McDonnell Douglas MD-87 z 18 pasażerami i trójką członków załogi rozbił się we wtorek w Katy w stanie Teksas w USA. Mimo iż samolot został doszczętnie zniszczony, nikt spośród podróżnych nie zginął. Jedna osoba odniosła niewielkie obrażenia.
Lecąca do Bostonu maszyna stanęła w płomieniach tuż za pasem startowym, wkrótce po próbie startu z lotniska w Brookshire (Houston). Samolotem należącym do prywatnej korporacji podróżowali kibice wybierający się na mecz baseballowy. Wśród uczestników katastrofy lotniczej znajdowało się 10-letnie dziecko.
Przedmioty latały po całym pokładzie. Gdy samolot wreszcie się zatrzymał, piloci zaczęli krzyczeć: „Wysiadać! Wysiadać!”. Odpięliśmy pasy i zaczęliśmy uciekać tak szybko, jak było to możliwe. Byliśmy przekonani, że maszyna zaraz eksploduje. Chcieliśmy znaleźć się jak najdalej od niej – relacjonuje jeden z pasażerów.
„To prawdziwy cud” – mówią świadkowie zdarzenia. Zawsze w przypadku katastrofy lotniczej spodziewamy się najgorszego. Dzisiejsze zdarzenie zakończyło się tak pozytywnie, jak nigdy nie śmielibyśmy oczekiwać – skomentował w rozmowie z KPRC dyrektor lokalnego oddziału linii alarmowej, Tom Gibson.
Jak pokazują zdjęcia z miejsca wypadku, samolot uległ niemal całkowitemu zniszczeniu. Zachował się jedynie fragment jego ogona.
Rozbijając się, maszyna uszkodziła linię wysokiego napięcia, pozbawiając prądu ok. 1800 pobliskich domostw. Przyczyny katastrofy lotniczej badają Federalna Administracja Lotnictwa oraz Narodowa Rada Bezpieczeństwa Transportu.
Dziś świętujemy...
