separateurCreated with Sketch.

O. Leon Knabit: Co św. Benedykt ma do powiedzenia dzisiejszemu człowiekowi?

ŚWIĘTY BENEDYKT
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Leon Knabit OSB - 11.07.21
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Obiektywne spojrzenie – to jest to, w czym św. Benedykt może dzisiaj nam bardzo pomóc.
Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Kiedyś byliśmy w Rzymie z pielgrzymką górali na Światowych Rekolekcjach Podhalańskich i wtedy właśnie Benedykt XVI omawiał osobę św. Benedykta. Byłem zachwycony, bo my mówimy dokładnie to samo, oczywiście z mniejszą powagą.

Kiedy przychodzą do nas grupy, to je zwykle oprowadza któryś z mnichów. Chodzi o to, żeby ludzie najpierw poznali człowieka, bo mury mają swoją wartość, ale nabierają jej od człowieka, który układał kamienie, a więc od benedyktynów, a ci nabierają wartości od św. Benedykta.

Św. Benedykt miał twardy charakter

Jest on dzisiaj bardzo aktualną postacią, bo żył w analogicznych czasach. Będąc urodzonym mniej więcej około roku 480, zmarł w 547 r. Są to umowne daty, bo nikt nie prowadził wtedy kartotek ani nie podano w internecie, kiedy dokładnie umarł. Urodził się w Nursji, dziś ta miejscowość nazywa się Norcia. Leży na północny wschód od Rzymu. Miał siostrę, podobno bliźniaczą, Scholastykę.

Oczywiście dano go do Rzymu na naukę, bo jego rodzice byli szlachetnie urodzeni i zamożni. Tam studiował nauki, jakie wtedy były w modzie, ale jest ważne, w jakim środowisku. Rzym jeszcze żył blaskiem pogańskiego cesarstwa i jednocześnie już dawały się we znaki ludy barbarzyńskie, jak je wówczas nazywano, czyli germańskie i im podobne: Longobardzi, Wizygoci, Ostrogoci, Wandalowie i inni. Już od długiego czasu wędrowali przez Europę. Pustoszyli tereny, niszczyli starą kulturę i w jej miejsce szerzyli swoje zwyczaje i wierzenia. I to przesiąkało do Rzymu.

W szacownych i szanowanych środowiskach dostrzegano te elementy obce – subkultury czy superkultury, nie wiadomo, może antykultury. A niektórym młodym ludziom mogło imponować wędrowanie przez Europę, podbijanie nowych terenów, poznawanie innych bogów i tak dalej. Poza tym na studiach byli jeszcze koledzy, dziewczyny były, wino było. Można się było po prostu zabawić, nawet w tym V w. A do tego wszystkiego jeszcze domieszało się chrześcijaństwo, które przyszło z południowego wschodu, z Azji Mniejszej.

I kiedy młody człowiek wpadł w ten tygiel, to mógł naprawdę zgłupieć. Tyle propozycji. Tyle informacji. Bardzo wielkie zamieszanie w ideach. Benedykt przyglądał się temu wszystkiemu i doszedł do wniosku, że niczego się tam nie nauczy czy więcej: nauczy się złego – że więcej straci, niż zyska. Miał charakter twardy. Wyraźnie wiedział, o co chodzi, mimo, że był jeszcze młodym chłopcem. Był dojrzały – jak to napisał św. Grzegorz – już w młodym wieku.

Ucieczka Benedykta z Rzymu

Zdecydował, że nie będzie dłużej przebywał w Rzymie. I jak to Hanna Malewska w swojej książce „Przemija postać tego świata” napisała na zakończenie rozdziału o zmaganiach Benedykta: „Po prostu uciekł”. Ponieważ była to bogata rodzina, Benedykt miał piastunkę i ona za nim podążyła. Doszli do małego miasteczka Effide.

Tam chciał być w spokoju, w ciszy, ale wkrótce uznał, że wybiera życie pustelnicze i uciekł do Subiaco. Obecnie są tam dwa klasztory. Bardzo piękne, cudownie położone w Apeninach. Tam przebywał przez parę lat – dopóki nie stał się znów sławny. Zaczęli do niego przychodzić ludzie i tak zaczęło się życie monastyczne, czyli wspólnotowe – oddane Bogu pod regułą i opatem.

