separateurCreated with Sketch.

O lęku przed bliskością

SAMOTNOŚĆ
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Po wielu trudnych doświadczeniach możemy dotrzeć do miejsca, gdzie w naszym życiu nie ma nikogo i „tak jest najlepiej”. To jednak też miejsce, w którym nie da się wytrzymać.

Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.

Wesprzyj nasPrzekaż darowiznę za pomocą zaledwie 3 kliknięć

Jak to bywa z wieloma lękami, lęk przed bliskością dotyczy tego, co już było, a nie tego, co dopiero będzie. I choć mnożymy scenariusze, co może pójść nie tak, gdy dopuścimy drugiego człowieka (za) blisko siebie, to nie bylibyśmy w stanie ich wymyślić, gdybyśmy wcześniej nie doświadczyli katastrofy. Najczęściej tak dawno, że nawet tego nie pamiętamy.

Ludzie, którzy obawiają się bliskości, opatrują ten stan różnymi etykietami. Nazywają siebie „samotnikami” i „ludźmi, którzy czują się najszczęśliwsi sami ze sobą”. Jasne, że jedni potrzebują więcej kontaktu, a inni mniej. Gdy jednak w naszym życiu w ogóle nie ma bliskich więzi, nie możemy czuć się szczęśliwi, nawet jeśli się nam wydaje, że w ten sposób dbamy o swoje poczucie bezpieczeństwa. Na pewno unikając bliskości, karmimy lęk przed nią i staje się on jeszcze większy.

Drugim obliczem lęku przed bliskością jest bycie… ogromnie towarzyskim. Można być duszą towarzystwa i nie mieć w swoim życiu nikogo bliskiego. Inna maska lęku przed bliskością to bycie empatycznym i skupionym na innych. „Ona zawsze zapomina o sobie”. „On myśli tylko o innych”. To bezpieczny sposób, by inni nas potrzebowali, ale my nie odkrywamy, że potrzebujemy ich także. W rezultacie inni „kupują” naszą twarz „pomocnego Piotrusia” i wierzą, że to prawda: my jesteśmy dla wszystkich i to nam wystarcza.

W jakiejś ekstremalnej wersji ta postawa wyraża się wiecznym aktywizmem, byciem całodobowym społecznikiem. Wszystko po to, by nie poczuć, co u mnie słychać (bo spodziewamy się, że to nie będzie przyjemne). A w konsekwencji – by tego nie musieć wobec nikogo ujawniać.

Można z lęku przed bliskością ujawniać dużo i wszystkim – czyniąc z tego facebookowe posty i InstaStory. To także strategia unikania konfrontacji z drugim człowiekiem w intymnej, kameralnej sytuacji, gdzie jesteśmy tylko my, pokazujący sobie nawzajem własną kruchość i piękno. Pozbawieni gwarancji, jak ktoś drugi te nasze wrażliwe kawałki przyjmie, bo tu nie ma guzika „like” ani serduszek. Zostaje tylko niepewność, jaka towarzyszy odsłanianiu przed drugim własnej podatności na zranienie.

To wszystko, czego się spodziewamy (i dlatego unikamy bliskości), już się w naszym życiu zdarzyło. Bliskość była konkretnym doświadczeniem od dnia naszych narodzin. Była czynami, słowami i uczuciami, jakie wobec nas kierowano. Mogła być bezpieczeństwem obecności drugiego człowieka: otwartego, opiekuńczego, uspokojonego i stojącego mocno nogami na ziemi – lub chwiejnością naprzemiennych gestów czułości i wrogości, niemożliwych do zrozumienia. Mogła być pełnym szacunku zauważaniem potrzeb i granic (więc uczyliśmy się je wyrażać) lub wycofaniem miłości, gdy nie realizowaliśmy oczekiwań. Wreszcie – bliskość mogła być bólem obojętności i braku odzewu czy doświadczaniem bycia dla rodziców powodem rozczarowania. Mogła też zakończyć się odrzuceniem, porzuceniem, odejściem, zerwaniem kontaktu na zawsze.

Wszystko to zapisuje głęboko w nas wyobrażenie o bliskości i kolei rzeczy, jakie ona oznacza. Następne doświadczenia, jakie zdobywamy w bliskich relacjach, najczęściej nawiązują do pierwszych ran w tej dziedzinie. Osoba porzucona nieświadomie przyspiesza proces rozpadu więzi, gdy relacja staje się bliska, by nie doświadczyć znowu bólu bycia zostawioną przez przyjaciela, chłopaka, dziewczynę, męża czy żonę. Człowiek traktowany źle jako dziecko nawiązuje więzi z ludźmi, którzy go źle traktują, wierząc, że to bliskość.

Po wielu trudnych doświadczeniach możemy dotrzeć do miejsca, gdzie w naszym życiu nie ma nikogo i „tak jest najlepiej”. To jednak też miejsce, w którym nie da się wytrzymać. Dlatego nie ma innej drogi niż zaopiekowanie się swoimi zranieniami (najlepiej w terapii) i uczenie się, jak bliskie relacje tworzyć. Jak się na nie otwierać, nie powtarzając scenariuszy z własnej historii. Jak być i empatycznym, i autentycznym – czyli jak nie porzucać siebie po to, by inni nas lubili. W jaki sposób naprawiać, gdy coś się psuje lub rezygnować, gdy nie działa. I jak przyjmować z zaufaniem bliskość, gdy pojawia się w naszym życiu.

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Aleteia istnieje dzięki Twoim darowiznom

 

Pomóż nam nadal dzielić się chrześcijańskimi wiadomościami i inspirującymi historiami. Przekaż darowiznę już dziś.

Dziękujemy za Twoje wsparcie!