Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Dla każdego księdza rocznica święceń kapłańskich jest jak rocznica ślubu. We wtorek 29 czerwca 94-letni Benedykt XVI świętował 70-lecie kapłaństwa, zwane też „brylantowymi zaślubinami” z Bogiem. "Bardzo trudno jest streścić 70 lat życia w kapłaństwie" – przyznał w rozmowie z Aleteią Christophe Dickès, historyk, dziennikarz i autor wielu książek, w tym m.in. Watykan, prawdy i legendy oraz Dziedzictwo Benedykta XVI. Jego zdaniem wybitny wykładowca i intelektualista, jakim jest Benedykt XVI nie ukrywa, że kapłaństwo „rzeczywiście jest centrum jego życia".
Aleteia: Jak postrzega pan 70 lat kapłaństwa Benedykta XVI?
Christophe Dickès: Bardzo trudno jest streścić 70 lat życia w kapłaństwie. Gdyby należało wybrać tylko jedno słowo, pewnie byłoby to słowo "zaufanie". Joseph Ratzinger miał głębokie przekonanie, że Bóg czegoś od niego oczekuje. Co więcej, to było przekonanie, że "oczekuje" od niego czegoś, co wiąże się z kapłaństwem.
Oto anegdota, która może wydaje się bez znaczenia, ale wywarła na nim wrażenie. W dniu jego święceń kapłańskich, kiedy kardynał Faulhaber położył mu dłonie na głowie w momencie wyświęcania na kapłana, jakiś ptak wzleciał w powietrze z głównego ołtarza i zaczął śpiewać. Joseph Ratzinger nie chciał być przesądny, ale uznał to za znak, "nauczanie z góry" – jak sam napisał.
Kapłaństwo jest centrum jego życia.
Wybitny wykładowca i intelektualista nie powinien ukrywać, że kapłaństwo rzeczywiście jest centrum jego życia. Kiedy Peter Seewald, który prowadził długie rozmowy z Benedyktem XVI zapytał, czy kapłaństwo było tylko etapem prowadzącym do innego celu, Joseph Ratzinger odpowiedział: "Nie, nie. W pełni świadomie obiecałem sobie, że ponieważ nic mnie nie zmusza do bycia naukowcem, chcę być księdzem, bo mam do tego powołanie". Całe jego życie oparło się na tym powołaniu i także z tego względu liturgia stała się jednym z głównych zajęć w jego życiu.
Znamy Benedykta XVI jako papieża, emerytowanego papieża, wybitnego teologa… Ale co najlepiej charakteryzuje księdza Josepha Ratzingera? Co pozwoliłoby nam odpowiedzieć na to pytanie?
Dysponujemy wieloma tekstami Josepha Ratzingera o kapłaństwie. Wszystkie te teksty pozwalają lepiej zrozumieć stosunek Josepha Ratzingera do kapłaństwa. Interesujące jest także świadectwo jego studentów na temat sposobu, w jaki odprawiał mszę. Podkreślali oni, że ksiądz Joseph Ratzinger nigdy nie odprawiał mszy rutynowo, ale za każdym razem z taką samą pierwotną żarliwością. Jakby odprawiał mszę po raz pierwszy. W 1991 r., w homilii wygłoszonej w Pentling w Bawarii, wypowiedział takie słowa: „Eucharystia jest najgłębszą, najtrwalszą potrzebą ludzkiej istoty". I dodał, że musimy na nowo się nauczyć przyjmować Komunię Świętą.
<!-- wp:paragraph --> <p><strong><em>Chrystus jako centralny punkt kapłaństwa Josepha Ratzingera: w sakramencie, w jego powołaniu kapłańskim, a także w jego karierze intelektualnej.</em></strong></p> <!-- /wp:paragraph -->
Chrystus stał się centralnym punktem kapłaństwa Josepha Ratzingera: w sakramencie, w jego powołaniu kapłańskim, a także w jego karierze intelektualnej. Tryptyk ten odnajduje się już u podstaw jego pontyfikatu. Jest to zjawisko, którego wiele mediów nie może zrozumieć. Widziany w tej perspektywie pontyfikat Benedykta XVI promieniuje i oświeca tych, którzy mają Wiarę.
Jak opisałby Pan różne "fazy" jego kapłaństwa?
Nie wydaje mi się, że można mówić o fazach jego kapłaństwa. Wyświęcony na kapłana w 1951 r., Joseph Ratzinger został mianowany wikarym w parafii Krwi Przenajświętszej w Monachium. Poznał tam proboszcza o nazwisku Blumschein. Z jego punktu widzenia spotkanie to było decydujące. W swoich Wspomnieniach (Fayard, 1997 r.) napisał: "Blumschein nie zadowalał się przekonywaniem innych, że kapłan powinien płonąć żarliwością, ale sam naprawdę płonął wewnętrznym ogniem. Do ostatniego tchu chciał być księdzem-sługą, każdą cząstką swojej istoty. I umarł idąc do chorego z ostatnim namaszczeniem".
Josepha Ratzingera nie można zrozumieć bez wzięcia pod uwagę zbieżności jego ideałów z proboszczem Blumsheinem. Obaj najwyżej cenili posługę i dyspozycyjność w każdej chwili. Jestem głęboko przekonany, że Benedykt XVI zrezygnował z funkcji papieża, bo doszedł do wniosku, że już nie może wypełniać obowiązków z nią związanych: że nie może służyć innym inaczej jak tylko modlitwą.
W jednym z wielu swoich tekstów poświęconych kapłaństwu Benedykt XVI przypomniał, że w godzinie ostatecznego powołania Szymona Jezus patrząc na niego w gruncie rzeczy zapytał go tylko o jedno: "Czy miłujesz Mnie?". W jaki sposób kapłaństwo Benedykta XVI odpowiada na to pytanie?
Na cytat z 21 rozdziału Ewangelii wg św. Jana odpowiem cytatem z pierwszego listu św. Piotra (3,15): "(...) bądźcie zawsze gotowi do obrony wobec każdego, kto domaga się od was uzasadnienia tej nadziei, która w was jest". Joseph Ratzinger zaświadczył o swojej głębokiej nadziei swoim życiem kapłańskim, a także swoim dziełem teologicznym. Encyklika Spe Salvi o teologalnej cnocie nadziei jest jedyną encykliką, którą napisał od początku do końca. Zazwyczaj nad encykliką pracuje nieduża grupa osób nadzorowana przez papieża. A w tym konkretnym przypadku całą encyklikę papież napisał sam. Wydaje mi się ona zasadnicza dla nas, chrześcijan, ale także dla naszego podzielonego społeczeństwa, które przeżywa niezwykle poważny kryzys.
Co się składa na jego kapłaństwo, odkąd został emerytowanym papieżem?
Emerytowany papież nie odciął się od świata. Dziś jest już człowiekiem w bardzo podeszłym wieku, dużo słabszym fizycznie, ale przez wiele lat regularnie przyjmował osoby z zewnątrz. W ten sposób udało mi się się z nim spotkać w lipcu 2014 r., o czym wspomniałem w mojej książce. Benedykt XVI udzielił również kilku wywiadów i zabierał głos w kolokwiach, ale bez zmiany miejsca pobytu. Wiadomo również, że papież Franciszek wielokrotnie zapraszał go do uczestnictwa w wielkich uroczystościach, takich jak np. Jubileusz Miłosierdzia.
Benedykt XVI, stroniący od mediów papież, podał dłoń młodzieży, żeby mogła spotkać Boga.
Przede wszystkim, i w tej rozmowie wydaje mi się to najważniejsze, Benedykt XVI życzył sobie wziąć udział w debatach o przyszłości księży, co pokazał pisząc książkę razem z kardynałem Sarahem. Tekst ten, o rzadko spotykanym intelektualnym, kulturalnym i teologicznym ciężarze gatunkowym wskazał na znaczenie kapłańskiego celibatu. Możemy w nim przeczytać słowa, które Ratzinger powtarzał sobie w przededniu swoich święceń kapłańskich: "[My, księża] musimy bezustannie oczyszczać się i pozwalać się ogarniać Chrystusowi, żeby to On w nas mówił i działał, a my sami coraz mniej".
W tych słowach odnajduje się to pojęcie zaufania, o którym wspomniałem na początku naszej rozmowy. Ponad półtora miliona ludzi młodych w ciszy madryckiej katedry rozważało tę sugestię zapomnienia o sobie, kiedy papież ukląkł przed Najświętszym Sakramentem. Ten stroniący od mediów papież podał dłoń młodzieży, żeby mogła spotkać Boga. Podczas mojego z nim spotkania powiedział mi, że ten dialog ludzi młodych z Bogiem w całkowitej ciszy był jednym z filarów jego pontyfikatu.
W jaki sposób Benedykt XVI zinterpretował swoje powołanie kapłańskie? Czy nadał kapłaństwu nowy wymiar?
Przede wszystkim należy przypomnieć, że wybór Benedykta XVI w 2005 r. był wynikiem potrójnej potrzeby: wzmocnienia doktrynalnej, a także moralnej formacji kleru, powrotu do korzeni wiary i promowania liturgii. Napisałem w mojej książce, że wobec niszczenia wiary i dechrystianizacji, księża zobaczyli w Benedykcie XVI kogoś więcej niż sprzymierzeńca. Zobaczyli w nim niezachwiane oparcie i pomocnika w głoszeniu Ewangelii. Ludziom tym, którzy w centrum Kościoła umieścili to, co najważniejsze, czyli Chrystusa, towarzyszyło silne poczucie dumy.Wydając swoją pierwszą encyklikę papież podkreślił wartość nadziei, która ma towarzyszyć katolikom w świecie. Benedykt XVI po ostatnie dni swojego pontyfikatu przypominał, kim jest "Bóg miłości". Podczas wielkiego papieskiego seminarium w Rzymie, które odbyło się 9 lutego 2013 r., w zaimprowizowanej lectio divina zwrócił się do księży słowami: "Wiemy, że przyszłość należy do nas, i że drzewo Kościoła nie umiera, ale wciąż się rozrasta. Z tego względu nie musimy się trwożyć – jak powiedział papież Jan XXIII – słowami złowróżbnych proroków twierdzących, że Kościół to drzewo wyrosłe z ziarna gorczycy, które rosło przez dwa tysiąclecia, a teraz jego czas minął, czas już, żeby umarło. Nie. Kościół ciągle się odnawia, ciągle się odradza. Przyszłość należy do nas".