Aleteia logoAleteia logoAleteia
czwartek 18/04/2024 |
Św. Ryszarda Pampuri
Aleteia logo
Duchowość
separateurCreated with Sketch.

Chłopiec powiedział do siostry: „Idę z tobą, bo ty będziesz moją mamą!”. Pozamiatane

SIOSTRY BRONISZEWICE

fot. Aleteia Polska

Wydawnictwo WAM - 08.05.21

„Duma nas wprost rozpiera. Być zakonnicą i jednocześnie matką to fantastyczna sprawa, choć ludziom się wydaje, że takie połączenie jest niemożliwe” – opowiadają siostry z Broniszewic.

Łukasz Wojtusik: Matki chorych dzieciaków – jak reagujecie, gdy tak o was mówią?

S. Eliza Myk: Jesteśmy dumne.

S. Tymoteusza Gil: Duma nas wprost rozpiera. Być zakonnicą i jednocześnie matką to fantastyczna sprawa, choć ludziom się wydaje, że takie połączenie jest niemożliwe. Często zakonnicę postrzega się jedynie przez pryzmat modlitwy, skupienia i wyrzeczenia, absolutnie nie macierzyńskiego ciepła.

Ł.: Wyrzeczenia przede wszystkim, wyrzeczenia macierzyństwa.

T.: A my w tych dwóch sferach możemy się realizować w jednym życiu! Znajdujemy czas na kontemplację, ale Boga mamy też blisko w drugim człowieku. Mamy chłopaków, którymi się opiekujemy, rozmawiamy z nimi, pomagamy w codziennym funkcjonowaniu, możemy z nimi spacerować po ulicach, chodzić do kawiarni, do kina. Mówią do nas: „mamo”. Jesteśmy wdzięczne Bogu, że możemy tego doświadczać każdego dnia.

Ł.: Ale to nie do końca fair. Przecież poszłyście do zakonu, czyli czegoś konkretnego się wyrzekłyście, a jako prawne opiekunki możecie budować relację matka – dziecko.

T.: Jesteśmy prawnymi opiekunkami dzieci na czas pobytu w Domu Chłopaków, a to nie to samo co adopcja. Nasze dzieci same nas sobie wybierają, to one mówią do nas: „mamo”. Czasem niezależnie od tego, czy formalnie jesteśmy ich opiekunkami prawnymi, czy nie. Z Jarkiem, nastoletnim chłopcem, który trafił do nas rok temu, było tak, że najpierw zostałam jego mamą, a dopiero później była cała papierologia.

Pewien pan z firmy budowlanej, która obecnie zajmuje się wykończeniem wnętrz Domu Chłopaków, powiedział ostatnio do mojej bratanicy, która wpada do nas regularnie na wolontariat: „Słuchaj, Iza, ile Jarek ma lat? Bo tak się zastanawiam, czy twoja ciocia urodziła go przed klasztorem czy już w klasztorze”. To są zabawne sytuacje, ale czasami nie wiadomo, czy się z nich śmiać, czy szybko prostować.

Ł.: Jak Jarek cię wybrał? Pojawił się w Domu Chłopaków i oznajmił: „Będziesz moją mamą”?

T.: Właśnie tak! Dom w Broniszewicach to jego piąte miejsce pobytu. Wcześniej miał problemy i w rodzinach zastępczych, i w domach dziecka. Byłam pierwszą osobą, którą spotkał w drzwiach naszego domu. Zobaczyłam bardzo chudego, słodkiego, małego chłopaka. Podbiegł do mnie i zapytał: „Gdzie idziesz?”. Odpowiedziałam: „Sprawdzić, co się dzieje na budowie”. „Idę z tobą, bo ty będziesz moją mamą!”. Pozamiatane.

Piotr Żyłka: Jarek jest pierwszym dzieckiem, które zaczęło do ciebie mówić „mamo”?

T.: Tak, pierwszym. To dzięki niemu jestem mamą.

Ł.: Można być u was mamą dla więcej niż jednego dziecka?

E.: Można. Ale do mnie jeszcze tutaj nikt otwarcie nie powiedział „mamo”. Z wyjątkiem Jarka, któremu zdarza się tak do mnie zwracać pod nieobecność Tymki. Cieszę się wtedy, bo wiem, że ma zapewnioną ciągłość w poczuciu bezpieczeństwa. Zauważyłam, że Jarek, przebąkując coś czasem o swojej przeszłości, nie wspomina facetów, jakby mężczyzn wymazał z życiorysu, jakby nie mieli dla niego żadnego znaczenia.

Uwielbiam, kiedy chłopcy odwiedzają mnie w biurze, i zawsze gdy ich spotykam, przywitanie wygląda tak, jakbyśmy się nie widzieli rok. W Kielcach, gdzie prowadzimy ośrodek wychowawczy dla dzieci z niepełnosprawnością, miałam córeczkę Basię. To cudowne, że mogłam być dla niej całym światem.

