Aleteia logoAleteia logoAleteia
piątek 29/03/2024 |
Wielki Czwartek
Aleteia logo
Dobre historie
separateurCreated with Sketch.

Potrafi odróżnić 100 razy więcej barw niż reszta. I mówi: „Potrzeba nam odrobiny szaleństwa”

PASTELOWY PAN

@pastelowaelegancja | Instagram

Beata Dązbłaż - 10.12.21

"Należę do rzadkiej grupy tetrachromatyków, którzy potrafią odróżnić 100 razy więcej odcieni barw niż większość populacji. Mam też umiejętność łączenia kolorów, na pozór do siebie nie pasujących. Takich osób wśród mężczyzn jest ok. 8-10 proc." – mówi Andrzej Żylak.
Wielki Post to czas modlitwy i ofiary.
Pomóż nam, abyśmy mogli służyć Ci
w tym szczególnym okresie
Wesprzyj nas

Andrzej Żylak jest prezesem Izby Przemysłowo-­Handlowej Rybnickiego Okręgu Przemysłowego, konsulem honorowym Republiki Chorwacji, członkiem Prezydium Krajowej Izby Gospodarczej, honorowym przedstawicielem Chorwackiej Izby Gospodarczej w Polsce. Raciborzanin, ma 70 lat.

Beata Dązbłaż: Jak ubierać się dobrze?

Andrzej Żylak: Przede wszystkim dla siebie.

I już będzie dobrze?

I już będzie dobrze. Jeżeli sami sobie będziemy się podobali, to możemy mieć pewność, że wychodząc na zewnątrz będziemy czuli się dobrze. A nie tak, jak ja to określam – „pod lampą” – czyli że wszyscy na mnie patrzą. Zawsze ubierałem się dla siebie.

I zawsze miał pan te kolory we krwi?

To może trochę historii. Wiadomo, że po studiach człowiek podejmuje pracę, w której spędza większość czasu. Na pewno wtedy nie ubierałem się tak kolorowo, jak dzisiaj. Ale muszę przyznać, że będąc jeszcze dzieckiem, a dopiero dziś sobie to przypominam, poszedłem z mamą na basen i tam jedynymi klapkami, z jakimi można było wejść, były takie z parcianym paskiem. A ja za pierwsze pieniądze zarobione na sprzedaży cukierków kupiłem sobie kolorowe japonki, jako 11- czy 12-letni chłopak. 

Teraz nie pamiętam, czy spód był błękitny, a góra różowa, czy odwrotnie, ale to były moje pierwsze zabawy z kolorami. Oglądając zdjęcia z dzieciństwa widzę, że na występach w przedszkolu byłem przebrany za Chińczyka, występując w bardzo kolorowej piżamie. Byłem bardzo widoczny na scenie, bo wszyscy chłopcy byli ubrani tak ja zawsze i jak wszyscy.

W liceum chodziłem na targ w Raciborzu, gdzie wyszukiwałem sobie bardzo ładne, kolorowe rzeczy. Na przykład bomberkę, jak dziś ją nazywamy, w bardzo ładnym błękitnym kolorze. Kupiłem ją za 100 zł, tyle samo kosztowała koza, o której też marzyłem. Zapamiętałem cenę dlatego, że chodziłem na targ co tydzień i oglądałem tę kozę, która nie chciała ani stanieć, ani zdrożeć. Gdy pletliśmy z siostrą wianki, moje były zawsze bardziej kolorowe.

Dziś mi się to wszystko przypomina i daje mi do myślenia, że jednak od dziecka widziałem trochę inaczej i trochę więcej kolorów. Więc one gdzieś we mnie były. Zawsze ubierałem się w sposób inny od wszystkich. Nawet jeśli gdzieś obowiązywał dress code, zawsze dodawałem jakieś ciekawe kolorowe elementy, choćby czarny kapelusz z kolorowym piórkiem. Kiedyś nie można było kupić takich kolorowych rzeczy jak dziś, ale spodnie i marynarkę miałem zawsze innego koloru. Wszyscy mnie pytali: jak ty to robisz?.

Ta pana umiejętność została fachowo nazwana dopiero niedawno.

