi. Więcej, wszystko wskazuje na to, że oni już wierzyli w zmartwychwstanie! Prawda o zmartwychwstaniu umarłych była bowiem w czasach Jezusa powszechnie przyjmowana.

Nawet jeśli nie uznawali jej niektórzy (przypomnijmy wymyśloną przez drwiących ze zmartwychwstania saduceuszów absurdalną historyjkę o wdowie, tracącej po kolei siedmiu mężów i jej „kłopotach” przy zmartwychwstaniu), to jednak kształtowała ona przekonania dotyczące spraw ostatecznych.

Czy nie wyznaje tej właśnie wiary starotestamentowy Hiob, wieszcząc, że wskrzeszony przez swego Wybawcę, „ciałem swym zobaczy Boga”? A Juda Machabeusz, składający ofiarę za zmarłych z przekonaniem, że „ci zabici zmartwychwstaną”?

Wreszcie Marta z Betanii, która wyznaje przed Jezusem wiarę w zmartwychwstanie Łazarza, swego brata, „w dniu ostatecznym”?

Dlaczego więc, mając to przekonanie i świadomość Jezusowych zapowiedzi, a nawet będąc świadkami Jego mocy przywracania umarłych do życia, wszyscy na Jego zmartwychwstanie reagują lękiem?

Niewątpliwie odegrało tu swoją role bolesne doświadczenie realizmu tego, co wydarzyło się z Jezusem. Jego cierpienie, przemoc, której doświadczył, zadane rany, wreszcie straszna śmierć na szubienicy krzyża. W oczach uczniów było to przypieczętowaniem Jego porażki.

Jezus zdawał się być jednym z tych, którym – mimo, że dobrze chcieli – po prostu się nie udało. Poniósł klęskę. Była to również ich klęska.

Dobrze widać to w nastroju dwóch spośród nich, uciekających w dzień Zmartwychwstania z Jerozolimy, drogą do Emaus. Idą posępni. Sprzeczają się, być może obwiniają nawzajem (ktoś przecież musi być winny!), nie mogąc pogodzić się z tym, co zaszło. „A myśmy się spodziewali...” – słyszy jęk zawodu towarzyszący im (i nie rozpoznany) zmartwychwstały Jezus.

Drugi aspekt wydaje się nie mniej istotny. Uczniowie wierzą w zmartwychwstanie, to prawda. Ale nie w „takie” zmartwychwstanie. Wierzą w zmartwychwstanie umarłych na końcu czasów, „w dniu ostatecznym”.

Tak zwraca się do Jezusa Marta, myśląc o przyszłym zmartwychwstaniu Łazarza. Tak rozumują uczniowie, dlatego nie pojmują, zapowiadanego przez Mistrza, Jego zmartwychwstania „po trzech dniach”. Bo przecież świat chyba się jeszcze nie kończy...

W zmartwychwstaniu Jezusa dzieje się jednak coś zupełnie innego. On nie powraca – jak Łazarz, czy inni wskrzeszeni zmarli – do normalnego, takiego jak przed śmiercią, ludzkiego życia.

On, żyjąc życiem absolutnie nowym, najwyższą (jeśli można użyć tego słowa) „mutacją” życia, nie podlegającą już śmierci, życiem „nie z tego świata”, pojawia się w „tu i teraz” uczniów. Są oni świadkami tego, co – jak są przekonani – nigdy nie miało prawa się wydarzyć.

„Był to nieopisany paradoks: On był zupełnie inny – nie reanimowane zwłoki, lecz Ktoś, kogo Bóg uczynił Żyjącym na nowy sposób i na zawsze. I jako taki – nie należący już do naszego świata – jednocześnie był rzeczywiście obecny, w całej swej tożsamości” (Benedykt XVI).

To zapewne dlatego ewangeliczne świadectwa Zmartwychwstania cechuje pewna bezradność. Próbują uchwycić coś, co wykracza poza granice doświadczenia, będąc jednak w pełni realnym...

Zmartwychwstanie Chrystusa niesie jeszcze jedną nieuświadamianą często prawdę. On swoim nowym życiem dzieli się z tymi, którzy w Niego wierzą. Będą oni mogli – i to nie dopiero kiedyś w wieczności, ale już tu, w tym świecie – doświadczać Jego mocy.

Żyć życiem wiecznym. Pięćdziesiąt dni paschalnej radości, to w liturgii Kościoła czas odkrywania tej radosnej wieści: Chrystus prawdziwie zmartwychwstał! Zmartwychwstał dla nas!