Tam dzieci po ósmej klasie musiały od nas odejść (inaczej niż w Broniszewicach, gdzie chłopcy najczęściej zostają z nami już na zawsze). Dla Basi to było bardzo ciężkie przeżycie, ponieważ miała świadomość, że nie może z nami zostać i że jej życie drastycznie się zmieni. Również dla mnie to było trudne. Ubolewałam, że tam nie możemy dziewczynkom pomóc po ich odejściu. Marzyły mi się mieszkania chronione dla dziewczyn, żeby mogły w miarę normalnie funkcjonować i nie musiały wracać do swoich rodzin, bardzo często patologicznych, alkoholowych, dysfunkcyjnych.

Ale byłam wtedy młodziutką siostrą, nie czułam w sobie siły, żeby coś w tym kierunku zrobić. To właśnie dzięki dzieciom z niepełnosprawnością złapałam realny kontakt z Bogiem. Poleganie na Jego obecności tylko w Najświętszym Sakramencie było dla mnie niepełne.

Ł.: W Broniszewicach spotkamy chłopaków z bardzo dużymi problemami adaptacyjnymi, poważnie chorych, z różnymi rodzajami niepełnosprawności. Tyle ludzkiego niezawinionego cierpienia, a ty mówisz, że widzisz tu umocnienie, widzisz Boga.

E.: Wiesz, nigdy o tym w ten sposób nie pomyślałam. Spotykam ludzi, którzy mówią, że nasz dom to najlepszy dowód na to, że Bóg jest. Co ciekawe, również spora część ateistów mówi, że powstanie Domu Chłopaków w Broniszewicach i sposób jego funkcjonowania to najlepsze dowody na istnienie siły wyższej.

Chłopcy są tu naprawdę szczęśliwi, a my staramy się to ich szczęście pokazywać ludziom w każdy możliwy sposób. I to ich widoczne szczęście doprowadza wielu ludzi do refleksji nad dobrocią Boga. Ta siła oddziaływania chłopców daje mi kopa.

Na początku w Kościele nie czułam, że niepełnosprawni są ważną częścią wspólnoty. Krzyczałam wewnętrznie i pragnęłam, żeby ludzie wokół mnie znaleźli w nich Boga, podobnie jak ja. A tymczasem o wiele szybciej to ludzie niewierzący Go w nich spotykali.

P.: A co to znaczy, że siostra spotkała żywego Boga?

E.: Kiedyś myślałam, że Bóg to gość, który stacjonuje w niebie, Wielki Nieuchwytny. Ale mnie taka Jego obecność nie satysfakcjonowała. Tęskniłam za Bogiem, z którym możemy sobie posiedzieć, spojrzeć w oczy, który jest obecny w realny sposób przy mnie, gdziekolwiek jestem.

Okazało się, że w moim życiu to twarze niepełnosprawnych chłopaków i dziewczyn są twarzą Boga, ich spojrzenie Jego spojrzeniem, a kiedy ich przytulam, przytulam samego Boga. Bóg w Broniszewicach obecny jest przez chłopaków.

Gdy siedziałam nad papierami nowej inwestycji i biadoliłam, bo czułam się oszukana przez któregoś z wykonawców, nagle, ni stąd, ni zowąd, pojawiał się Andrzej. Przytulał mnie, całował w czoło i pytał, jak się czuję. Dla mnie to widzialne i czułe działanie Boga, któremu nie jest obojętne moje przygnębienie, mój smutek czy bezsilność.

P.: A osądzone będziecie z bycia matkami czy zakonnicami?

T.: „Byłem chory, byłem nagi, byłem spragniony” – to słowa Jezusa. Nie mówił, że tylko adorując Go, jesteśmy w stanie spotkać Boga. On powiedział: „Byłem w konkretnym człowieku, a ty właśnie wtedy byłeś przy mnie”. Tak będziemy sądzeni.

Zresztą sam był w więzieniu. Wobec współczesnych więźniów zachowujemy największy dystans, a Jezus przecież jest w nich. Ufam, że słusznie podjęłam ryzyko. Apostołowie też je podjęli, widzieli człowieka, a uwierzyli, że jest Bogiem.

Jest to fragment książki: „Siostry z Broniszewic. Czuły Kościół odważnych kobiet”, s. Eliza Myk, s. Tymoteusza Gil, Łukasz Wojtusik, Piotr Żyłka, Wydawnictwo WAM, Kraków 2021. Tytuł, lead i skróty pochodzą od redakcji Aleteia.pl.

SIOSTRY Z BRONISZEWIC

Tags:
macierzyństwoniepełnosprawnośćpomocświadectwozakonnica
Modlitwa dnia
Dziś świętujemy...





Top 10
Zobacz więcej
Newsletter
Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail