Aleteia logoAleteia logoAleteia
sobota 20/04/2024 |
Św. Agnieszki z Montepulciano
Aleteia logo
Duchowość
separateurCreated with Sketch.

Siostra posłana, by głosić Słowo. Jak odróżnić miłość siebie od egoizmu? Boski samorozwój?

MAŁGORZATA LEKAN OP

Małgorzata Lekan | Facebook

Małgorzata Bilska - 24.01.22

Może Pan daje nam poprzez pandemię taki globalny nowicjat? Można go wykorzystać do zadbania o wewnętrzną harmonię w delikatnej przestrzeni mojego ducha.

Z s. Małgorzatą Lekan OP, dominikanką, która prowadzi warsztaty i sesje samorozwoju, rozmawia Małgorzata Bilska.

Małgorzata Bilska: Zapraszając na warsztat użyłaś kiedyś określenia „poszukiwanie siebie w sobie”. Co to znaczy?  

S. Małgorzata Lekan OP: Fakt, że znam swój PESEL, rozmiar buta, czy adres, pod którym mieszkam, wcale nie jest tożsamy z autentyczną znajomością siebie. Jak często nie rozumiemy swoich zachowań, reakcji emocjonalnych czy wewnętrznej mantry, która każe mi oceniać (zwykle negatywnie) każdego, kto na przykład różni się ode mnie!

Świat intrapersonalny, czyli moja relacja z samą sobą, to zbyt często dziewiczy, niepoznany obszar w nas. Dotyczy on potrzeb, emocji, inteligencji emocjonalnej, modlitwy, wyborów, ostatecznie – poczucia szczęścia. Ta przestrzeń szeroko rozumianego ducha w nas, granicami sięga Nieskończoności, a tak często ma rozmiar karła.    

Od półtora roku jestem posłana przez moje zgromadzenie do posługi głoszenia i ewangelizacji. Zbiegło się to z wybuchem pandemii koronawirusa. Pojawiło się pytanie: Jak głosić w sytuacji, kiedy tradycyjne kanały, jak ambona, są niedostępne? Na początku były potężne ograniczenia, w kościele mogło być tylko 5 osób…

Siostra na księżowskiej ambonie?

Kobieta też może głosić Słowo z ambony – w formie świadectwa. Niestety w pandemii ambony nie wchodziły w grę. Zaczęłam “badać teren”, szukać innych możliwości.

Jesteś pierwszą dominikanką w Polsce, której głównym zadaniem jest „głosić Słowo”?

Prawie. My, dominikanki, otrzymujemy zaproszenia do głoszenia od ponad 20 lat. Do tej pory robiłyśmy to dorywczo. Zgromadzenie rozeznało, że przyszedł czas na zmiany. Dlatego na ten moment jesteśmy we dwie posłane do posługi Słowa “na pełen etat”. Natomiast ja przyjechałam do Krakowa i… od początku uderzyłam w mur tego, co się działo wtedy w świecie.  

Zakon dominikański jest posłany, by głosić “wszędzie, wszystkim i na wszystkie sposoby”. Pandemia nie może być przeszkodą! W tej sytuacji zaczęłam robić na szerszą skalę to, co wcześniej, czyli warsztaty z zakresu psychoedukacji, samorozwoju, a także rekolekcje w różnej formie, itp. Propozycję skierowałam najpierw do wspólnot zakonnych, bo uczestniczki mieszkają pod jednym dachem.

Pandemia trwa dwa lata i nie widać końca… Jeden wirus obnażył naszą bezradność wobec sił natury. Pandemia wyrwała nas z butami z rutyny, bezmyślnie powtarzanych zachowań. Mogłaś załamać ręce, a zamiast tego szukasz nowych dróg. Podoba mi się to.

Mam w sobie “ducha gwałtownika”. On słucha Ducha Świętego, który nie zrezygnował z ludzkości tylko dlatego, że jest pandemia. Ten czas może być wręcz uprzywilejowany. Dostaliśmy nagle okazję do rozwoju czegoś tak delikatnego, jak relacja z samym sobą. Mamy nie tylko prawo poznać siebie, swoje “ja”, ale też i obowiązek. To wynika z przykazania miłości.

Może Pan daje nam poprzez pandemię taki globalny nowicjat? Można go wykorzystać do zadbania o wewnętrzną harmonię w delikatnej przestrzeni mojego ducha.  

Zastanawiam się, dlaczego tak mało robi się w Kościele dla nauki miłości siebie. Bez niej trudno zbudować zdrowe relacje z ludźmi. Człowiek jest stworzony na obraz i podobieństwo relacji Osób – Trójcy. Ma kochać Boga, a potem bliźnich – tak jak siebie. Od siebie trzeba więc zacząć. To wyzwanie! Tymczasem ks. prof. Wojciech Węgrzyniak mówi w „Przewodniku Katolickim”: „Każdy z nas w jakimś sensie kocha. Problem jest w tym, że jak mówi Jezus, to musi być na pierwszym miejscu. Tego niestety nie widać. Widać porządek, regulamin, zasady, przykazania. W Kościele jest taka tendencja, jaka była w Starym Testamencie – jak zasłużysz, to będziesz miał życie wieczne. A nie: trafisz do nieba, jeśli kochasz, bo najważniejsza jest miłość”. Świadectwo miłości wielu katolików nie przekonuje.

Trudno mi mówić za cały Kościół. Nie słyszałam wszystkich kazań, katechez, rekolekcji. Nie jestem w każdej wspólnocie parafialnej. Na pewno nie jest tak, że Kościół nie głosi – i nie uczy miłości. Ja od początku świadomego wejścia na drogi wiary jestem wychowywana w Kościele przez pryzmat miłości – jeszcze zanim wstąpiłam do wspólnoty zakonnej. Warto chyba zadać pytanie, jak i gdzie rozkładane są akcenty tego nauczania? Według mnie to, czy (i jak) ktoś uczy miłości zależy od tego, jaka jest jego relacja z Bogiem. Czy ją ma?

Jeśli przyjrzymy się głębiej, podstawą jest jednak moja relacja ze sobą. Bo to, jak postrzegam siebie, czy umiem kochać siebie, bardzo mocno rzutuje na moje odniesienie do Boga. Osobiście czuję się – przynajmniej na ten moment – posłana do tego, by uczyć podstaw troski o siebie. To bardzo kobiecy i czuły aspekt obecności Ewangelii. I jakże niezwykle potrzebny!

Słowo „samorozwój” kojarzy się niektórym z koncentracją na ego. Moje warsztaty są jednak osadzone w głęboko teologicznej wizji osoby. Nie służą egoizmowi. Przeciwnie! Miłość siebie w istocie wiąże się z ascetycznym – a nie hedonistycznym! – wymiarem chrześcijaństwa.

Katolik tak boi się zostać egoistą, że lekceważy kluczową dla relacji z Bogiem sferę życia? I to mając do dyspozycji dawno wynalezione, humanistyczne narzędzia z dziedziny psychologii, komunikacji interpersonalnej, itp. Wystarczy zachować umiar. Jak kochać siebie, żeby nie wpaść w pułapkę egoizmu?

Nie stawiać siebie na pierwszym miejscu. Aby być autentycznym chrześcijaninem, trzeba zaprzeć się siebie. Taki jest przekaz Ewangelii. Zapominamy jednak, że aby zaprzeć się siebie, człowiek musi najpierw wiedzieć, kim jest, posiadać siebie w dawaniu siebie – przywołując słowa ks. Blachnickiego. Chrześcijanin musi mieć odniesienie do swojego człowieczeństwa, żeby do końca, w pełni, iść śladami Chrystusa. Zdarza się nam ignorować ten fundament.

Znam wielu katolików udających altruistów, bo tego się od nich w Kościele oczekuje. Dzieci, które dorosły w rodzinie dysfunkcyjnej, mają „wdrukowany” model miłości, która miłością nie jest. Często nie zdają sobie z tego sprawy. Nie ma szkół miłości. Kiedy ktoś słyszy, że ma być darem dla drugiego, poświęcać się itd., rozumie to w kluczu doświadczeń z dzieciństwa – nie ma prawa do swoich potrzeb. Jak godzisz samorozwój z wiarą?

Dość prosto. Dla człowieka wierzącego wszystko, co robi, do czego zmierza, każdy jego wybór życiowy, ma się rozgrywać w Bożej optyce. Pan Bóg powinien być zaproszony do wszystkich przestrzeni jego życia. Wszystkich! Bardzo mocno chcę to podkreślić. Wgląd w siebie, praca nad sobą, nie dzieją się bez obecności Boga.

Samorozwój nie jest oddzielony od modlitwy. Od łaski. Od Słowa Bożego. Wszędzie idę z Bogiem. Zapraszam Go także w głąb siebie. Na przykład mówię: Panie Boże, nie radzę sobie z przestrzenią gniewu. Przed Bogiem nie muszę udawać lepszej niż jestem. Słucham Jego głosu. Zbieram informację zwrotną od ludzi mi bliskich. Słucham też i tego, co dzieje się we mnie. Pewnie mam jakąś historię z mojego życia, która opowiada, skąd się wziął mój gniew. Czy to znaczy, że Boga tam nie było? Nie może ze mną w to miejsca zaglądnąć?   

Bóg jest ze mną wszędzie: od momentu „zero” mojego życia, aż do końca. Jeśli używam słowa „samorozwój”, to rozumiem je jako pracę nad sobą – element nieodzowny w dążeniu do świętości. Nie ma ani takiego czasu, ani przestrzeni, ani wydarzeń i okoliczności, gdzie Boga by ze mną nie było. To jest bardzo ważne.

Dlatego nie ma powodu, aby bać się słowa „samorozwój”, jeśli rozumie się je w kluczu ascetycznego wysiłku podejmowanego dziś z wykorzystaniem narzędzi zarówno teologicznych, jak i psychologicznych. Mądrze połączone mogą prowadzić do mistyki.

Podsumowując – jak odróżnić zdrową, właściwą miłość siebie od egoizmu?

Prawdziwa miłość zawsze prowadzi do przekraczania siebie. Egoizm – nie. On każe mi postawić siebie w centrum. To zasadnicza różnica. A zatem odróżniajmy, czemu służy mój rozwój…

Autentyczna miłość wymaga samopoznania, samoakceptacji, samorozwoju – to mój ludzki wkład w relację z Bogiem. Ale to nie koniec podróży! Wręcz przeciwnie: poznawszy siebie nabywam realnych narzędzi, by przyjmować, szanować i okazywać miłosierdzie innym. Czyli wchodząc w relację z samą sobą przechodzę od teorii do praktyki – miłość bliźniego staje się wcieleniem wypracowanej na sobie umiejętności kochania. W tym wszystkim Bóg mi towarzyszy i błogosławi! Ot i podsumowanie tego, co robimy na warsztatach. Z Jego miłością do mnie.

Tags:
miłośćrozwój duchowyzakonnica
Modlitwa dnia
Dziś świętujemy...





Top 10
Zobacz więcej
Newsletter
Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail