separateurCreated with Sketch.

Depresja wiedźmina, czyli drugi sezon serialu Netflixa

WIEDŹMIN
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Joanna Operacz - 31.12.21
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Problemy z nastolatką, która nie wie, kim jest. Pytanie, jak przezwyciężyć smutek i strach. Brzmi znajomo? To drugi sezon serialu Netflixa „Wiedźmin”.
Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

[Uwaga, spojlery!]

Wrogowie i fani

Najnowsze odcinki Wiedźmina zbierają srogie baty od fanów książek Andrzeja Sapkowskiego. W polskim internecie pojawiła się nawet petycja o odsunięcie producentki serialu Lauren Schmidt Hissrich od prac nad kolejnymi częściami. Recenzje zaczynają się od takich zdań jak: „Drugi sezon Wiedźmina roi się o głupich scen. Które są najgorsze?”, „Geralt z czasem staje się nudny”.

Są jednak i tacy, którym spodobała się najnowsza produkcja Netfliksa. Kto ma rację?

Magiczna rodzina

Najpierw pochwały. Pierwsza należy się za grę aktorską serialowej „magicznej rodzinie”, która w drugim sezonie właśnie się tworzy na oczach widzów. Henry Cavil najwyraźniej rozumie, a nawet chyba trochę lubi Geralta z Rivii, Anya Chalotra w roli Yennefer potrafi być jednocześnie czuła i sarkastyczna, a młodziutka Freya Allan daje radę jako księżniczka Cirilla – nawet kiedy jej zadaniem jest głównie spoglądanie z niepokojem w dal. Scena, w której Ciri wita się z wiedźminami skonsternowanymi z powodu jej przybycia, jest chyba najzabawniejsza w całej serii.

Nawet najbardziej zagorzali krytycy docenili pokazane z rozmachem wiedźmińskie siedliszcze, czyli Kaer Morhen. Na oklaski zasługują też sami „bracia wiedźmini” z fantastycznymi strojami, fryzurami i uzbrojeniem. Autorzy filmu popisali się także fantazją przy tworzeniu postaci elfów, dzięki którym nie nudzi się nawet przydługi i ciężkawy wątek elfiej republiki w Cintrze. Potworom, z którymi walczy Geralt, też trudno cokolwiek zarzucić. Poza tym w czasach, kiedy twórcy filmowi zdają się wierzyć, że w showbiznesie nie ma sukcesu bez golizny i seksu, trzeba docenić fakt, że w drugiej serii Wiedźmina ta obscena pojawia się w śladowych ilościach.

Kapciem w Jaskra

Drugi sezon serialu zaczyna się tam, gdzie skończył się pierwszy. Widzimy pobojowisko po bitwie o wzgórze Sodden oraz Geralta, który dowiaduje się, że Yennefer zginęła – co oczywiście okazuje się nieprawdą. Wiedźmin rusza więc do miejsca, które nazywa swoim domem, i zabiera przybraną córkę. Kolejne wydarzenia mają niewiele wspólnego z książkową sagą o wiedźminie. Można powiedzieć, że scenarzysta wziął z niej kilkunastu bohaterów oraz kilka miejsc i stworzył całkiem inną historię. Ale to przecież nie jest zarzut! Owszem, fani książkowego Wiedźmina (do których sama się zaliczam) mogą żałować. Ale nie mogą odmówić twórcom serialu prawa do stworzenia autonomicznego dzieła. Zresztą bardzo możliwe, że smakowite powieściowe kąski jeszcze kiedyś nam się trafią. Wszak Netflix zapowiada trzecią serię.

Minusy najnowszej produkcji Netfliksa to: miejscami kiepskie tempo akcji, dziwaczny, pogmatwany wątek Matki Bezśmiertnej i chyba jeszcze gorszy wątek monolitów (oba niestety okazują się kluczowe). Serialowi nieco brakuje też finezji i humoru. Twórcy filmów kompletnie nie wykorzystali na przykład komediowego potencjału postaci Jaskra, który pojawia się dopiero w piątym z ośmiu odcinków, ma fryzurę i gust muzyczny w stylu wczesnego The Beatles i serwuje Yennefer tyradę o totalitaryzmie. To był moment, w którym miałam ochotę rzucić kapciem w telewizor.

Rozkminy

Twórcy serialu poszli w stronę wyeksponowania wewnętrznych dylematów dwojga głównych bohaterów – Geralta i jego Dziecka Niespodzianki. Zdaje się, że te psychologiczne rozkminy najbardziej zniechęciły widzów. Zwłaszcza, że – jak wieść niesie – zastąpiły one kilka krajobrazów z różnych części świata, dokąd ekipa nie mogła się udać z powodu pandemii, oraz innych atrakcji wizualnych, które spadły z planu z powodów finansowych. Ale przynajmniej niektóre z tych rozważań zasługują na uwagę.

„Nie jesteś załamany?” – pyta Geralta w pierwszym odcinku człowiek-dzik, dowiedziawszy się o śmierci jego ukochanej. „Kto powiedział, że nie jestem?” – odpowiada Geralt. To całkiem słuszna uwaga, że niekiedy za czyimś promiennym uśmiechem albo – jak u Geralta – pozornym spokojem i obojętnością może kryć się jakiś dramat. W innej scenie kapłanka Neneke mówi Ciri, że nienawiść to błędne koło strachu i desperacji. A kiedy Ciri zwierza się Geraltowi, że chce być kimś innym i zapomnieć o przeszłości, ten odpowiada: „Ani ty, ani ja nie możemy wyrzec się siebie, nie możemy zabić uczuć. Możemy tylko zabić nienawiść, która zżera nas od środka, i żyć dalej”. A w szóstym odcinku mamy wręcz gotową instrukcję, jak zareagować, kiedy nastolatka zarzuca nam, że jej nie rozumiemy i że tak naprawdę wcale nam na niej nie zależy.

Łopatologiczne? Może troszeczkę. Ale dość prawdziwe.