Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Kiedy o. Krzysztof Pałys dostał maila od Mateusza, w głowie miał tylko jedną myśl: "Po pandemii w klasztornej kasie mamy prawie tyle samo długów co on...". W dodatku – jak napisał na swoim Facebooku dominikanin – nie ma dnia, by do klasztoru nie docierały prośby o pomoc. "Potrzeb jest tyle, że nie sposób wszystkim zaradzić" – stwierdził.
Ale ta prośba nie daje mu spokoju. Mateusz ma ogromne długi, jest na granicy załamania, wszystkie jego pomysły zawiodły. Widział o. Krzysztofa na mszy św. i pomyślał, że ojciec mógłby mu pomóc. Choć list zaczyna tak: "Naprawdę kosmicznie ciężko mi jako mężczyźnie prosić o pomoc... (...) Tak po ludzku ta sprawa dla nas jest nie do rozwiązania, bo jestem w stanie zarabiać tyle, żeby nam wystarczyło, ale nie tyle, żeby pozbyć się tego zadłużenia. 13 lat takie kręcenie się w kółko i wszystko zablokowane".
Jedyny pomysł, jaki ma dominikanin, brzmi: "Panie Jezu, co ja mogę? Klękam przed ikoną Matki Bożej i powierzam Jej całą sprawę". W sercu słyszy odpowiedź: "Pomóż im, to moje dzieci". Jak zaznacza, nie ma żadnych wizji czy objawień, raczej modlitewne doświadczenie obecności i interwencji Matki Bożej.
A przy tym wszystkim, jak napisał – ma też wiele niechęci do angażowania się w kolejne zadanie oraz jeszcze więcej obaw. "Sama im pomóż, przecież nie mam pieniędzy, konta do zbiórki, na dodatek jest tak wiele pilnych spraw, że nawet nie wiem za co mam się teraz zabrać" – mówi Maryi. A Ona odpowiada: "Ja pomogę". Wraz z tymi słowami przychodzi pokój i bezpieczeństwo.
Zakonnik postanawia zakasać rękawy w habicie i zakłada (za zgodą przeora) konto, na które będzie można wpłacać pieniądze dla potrzebującej rodziny. Pisze tekst, który potem umieści na facebooku. Bez zdjęcia rodziny, za to z ikoną Matki Bożej, bo w końcu obiecała, że pomoże. "Niech się teraz martwi" – mówi.
Do zebrania ogromna kwota – 100 tys. złotych. O. Pałys planuje zakończenie zbiórki na 8 września – to święto narodzenia Matki Bożej. Kapłan stwierdza, że zebranie tak dużej kwoty szybciej jest mało realne. Mimo wszystko ma obawy, że się nie uda.
Zawiera więc z Maryją pewną umowę. "Jeśli rzeczywiście Bóg tego chce, to do 8 września zbierzemy 100 tys. zł. Obiecuję także Maryi, że wówczas opowiem swoje świadectwo i zamknę sprawę. Nie o mnie przecież w tym wszystkim chodzi".
Rozpoczyna się zbiórka dla Mateusza i Oli, i ich pięciorga dzieci. Ich historia jest poruszająca. Nie pochodzą z zamożnych rodzin, sami walczyli o każdy grosz. Próbowali rozkręcić swój biznes, ale zamiast rozwoju firmy pojawiły się długi... Dodatkowo pandemia pokrzyżowała im plany.
Po godzinie na koncie jest już 10 tys. złotych! A wraz z pieniędzmi budzi się nadzieja... "Już wiem, że uczestniczę w czymś, co zdecydowanie jest poza mną" – myśli wtedy zakonnik. Ostatecznie zbiórka kończy się po... czterech dniach!
A o. Krzysztof, wdzięczny za ten cud, odprawił mszę świętą w intencji wszystkich, którzy wsparli zbiórkę. "Za każdą osobę, która dała choćby 10 zł i za wszystkie poruszające komentarze w stylu: „Sami toniemy w długach, ale się podzielimy” – niech Bóg Wam stokrotnie odpłaci. Zgodnie z obietnicą dołączam Was oraz Wasze sprawy do swoich codziennych klasztornych modlitw (brewiarz, różaniec, adoracja Najświętszego Sakramentu). Aż do mojej śmierci".
Ci, którzy wsparli przedsięwzięcie, tak pisali w trakcie trwania zbiórki i tuż po niej: "Z całym szacunkiem, ale Ojciec chyba nie docenił Matki Bożej... 85% sumy w niecałe 2 dni?!"; "Rodzina będzie mogła odetchnąć. W jedności siła"; "Cegiełka dorzucona niech mnoży się dobro w imię Jezusa!".
A dominikanin, tak, jak obiecał Matce Bożej, podzielił się swoją osobistą historią, którą możecie przeczytać na jego Facebooku: