Aleteia logoAleteia logoAleteia
niedziela 28/05/2023 |
Uroczystość Zesłania Ducha Świętego
Aleteia logo
Duchowość
separateurCreated with Sketch.

„Kiedyś okradałem księży, a dziś głoszę rekolekcje”. Więzień, który się nawrócił i ewangelizuje [wywiad]

PIOTR ROSZKOWSKI

fot. archiwum prywatne

Katarzyna Szkarpetowska - 10.08.21

„Pobyt w zakładzie karnym uważam za najdłuższe rekolekcje zamknięte w moim życiu. Rekolekcje, które obnażyły całą prawdę o mnie, o moim wnętrzu” – opowiada nam w wywiadzie Piotr Roszkowski.

Pan Bóg zadziałał w Twoim życiu?
Opowiedz nam o tym!
Pokażemy Twoją historię tysiącom czytelników.
Może komuś pomoże? Może kogoś uratuje?
   a
Prześlij swoje świadectwo!

Katarzyna Szkarpetowska: Piotrze, jak to się stało, że chłopak, który był związany z Ruchem Światło-Życie, jeździł na oazę, prowadził rekolekcje dla animatorów, trafił na wiele lat do więzienia?

Piotr Roszkowski: Kiedy zacząłem wchodzić w tzw. dorosłe życie, zachłysnąłem się własnym „ja”. Zajmowałem się organizacją imprez, eventów. Znajomi mówili: „Piotrek, jesteś duszą towarzystwa”, „Wow, jaki Ty masz zmysł organizacji!”. To, co robiłem i słowa, które słyszałem, głaskały moje ego, czułem się ważny.

W pewnym momencie pojawiła się propozycja, od której rozpoczęła się moja przygoda z oszustwem. Kolega wiedząc, że jestem grafikiem komputerowym zaproponował, bym sfałszował dla niego dokumenty, na podstawie których będzie mógł starać się o wizę do Stanów Zjednoczonych. Nie do końca miałem ochotę to zrobić, ale w końcu powiedziałem: OK, spróbujmy.

Gdy okazało się, że fałszywki niczym nie różnią się od oryginału i znajomy bez problemu dostał na ich podstawie wizę, pomyślałem, że mam w ręku nowy fach.

Zacząłeś zajmować się fałszowaniem dokumentów zawodowo?

Tak. Ta nielegalna działalność finansowo była całkiem opłacalna. Pieniądze stały się moim bożkiem. Wydawałem je na imprezy, używki, przygodny seks, ale to nie przynosiło mi radości. Nie powodowało, że w sercu miałem pokój, że sam ze sobą czułem się dobrze. 5 listopada 2011 roku otworzyły się przede mną bramy Aresztu Śledczego w Białymstoku.

W jakich okolicznościach doszło do zatrzymania? To była ustawka policji, byłeś wcześniej obserwowany?

Tak. Szedłem ulicą, w plecaku niosłem podrobione dokumenty, które miałem przekazać w umówionym miejscu. W pewnym momencie zobaczyłem samochód marki fiat brava. Domyśliłem się, że to policja. Szybko wyrzuciłem plecak do kosza i przeszedłem na drugą stronę ulicy, ale to nic nie dało. Policjant, który wysiadł z samochodu, miał przy sobie mój plecak. Powiedział: „Ty, Piotrek, chyba coś zgubiłeś” (śmiech). Próbowałem tłumaczyć, że to nie moja zguba, ale na próżno, policja miała nagranie wideo.

Łącznie sąd skazał cię na karę ponad dwunastu lat pozbawienia wolności.

Tak, wcześniej miałem kilka wyroków w zawieszeniu, takich po 2-3 lata. Gdy sąd je odwiesił i zsumował, uzbierało się  ponad 12 lat. Na samą myśl, jaki szmat czasu spędzę w więzieniu, ugięły się pode mną nogi.

Pomyślałem o świętach, najbliższych i kolejnych. Zastanawiałem się, jak to będzie. Że być może moi rodzice umrą, a ja ich nawet nie zobaczę. Pamiętam, że poszedłem do psychologa więziennego. „Targają mną okropne myśli, ten wyrok jest tak długi” – powiedziałem. A on na to: „No tak, wyrok ma pan długi. W takim razie proponuję czytać książki i oglądać wartościowe programy telewizyjne”.

Tylko na tyle się zdobył. Pamiętam jak dziś: wstałem, trzasnąłem drzwiami i wróciłem do celi.

W jakiej kondycji była wtedy twoja dusza?

W takiej samej, w jakiej moja psychika, czyli w opłakanej. Fizycznie byłem w zamknięciu, ale moją duchowość także zamknąłem na cztery spusty. Oskarżałem Pana Boga o to, że pozwolił, abym znalazł się w więzieniu, mimo że była to wyłącznie moja wina.

Mimo wszystko Bóg o ciebie walczył. W więzieniu przeżyłeś głębokie nawrócenie.

To prawda. Któregoś razu siedziałem przy oknie i zobaczyłem, że na teren zakładu karnego wchodzą moi znajomi, których znałem jeszcze z okresu, gdy należałem do wspólnoty.

– Kurde, co oni tu robią? – powiedziałem do kolegów z celi.
– A co, znasz ich? – zapytał jeden z nich.
– Tak, znam – odpowiedziałem.
– Ci ludzie prowadzą w więzieniu kurs Alpha, na który zresztą idziemy – usłyszałem w odpowiedzi.
W tym samym momencie pomyślałem: „Lepiej było ugryźć się w język. Przecież oni teraz pójdą i doniosą tamtym, że tu jestem”. I rzeczywiście tak się stało. Gdy wrócili, powiedzieli: „Rozmawialiśmy z Wojtkiem. Potwierdził, że Cię zna”.

Kilka tygodni później – pamiętam, że to była sobota – do celi, w której siedziałem, przyszedł kapelan więzienny. „Piotrek, chodź ze mną. Ktoś chce z Tobą porozmawiać” – powiedział. Jakież było moje zaskoczenie, gdy okazało się, że to ci sami ludzie – kumple ze wspólnoty.

Było mi wstyd. Czułem się skrępowany miejscem, w którym jestem, ale oni nie mieli z tym problemu. Zaczęli mnie przytulać. Jeden z nich powiedział: „Piotrek, Bóg cię nie potępia i my też cię nie potępiajmy. To, że znalazłeś się w tym miejscu, nic nie znaczy. Bóg cię kocha”. Te słowa mocno mnie poruszyły.

Zostałeś wtedy na tej Alphie?

Tak. Poprosiłem też, aby dostarczono mi Pismo Święte. Pamiętam, jaki byłem szczęśliwy, gdy je otrzymałem. Żeby Biblia się nie zniszczyła, oprawiłem ją w materiał ze spodni jeansowych, które w tym celu pociąłem. Z żółtych, samoprzylepnych karteczek, kupionych w więzieniu za papierosy, zrobiłem paginatory (śmiech). Ten egzemplarz Pisma Świętego towarzyszył mi przez cały pobyt w więzieniu, zapisywałem w nim moje pierwsze modlitwy, w tym litanię w intencji ludzi, których skrzywdziłem. Mam go do dziś.

Będąc w zakładzie karnym, ukończyłeś studia licencjackie na kierunku praca socjalna. Przypadek czy Boże błogosławieństwo?

Błogosławieństwo, zdecydowanie. To Bóg zatroszczył się o to, abym mógł studiować. Kiedy byłem jeszcze w zakładzie karnym w Białymstoku, usłyszałem w radiowęźle, że Katolicki Uniwersytet Lubelski prowadzi nabór na studia. Za zgodą służby więziennej, i w porozumieniu z rodziną, złożyłem na nie dokumenty.

Po miesiącu otrzymałem odpowiedź, że zostałem przyjęty na pierwszy rok. To, że będę studiował pracę socjalną, okazało się dopiero po przyjeździe do zakładu w Lublinie, wcześniej nie wiedziałem, jaki to będzie kierunek.

Zajęcia odbywały się na uczelni?

Przez pierwszy rok odbywały się w więzieniu. Wykładowcy przychodzili do zakładu karnego i prowadzili je według grafiku. Było wiele zabawnych sytuacji, jak np. szkolenie BHP. Pani, która je prowadziła, tłumaczyła, jak bezpiecznie poruszać się w pomieszczeniach KUL-u, przy czym ja ich wtedy nawet na oczy nie widziałem (śmiech).

Gdy rozpocząłem studia, postanowiłem, że nie chcę być przeciętniakiem. Zapisałem się do koła naukowego, publikowałem artykuły, zacząłem jeździć na konferencje naukowe. Moje zaangażowanie sprawiło, że po pierwszym roku otrzymałem stypendium naukowe, a służba więzienna wyraziła zgodę, bym uczestniczył w zajęciach na uczelni.

Ucieszyłem się bardzo, bo nie dość, że mogłem wychodzić na wolność, to dodatkowo miałem pieniądze na obiady w szkole, na bilety. Na studiach nawiązałem nowe znajomości, zacząłem pomagać ludziom uwikłanym w różne trudne sprawy.

Studia wyszły ci na dobre.

Więzienie w pewnym sensie też. Staczałem się i myślę, że Pan Bóg nie widział innej możliwości, żeby mnie uratować, dlatego dopuścił, by zamknięto mnie w więzieniu, abym tam poznał Jego i siebie na nowo. I może wydać się dziwne to, co teraz powiem, ale dziś nie zamieniłbym mojego życia na żadne inne. Nie zamieniłbym tej drogi, bo spotkałem na niej Boga.

Oczywiście jest mi przykro, że skrzywdziłem wiele osób i ich cierpienia bardzo żałuję. Zdarza się, że budzę się w środku nocy i myślę o tych ludziach, modlę się za nich. Pobyt w zakładzie karnym uważam za najdłuższe rekolekcje zamknięte w moim życiu. Rekolekcje, które obnażyły całą prawdę o mnie, o moim wnętrzu.

Kiedy jedziesz na rekolekcje, które trwają tydzień, to możesz sobie poudawać, włożyć taką maskę lub inną, ale kiedy drzwi zamykają się za tobą na kilkanaście lat, to już nie ma mowy o ściemnianiu. To życie weryfikuje cię od podszewki.

W październiku 2019 roku sąd wyraził zgodę na warunkowe przedterminowe zwolnienie cię z odbycia reszty kary. Jak zagospodarowałeś swoje życie po wyjściu na wolność?

Pan Bóg dał mi pracę i wspólnotę, która jest dla mnie miejscem duchowego wzrostu – należę do wspólnoty Tron Baranka przy parafii św. Maksymiliana Marii Kolbego w Białymstoku. Głównym jej charyzmatem jest uwielbienie, dlatego prowadzimy warsztaty uwielbienia, rekolekcje, modlimy się za ludzi wstawienniczo.

Pan posyła nas też jako wspólnotę, byśmy służyli ubogim. To niesamowite, jak Jezus działa! Kiedyś okradałem księży, a dziś głoszę rekolekcje w parafiach, w których oni posługują. To nie jest oczywiście tak, że cały czas jest pięknie i kolorowo. Nie!

Upadam, bo jestem tylko grzesznym człowiekiem. Powiem więcej, mam wrażenie, że swoje nawrócenie zaczynam od początku i czuję się jak zdrajca, który wydał Jezusa na śmierć. Ale dzięki Bogu, nawet będąc zdrajcą, mogę zawsze liczyć na Jego nieskończone miłosierdzie.

W grudniu ubiegłego roku zostałeś szczęśliwym mężem.

To kolejny uśmiech Pana Boga. Postawił na mojej drodze piękną, wyrozumiałą i mądrą kobietę.

Poznaliście się we wspólnocie?

Tak, ale „połączył” nas COVID-19.

Miłość w czasach pandemii.

Tak wyszło (śmiech). Gdy koronawirus „pozamykał” ludzi w domach, umieściłem ogłoszenie dla osób ze wspólnoty, w którym napisałem, że jeżeli ktoś potrzebuje pomocy, to jestem do dyspozycji. Asia miała wtedy problemy z biodrem. Po przeczytaniu ogłoszenia odezwała się do mnie i zapytała, czy pomógłbym jej zrobić zakupy. Powiedziałem, że bardzo chętnie. Przywiozłem jej rękawiczki, maseczkę i pojechaliśmy do sklepu.

To był marzec, a w grudniu byliśmy już małżeństwem. Przed ślubem nie mieliśmy okazji chodzić na randki, bo kina, teatry i restauracje były zamknięte, ale bardzo dużo rozmawialiśmy. Nie zawsze były to rozmowy łatwe. Stanąłem przed nią w prawdzie, a ona mnie zaakceptowała. I dzisiaj to właśnie na prawdzie staramy się budować nasze życie małżeńskie, naszą miłość, bo tylko prawda czyni człowieka wolnym.

Tags:
ewangelizacjanawrócenieświadectwowięzienie
Wesprzyj Aleteię!

Jeśli czytasz ten artykuł, to właśnie dlatego, że tysiące takich jak Ty wsparło nas swoją modlitwą i ofiarą. Hojność naszych czytelników umożliwia stałe prowadzenie tego ewangelizacyjnego dzieła. Poniżej znajdziesz kilka ważnych danych:

  • 20 milionów czytelników korzysta z portalu Aleteia każdego miesiąca na całym świecie.
  • Aleteia ukazuje się w siedmiu językach: angielskim, francuskim, włoskim, hiszpańskim, portugalskim, polskim i słoweńskim.
  • Każdego miesiąca nasi czytelnicy odwiedzają ponad 50 milionów stron Aletei.
  • Prawie 4 miliony użytkowników śledzą nasze serwisy w social mediach.
  • W każdym miesiącu publikujemy średnio 2 450 artykułów oraz około 40 wideo.
  • Cała ta praca jest wykonywana przez 60 osób pracujących w pełnym wymiarze czasu na kilku kontynentach, a około 400 osób to nasi współpracownicy (autorzy, dziennikarze, tłumacze, fotografowie).

Jak zapewne się domyślacie, za tymi cyframi stoi ogromny wysiłek wielu ludzi. Potrzebujemy Twojego wsparcia, byśmy mogli kontynuować tę służbę w dziele ewangelizacji wobec każdego, niezależnie od tego, gdzie mieszka, kim jest i w jaki sposób jest w stanie nas wspomóc.

Wesprzyj nas nawet drobną kwotą kilku złotych - zajmie to tylko chwilę. Dziękujemy!

Modlitwa dnia
Dziś świętujemy...





Tu możesz poprosić zakonników o modlitwę. Wyślij swoją intencję!


Top 10
Zobacz więcej
Newsletter
Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail