separateurCreated with Sketch.

Jak uczyć się miłości? Bardzo pomaga w tym to jedno pytanie

MIŁOŚĆ
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Żeby dowiedzieć się czegoś o miłości, nieraz najpierw tylu rzeczy potrzebujemy się oduczyć! Potrzebujemy poczuć głęboko w sobie, jak chcieliśmy być traktowani. Choć może nigdy nie byliśmy.
Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Często, gdy w Kościele mówimy, co to znaczy kochać, wyliczamy mnóstwo wymagań. Przyznam, że gdy tego słucham, zastanawiam się, na kogo to jest krojone i kto byłby w stanie to unieść. Najpierw myśleć o innych, potem o sobie. Robić wszystko, nawet jeśli nie mamy na to siły. Nie złościć się. Nie zliczę, na ilu kazaniach słyszałam podawaną jako przykład doskonałej miłości anegdotę o mężu i żonie, którzy przez całe życie jedli nie tę część bułki, która im smakowała, z powodu myśli, że drugi ma tak samo. I mało kto komentował: jakie to smutne, że tak mało siebie znali i nigdy nie pytali wprost o potrzeby.

Gdy „miłość” staje się wymaganiami, zlewa się z innym słowem: „samozaparcie”. Jak zrezygnujesz z siebie, to będzie miłość. Już nie sprawdzamy, o co w tym chodzi i czy to ma sens, tylko rezygnujemy. To jakby posadzić człowieka na motocyklu i powiedzieć mu: „Jak spuścisz z baku paliwo, to pojedziesz najszybciej”. I po kilku latach tak bardzo nas zaskakuje, że już nawet na oparach nie jedziemy, tylko znaleźliśmy się w ciemnym rowie bezmiłości.

Najwięcej jednak o miłości uczą pierwsze doświadczenia – najwcześniejsze, te z własnej historii. Może tak być, że potrzeby dziecka pogrążone są w głębokiej deprywacji – i nie czuje się ono ani bezpieczne, ani nakarmione bliskością, ani zauważane, ani brane pod uwagę. Że regularnie naruszane są jego granice – i fizyczne, i psychiczne. Że jest poniżane, zawstydzane, traktowane jak przedmiot w domu albo ktoś, od kogo się tylko wymaga, jakby był pusty w środku. Na kogo się krzyczy. I ono rzeczywiście szybko się uczy, że miłość to samozaparcie. Bo dzieci nie przestają kochać rodziców, nawet jeśli nie dostają od nich niczego, co by je wspierało. Całe stają się nadzieją, że jak będą myśleć tylko o rodzicach, i jak będą bardzo grzeczne, to jakimś cudem skapną im okruchy miłości. Jakoś stworzą jej tyle, że starczy dla wszystkich – i dla rodziców, i rodzicom dla nich.

Bywa też, że mama lub tata byli ikoną zapomnienia o sobie. I tylko potem ktoś strasznie w domu krzyczał, bo już nie miał siły i nie dawał rady żyć. Tak bardzo zaparł się siebie, że w końcu wołała ta zapomniana część, aż sąsiedzi słyszeli. Mogliśmy nauczyć się w domu jeszcze innych rzeczy: że kochać to nieustannie coś robić. Stale być zajętym. Albo że ludzie, którzy się nawzajem kochają, są wobec siebie złośliwi. Albo nigdy nie ujawniają swoich uczuć, i w domu panuje zimna atmosfera wycofania, udekorowana wyprasowanym obrusem i sztucznymi kwiatkami.

Żeby dowiedzieć się czegoś o miłości, nieraz najpierw tylu rzeczy potrzebujemy się oduczyć. Potrzebujemy poczuć głęboko w sobie, jak chcieliśmy być traktowani, choć może nigdy nie byliśmy. I choć miłość to nie uczucie, wiele potrzebujemy poczuć, by się jej nauczyć. Inaczej będziemy dawać innym to, co sami dostaliśmy od rodziców w pudełku z podpisem „miłość”.

Potrzebujemy odmrozić uczucie przykrości, zawstydzenia i zawodu, gdy ktoś na nas krzyczał. Odmrozić stłumioną złość, gdy nikt nie pytał o nasze „tak” i „nie”. Poczuć skamieniałe przeciążeniem mięśnie, które brały na siebie więcej, niż można było unieść. I wyobrazić sobie, jakby to było być widzianym i słyszanym. Jakby to było, gdyby ktoś cieszył się na nasz widok, gdy wracaliśmy ze szkoły. Jakby to było, gdyby kogoś ciekawiło, co nas smuci, a co cieszy i fascynuje.

Im więcej jako dzieci doświadczyliśmy szacunku i miłości, tym mniej potrzebujemy o niej czytać. Ale jeśli nie, może pomóc właśnie to pytanie: jakby to było być kochanym? Może wówczas zamiast „samozaparcia” dostępne stałyby się słowa: równa godność, życzliwość, zaciekawienie, akceptacja, dostrzeganie potrzeb, wsparcie. I łatwiej byłoby wziąć odpowiedzialność za fakt, że aby to wszystko umieć innym dawać, ja sam potrzebuję miejsc, gdzie tego doświadczę.

Czasem najpierw na terapii, czasem od innych dorosłych w grupie rozwojowej, czasami w przyjaźniach. Bo żaden najlepszy mąż i najlepsza żona nie ma tyle do ofiarowania, by wypełnić bak, który w dzieciństwie został pusty.

Bez tego zatroszczenia się o siebie – miłość nie jest możliwa. Z pustego bowiem i Salomon nie naleje.

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.