Jak za czasów Benedykta

Dzisiaj jest podobna sytuacja jak w ówczesnym Rzymie. Jest tradycja laicka, odziedziczona po Polsce Ludowej, troskliwie pielęgnowana i postulowana przez rozmaite koła, żeby wszystko było bez odnoszenia się do Boga. Człowiek na pierwszym planie. Człowiek urządzający sobie życie po swojemu, człowiek korzystający z życia bez ograniczeń, bo człowiek wie sam z siebie, co jest dobre i złe, sam o tym decyduje. I jest też bardzo wiele zewnętrznych wpływów. Amerykańskie, jeśli chodzi o kulturę, buddyjskie i ogólnie wschodnie, jeśli chodzi o religię. Do tego koledzy i koleżanki na uczelniach. [...]

A w tym wszystkim chrześcijaństwo ze swoją wspaniałą, wzniosłą nauką, nie przez wszystkich wspaniale realizowaną, a za to z wieloma wymaganiami, których wypełnianie gwarantuje, że człowiek będzie szczęśliwy. Jeśli to wszystko wypełnisz, to wtedy będziesz w Niebie. Tutaj pocierpisz, to tam będzie ci dobrze. Ale już i tutaj wiara daje pokój sumienia, odporność na cierpienie, sens życia, bez względu na to, jakie ono jest: radosne, trudne, smutne. I gwarancję, że jest się kochanym. I siłę, żeby kochać innych, kochać świat, kochać rzeczywistość. Używając już jako motta słów świętego naszego papieża – żeby się odnawiało oblicze tej ziemi.

We wszystkim ma być uwielbiony Bóg

W Regule św. Benedykta jest wyraźnie powiedziane, że we wszystkim ma być Bóg uwielbiony – to jest zaczerpnięte z listu św. Piotra (por. 1 P 4,11). To tu widzimy receptę na dzisiejsze czasy. I jak będziemy tak patrzeć, to nie będziemy widzieli w Kościele tylko przerostu pychy, ambicji, wykorzystywania władzy, chciwości pieniędzy, pedofilii. To wszystko istnieje. Ale jak się patrzy tylko od tej strony, widzi się tylko tę rzeczywistość. To są błędy i poszczególnych ludzi, i Kościoła jako instytucji, w stosunku do człowieka. Ale w każdym jest coś dobrego. To jest jasne. Tylko patrz z pewnej perspektywy i obiektywnie wszystko oceniaj. Bo jak człowiek sobie założy z góry, że coś jest złe, to potem nic go nie przekona, że jest inaczej. A jak się coś dobrego uda, to mówi: „Trafiło się ślepej kurze ziarno”.

A jak ktoś sobie założy, że coś jest dobre – fanatyczni obrońcy Kościoła, którzy nie widzą w nim żadnej plamki, a jeśli jest, to zamiatają problem pod dywan – też nie widzi prawdziwie. Obiektywne spojrzenie – to jest to, do czego św. Benedykt dopomaga.

To, co potem zostało jemu przypisane – zwrot: „Módl się i pracuj”, pasuje właściwie każdemu zakonowi i nawet każdemu człowiekowi. Bez modlitwy czy bez dążenia do tego, żeby we wszystkim Bóg był uwielbiony, życie, jak to Jan Paweł II mówił, jest nijakie. Nic się na to nie poradzi. Choćby było nawet bardzo bogate w emocjonalne przeżycia – dużo przyjemności, to radości zwykle mniej. Więc módl się i pracuj.

Fragment książki „Ojca Leona słów kilka”. Śródtytuły pochodzą od redakcji.

Leon Knabit OSB – ur. 26 grudnia 1929 roku w Bielsku Podlaskim, benedyktyn, w latach 2001-2002 przeor opactwa w Tyńcu, publicysta i autor książek. Jego blog został nagrodzony statuetką Blog Roku 2011 w kategorii „Profesjonalne”. W 2009 r. został odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski.

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.