Około dwa lata temu dowiedziałem się, że należę do rzadkiej grupy tetrachromatyków, którzy potrafią odróżnić 100 razy więcej odcieni barw niż większość populacji. Mam też umiejętność łączenia kolorów, które na pozór do siebie nie pasują. Takich osób wśród mężczyzn jest ok. 8-10 proc. Stąd bardzo naturalnie przychodzi mi to widzenie kolorów. To dało mi także odpowiedź na pytanie, dlaczego przemysł modowy nie szyje kolorowych ubrań dla panów – bo oni ich po prostu nie widzą. I to też odpowiada na pytanie, dlaczego niewielu mężczyzn ubiera się tak kolorowo.

View this post on Instagram

A post shared by @pastelowaelegancja

Pastelowa elegancja pana Andrzeja

Jak pan dowiedział się o tym, że jest tetrachromatykiem?

Właściwie przez przypadek. Będąc w Berlinie, chodziliśmy z żoną po butikach, lubimy to. W jednym z nich był konkurs domu mody na stylizację z ich elementów ubioru. Byłem ubrany kolorowo, więc coś sobie tylko dobrałem i okazało się, że wygrałem. Po niedługim czasie otrzymałem maila z tego domu mody, czy mogą mój zestaw kolorystyczny wykorzystać w swoim projekcie, co było dla mnie szokiem, tym bardziej, że zaproponowano mi też jakieś wynagrodzenie.

Zgodziłem się oczywiście, zostałem też zaproszony do Londynu na test kolorystyczny. Spośród odcieni żółci rozpoznałem 14 za pierwszym razem, a potem jeszcze więcej. Ponieważ mi podziękowano, myślałem, że odpadłem. Okazało się jednak, że wprost przeciwnie, że ich zaskoczyłem – bo gdy ktoś odgadł 9, to był wielki sukces. I tak dowiedziałem się, że jestem tetrachromatykiem.

Byliśmy umówieni z tym domem mody na podpisanie kontraktu w Londynie, ale pandemia to uniemożliwiła. Dlatego współpracujemy na zasadzie zleceń na konkretne projekty. Jednym z elementów umowy jest to, że 2-3 razy w tygodniu wrzucę zdjęcia swojej stylizacji – stąd właśnie profil na Instagramie.

Ma tam pan ponad 18 tys. obserwujących. Został pan także okrzyknięty przez media influencerem, dandysem, śląskim „silver modelem”, itp., ale zdaje się, że nie utożsamia się pan z tymi nazwami?

Wcale nie jestem żadnym influencerem, nigdy nim nie byłem, to dziennikarska interpretacja. Ze statystyk, które otrzymuję z tego domu mody wynika, że 95-97 proc. oglądających moje konto na Instagramie to panie. Mało tego, wiekowo w przedziale 17-28 lat. Często jestem proszony, by opisywać te stylizacje, a to jest bardzo trudne, bo ja nie wiem, jak ktoś widzi te kolory.

Paniom zawsze doradzam, jak mogą uatrakcyjnić, rozjaśnić swoją garderobę poprzez dodatki, jakiś element, który będzie najbardziej widoczny i zauważalny. Dwie telewizje prosiły, żeby przygotować stylizacje panów, ale co z tego, że ja ubiorę panów, którzy będą wyglądali pastelowo, ale oni sami będą czuli się jak papugi – tego nie da się w ten sposób zrobić. Ja sam, z racji swojej umiejętności, bawię się kolorami, podobam się sobie i mogę pozwolić sobie na szaleństwa.

Gdy otrzymuję z domu mody różne informacje, albo gdy sam szukam czegoś w internecie, to zauważam, że ja to wszystko wiem, tylko kiedyś nie potrafiłem tego nazwać. Myślałem, że wszyscy widzą to tak samo, jak ja.

No właśnie, a tak nie jest. Czy w związku z tym spotyka się pan z bezpardonowymi komentarzami na temat swojego ubioru, a może z internetowym hejtem?

Powiem tak – nie pytam nikogo, czy mu się podobam. Jakiś czas temu przechodząc krakowskim rynkiem widzieliśmy Anglików, którzy na nasz widok wstali, robiąc falę i bijąc brawo. Zauważyliśmy z żoną, że jak siadamy w pustej kawiarni, to w przeciągu godziny jest ona pełna. Muszę powiedzieć, że jestem też pozytywnie zaskoczony, ale nie spotkałem się z hejtem w internecie, choć i tak bym się nim kompletnie nie przejmował.

Na samym początku spotkałem tylko komentarz, że należy się ubierać, a nie przebierać. Często spowodowane to jest po prostu zazdrością, bo wielu panów chciałoby się ubrać inaczej, ale się boją, bo nie widzą kolorów.

Ja też nie zawsze byłem tak odważny. Kiedyś dostałem od mojego przyjaciela szczególny krawat – szczególny, gdyż były takie tylko trzy – on miał jeden, Bill Clinton drugi, a trzeci wisiał w magazynie u mego przyjaciela. Dał mi go pod warunkiem, że będę go nosił tylko z czerwoną poszetką. I gdy ją założyłem wiele lat temu, gdy nie były one jeszcze tak dostępne, będąc w Teatrze Śląskim, miałem ten efekt „lampy” – wszyscy patrzyli nie tyle na mnie, co na tę poszetkę.

Ale przezwyciężyłem te swoje wątpliwości. Zawsze wszystkim radzę – zaczynajcie od elementów, które nie do końca są przynależne do stroju, jak poszetka, zegarek, kapelusz czy krawat. Ale musi być 180 stopni różnicy w kolorystyce. Dziś mówię o tym bardziej książkowo, ale zawsze robiłem to instynktownie, nie zastanawiając się.

Tysiąc koszul i ponad 300 kapeluszy

Czy pana żona podziela pana pasję do ubiorów i kolorów?

Podziela, bo gdy zobaczyła bardzo kolorowe kapelusze, nad którymi pracowałem ostatnio z POLKAPEM, to zaraz wybrała sobie cztery czy pięć. Ale mówiąc poważnie, podziela o tyle, że oboje wiemy, że ubieramy się dla siebie.

Czasami mówi np., że ona bym tak nie wyszła, ale nigdy nie powie, że ze mną tak ubranym nie pójdzie. I to jest najważniejsze – nie można przejmować się tym, co mówi otoczenie. Trzeba stanąć przed pierwszym, trzecim, szóstym lustrem, i jeśli się sobie podobam, to wychodzę. Nie ustalamy z żoną, jak się ubieramy, ale zdarza nam się mieć jednocześnie te same odcienie.

Te sześć luster, 1000 koszul, 360 krawatów i 195 poszetek, dziesiątki butów, ponad 300 kapeluszy – to są aktualne dane o pana garderobie czy ich przybywa?

Przybywa, ale już nie z taką szybkością. Ale trzeba też pamiętać, że to wszystko to też historia, to jest prawie 40 lat kompletowania. Moda to kalejdoskop – ostatnio przysłano mi najnowsze krawaty i okazało się, że mam identyczny wzór, a był on w produkcji 45 lat temu. Kocham kapelusze, trzymam je oddzielnie, w specjalnych pudłach, by widzieć kolory.

To prawdziwa pasja.

Teraz już tak mogę to nazwać.

Gdzie pan to wszystko trzyma?

Gdy budowaliśmy dom, na poddaszu miał być mój gabinet. Ale jak zacząłem zwozić te wszystkie rzeczy, okazało się, że szafy na dole są za małe i trzeba zagospodarować poddasze na garderobę.

Lubi pan chodzić po sklepach?

Tak, tego też nie będę ukrywał. Gdziekolwiek jesteśmy z żoną, chodzimy po sklepach. Wcześniej wyszukuję w internecie ciekawe miejsca. Potem odwiedzamy te miejsca i jeśli czegoś nie mamy, to czemu nie dosypać sobie trochę endorfin i nie kupić? To już jest zabawa.

Dawniej, jeszcze gdy pracowałem jako górnik, jeśli gdzieś wyjeżdżaliśmy, to koledzy z reguły wieczorem szli na imprezę, a ja biegałem po centrach handlowych i butikach. Uwielbiam zakupy. Niestety robię je tylko raz w tygodniu.

Na co zwraca pan uwagę w ubiorze innych?

Tu panią zaskoczę – zupełnie nie zwracam uwagi. Wychodzę z założenia, że każdy chce ubierać się najładniej jak potrafi i cokolwiek bym powiedział lub pomyślał, to i tak nic nie zmieni. Doprowadzi jedynie do deprecjacji swojego ego.

Człowiek sam musi dobrać sobie wszystko, stanąć przed lustrem i powiedzieć „kurde balans, ale pięknie wyglądam!”. Nigdy nie krytykowałem nikogo. Jeśli podoba mi się czyjś ubiór, to pomyślę sobie „świetnie ubrany”, zapamiętuję kolory. Potem w domu dobieram takie kolory, zapisuję sobie te spostrzeżenia. Robię też na przykład zdjęcia kwiatów.

To pana inspiruje?

Tak. Inspiruje mnie wszystko, co mnie otacza – na moim Instagramie są tego przykłady. Co z tego, że w książkach, na blogach modowych pokazują koła barw, gdy ktoś ich po prostu nie widzi. Nigdy nie korzystałem z żadnego doradztwa. Każdy inaczej widzi kolory. Często mam pytanie o to, czy mam książki o modzie. Mam, wszystkie z prezentów, ale przykro to powiedzieć, nigdy nie skorzystałem z żadnej. Po prostu nie jest mi to potrzebne. Mam swój styl, który nie przemija – jak moda.

To pan mógłby stworzyć poradnik modowy.

Nie da się. Dlatego, że pani widzi błękitny i ja widzę błękitny, tyle że pani może go widzieć w zupełnie innym odcieniu niż ja. Mam też pytania o to, co będzie modne jesienią czy zimą. Zawsze odpowiadam, że nie powinno się stygmatyzować swojego ubioru płcią czy porami roku, ubierając się dla siebie, a nie „ulicy”.

Gdybym wiedział wcześniej, że mam takie zdolności, na pewno nie poszedłbym na studia na Wydział Górniczy Politechniki Śląskiej. Wybrałbym coś innego, choć być może w tamtych czasach to nie dawało pieniędzy. Żyliśmy w innej rzeczywistości. Ale dziś mogę nieskromnie powiedzieć, że z tą moją zdolnością zrobiłbym furorę.

Ja też tak myślę, pewnie byłby pan sławnym na cały świat projektantem.

Prawdopodobnie tak.

Filozofia koloru

Za co kocha pan kolory?

Kolory, jakby na nie nie patrzeć i w jaki sposób by ich nie odbierać, wpływają na nas w sposób wyjątkowy, pozytywny. Kolor to nic innego, jak energia odbita od danego elementu. Ale tu już wchodzimy w filozofię koloru. 

Z natury jest pan optymistą?

Inaczej bym się tak nie ubierał.

Tak mi się wydaje, że nie można być pesymistą w tych pastelach.

Oczywiście. Kolory, z czego chyba nie do końca zdajemy sobie sprawę, to ogromna siła. Iris Apfel, 97-letnia projektantka i stylistka, powiedziała: „Kolor może cię wyciągnąć z grobu”. Przykładem, którym się zawsze posługuję, mówiąc o pozytywnym wpływie obcowania z kolorem, jest nowa sala Rady Europy, gdzie sufit i podłoga jest ułożona w pięknie kolorową mozaikę. Tam obradują najważniejsi przedstawiciele narodów Europy!

Pana miłość do kolorów wydaje mi się bardzo zbieżna z pana inną miłością – do Chorwacji, której jest pan honorowym konsulem. Chorwacja to przecież same kolory.

Zanim jeszcze byłem konsulem, budując dom wiele lat temu, pomalowałem go na niebiesko. Wnętrze domu także jest kolorowe. Więc chyba było to we mnie od zawsze. A kolory otaczają nas wszędzie, wystarczy je tylko zauważać.

Bardzo dziękuję za rozmowę, życząc wciąż niezmiennie pastelowego życia.

Tags:
moda
Modlitwa dnia
Dziś świętujemy...





Top 10
Zobacz więcej
Newsletter
Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail