separateurCreated with Sketch.

Halina Rowicka-Kalczyńska: Wiara to dla mnie fundament życia [nasz wywiad]

HALINA ROWICKA
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
„Wiara to dla mnie fundament życia. Nadzieja, wiara i miłość. To trzy wartości, w których kryje się mądrość” – mówi nam Halina Rowicka-Kalczyńska.
Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Halina Rowicka-Kalczyńska zdobyła sympatię widzów dzięki roli Ewy Talar w serialu Dom. Dwa lata temu przeżyła osobistą tragedię. Zmarł jej mąż, Krzysztof, z którym przez 46 lat stanowili szczęśliwe małżeństwo. Nam aktorka opowiada o tym, co było najtrudniejsze w odchodzeniu męża, co było dla niej największym oparciem oraz o więziach z dziećmi, w tym z córką Anną Kalczyńską.

Anna Gębalska-Berekets: Rolę Ewy Talar w kultowym serialu Dom zagrała pani w zastępstwie.

Halina Rowicka-Kalczyńska: Początkowo w rolę Talar wcieliła się Joanna Pacuła, która później wyjechała do USA. Przyjmując rolę nie wiedziałam o tym. Intensywnie pracowałam wtedy w Teatrze Narodowym, nie oglądałam serialu Dom, chociaż wiedziałam, że to ciekawy projekt. Reżyser Jan Łomnicki chciał, abym grała rolę bez żadnych uwarunkowań.

Aktorstwo zawsze było pani pasją?

W szkole brałam udział w imprezach, recytowałam wiersze, uczestniczyłam w apelach. Studia aktorskie nie były przypadkowym wyborem. To był mój pomysł na siebie i przyszłość. Oczywiście, przystępując do egzaminów, miałam też inny wariant, studia prawnicze. Ten wariant odpadł, bo dostałam się PWST w Warszawie za pierwszym razem.

W małżeństwie trzeba harmonii  

Pani małżeństwo trwało 46 lat. Miłość i przyjaźń były jego fundamentami?

Zdecydowanie tak! Bez miłości, przyjaźni, tolerancji, zrozumienia trudno budować dojrzałą relację. Jeśli nie ma w związku akceptacji wad (własnych i małżonka), może być trudno. Ważna jest harmonia. Każde małżeństwo przeżywa wzloty i upadki. Pokus jest dużo, związek może być wiele razy wystawiany na próbę. Trzeba wyznaczyć sobie pion, którego należy strzec.

"Myślenie o śmierci jest gwarancją życia, a w samej konieczności umierania tkwi wielkie szczęście" – pisał pani mąż. Kim on dla pani był?

Trudno to określić jednym słowem. Krzysztof bardzo mnie kochał, podkreślał to na każdym kroku. Mieliśmy za sobą różne okresy, ale im byliśmy dłużej razem, tym nasze więzi były pełniejsze. Zawsze we mnie wierzył, wspierał. W trudnych sytuacjach dodawał mi sił. I dzięki temu szliśmy razem przez życie 46 lat, wraz z gromadką dzieci, a później też wnuków.

Halina Rowicka-Kalczyńska: Pogodzenie się z umieraniem nie jest łatwe

W ostatnich dniach podtrzymywała pani męża na duchu w walce ze śmiertelną chorobą. Co było dla pani najtrudniejsze?

Świadomość, że dla męża nie ma już ratunku. Krzysztof tracił energię, siły, słabł. Kiedy był w szpitalu, zmarła jego siostra. Bardzo to przeżył. Pierwsze rozpoznanie w szpitalu to woda w płucach, po bardziej szczegółowych badaniach padła gorsza diagnoza: nowotwór płuc.

On cały czas się zastanawiał, dlaczego lekarze nie mogą mu pomóc. Miał świadomość, że dzieje się z nim coś złego. Nie wiedział jednak, że koniec jest tak bliski. Nie mógł pogodzić się z ograniczeniami. Zapewniliśmy mu leczenie paliatywne. Szukaliśmy różnych możliwości, ale czasami medycyna jest bezradna. Są to wyroki Boskie. Po śmierci tak bliskiej, ukochanej osoby pozostaje pustka, z którą trudno się oswoić. Pogodzenie się z umieraniem nie jest łatwe. Nie ma jednej drogi umierania, każdy przeżywa to inaczej.

Życie po odejściu bliskiej osoby zmienia się diametralnie. Pomogła pani wiara?

Tak! To dla mnie fundament życia. Pozostaje też nadzieja, która jest zagłuszana przez żałobę i świadomość, że tej osoby nie ma już fizycznie. Nadzieja, wiara i miłość. To dla mnie trzy wartości, w których kryje się mądrość. Myślę czasami, że osobom niewierzącym musi być nieco trudniej. Jeśli wraz z odejściem osoby nie ma już nic, to taka wizja jest przerażająca.

„Rodzina jest dla mnie najważniejsza”

W jednym z wywiadów mówiła pani, że nawet w czasie odchodzenia męża zależało wam, aby być razem. Rodzina zawsze była dla pani priorytetem?

Rodzina jest dla mnie najważniejsza. Staraliśmy się z Krzysztofem przekazać dzieciom dobry wzorzec małżeństwa i rodziny. One poszły naszym śladem. Ania ma trójkę dzieci, Filip już czwórkę. Tworzą dobre i zgodne małżeństwa.

W czym tkwi siła wielodzietnej rodziny?

Wielodzietne rodziny mają większą szansę integracji wewnętrznej. Łatwiej im nawiązać relację uczuciową. Widzę, jak wnuki wzajemnie się o siebie troszczą. Najmłodsza wnuczka, Wanda, ma osiem miesięcy. Urodziła się już po śmierci Krzysztofa. Obserwuję, jak chłopcy się nią zajmują. 6-letni Józio bawi się z siostrą. Jest dla niej najlepszym kompanem. Cieszą się razem, bawią się wspólnie, a cudownym spoiwem jest miłość.

Kiedy urodziła się najmłodsza moja córka Marysia, Ania miała kilkanaście lat. Marysia stała się dla niej priorytetem, wybierała wieczory z nią, rezygnując z prywatek. Zajmowała się nią z wyboru, a nie z obowiązku. Ten wspólnie spędzony czas był dla niej wartością.

Rowicka-Kalczyńska o macierzyństwie

Zaskoczeniem było dla pani późne macierzyństwo.

Dzieci dorastały, wydawało się, że wszystko mamy uporządkowane. I nagle na świat przyszła Marysia. Późne macierzyństwo było dla mnie zaskoczeniem!

Jest pani mamą znanej dziennikarki Anny Kalczyńskiej. Łączy was wyjątkowa więź? Na premierę jednego z filmów wybrałyście się razem.

Tworzymy rodzinę o silnych więzach. Moje dzieci stale są w kontakcie. Ja również jestem takim spoiwem relacji. Nie ma dnia, żebym nie pisała do dzieci, nie pytała co u nich, nie interesowała się nimi.

„Nie odmawiam pomocy drugiemu człowiekowi”

Znajduje też pani czas na udział w akcjach charytatywnych.

Nie odmawiam pomocy drugiemu człowiekowi. Współpracuję z Muzeum Lwowa i Kresów Wschodnich, którego sercem jest Ola Biniszewska – dzięki niej ta fundacja ma wyjątkowy charakter. A także z fundacją "Żyj z pasją", której prezesem jest Ela Lasocka. Ela od lat organizuje obozy dla dzieci i młodzieży w Zakopanem. Chętnie biorę w nich udział, prowadząc tam zajęcia artystyczne i aktorskie.

W grudniu będzie można panią zobaczyć na scenie Teatru Mazowieckiego! A miał być cud powstał na kanwie tekstów Osieckiej.

Stworzyłam scenariusz do tego spektaklu poetycko-muzycznego. Bohaterami jest „dojrzałe” małżeństwo Anny i Franka, któremu po latach z wielkiej miłości zostaje zgorzknienie, poczucie niespełnienia. Żyją ze sobą, ale obok siebie. To teatralna opowieść o codzienności i prozie życia. Gram z Jackiem Kawalcem. Za muzykę i aranżację odpowiada Mikołaj Hertel.

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.