separateurCreated with Sketch.

Najtrudniejsza zmiana do wdrożenia w związku

ZWIĄZEK
Karolina Plichta - 26.01.22
Nie ma prostych i łatwych rozwiązań, ale są różnorakie możliwości.
Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Znam tę wielką potrzebę zmieniania, robienia, działania. Kiedy w związku coś nie idzie, często wymyślamy dziesiątki rozwiązań, które mogłyby jakoś pomóc. Stosujemy je, ale nic się nie zmienia. Próbujemy zatem kolejnych sposobów, technik, a nasza frustracja rośnie.

Podzielę się z wami refleksjami z procesów terapeutycznych, które – nie chce być inaczej – pokazują, że najczęściej to nie nowe sposoby i techniki zaczynają zmianę w relacji, ale coś wprost przeciwnego. Paradoksalnie to "coś przeciwnego" doprowadza później do tych innych sposobów, które – co odróżnia je od poprzednich – wypływają z innych motywów.

Zanim zrobisz krok...

Zanim zrobisz krok w którąkolwiek stronę, stań stabilnie tu, gdzie jesteś i zadaj sobie pytanie o to, dlaczego tutaj jesteś. Co z tego masz, że tutaj stoisz? Co tutaj jest takiego bezpiecznego, co pozwala ci oglądać zmianę z daleka i jedynie do niej wzdychać?

Zobacz, czego się trzymasz i czego nie chcesz puścić. Wyobraź sobie, że popsuł się jakiś sprzęt AGD. Coś nie działa i bardzo chcesz naprawić, ale… nie zlokalizowałeś, co się popsuło. No dobra, a jak zlokalizowałeś, to warto wiedzieć, dlaczego tak się stało. Nawet jeśli to naprawisz, może przecież popsuć się znowu.

Zatem wniosek z tego etapu to: p o w o l i. Zobacz, gdzie jesteś i dlaczego tutaj jesteś, z a n i m zrobisz pierwszy krok.

Akceptacja

OK – masz to. I zapewne masz ochotę coś z tym zrobić. I znów moglibyśmy przejść do tego "zerowego" etapu, na którym wymyślamy "sto sposobów na". A co by się stało, gdybyśmy pomyśleli, że nie musimy tego zmieniać? Że to w nas dobrze działa? Że to, czego tak bardzo chcemy się pozbyć, chroni nas? Towarzyszyło nam może przez wiele lat? Co stracimy, jeśli się tego pozbędziemy? A jak wyglądałoby nasze życie, gdybyśmy to po prostu zaakceptowali?

Nie-zmiana

Często zdarza się tak, że zmiana tak nas przeraża, że nie możemy zrobić kroku naprzód, ale miejsce, w którym jesteśmy, przestało nam już odpowiadać. To trudne momenty w terapii. Z reguły wiążą się z decyzją: czy jestem gotowa/gotowy na zmianę? Czy naprawdę chcę podjąć to ryzyko?

Kiedy zadaję na sesjach pytanie "co pan/pani zrobi, jeśli on/ona nadal będzie tak się zachowywać/czuć/mówić? Co pan/pani zrobi, jeśli to się nie zmieni?". Czasami to pytanie jest uderzające, ale "graniczne". To często właśnie tam jest rozwiązanie: "Jeśli to się nie zmieni, po prostu zaczęłabym wychodzić do kina sama".

Przykład może dość łatwy do strawienia, ale i dobry do zobrazowania mechanizmu. Jeśli ona w kółko prosi o wspólne wyjścia do kina i to się nie wydarza (a próbowała już miliona sposobów), w końcu dociera do niej, że to się po prostu nie zmieni. Zaczyna chodzić do kina. Zaczyna czerpać przyjemność z tej prostej czynności. Zaczyna coś przeżywać, czegoś doświadczać. To otwiera nowe możliwości – ma ochotę rozmawiać o filmach. Zaczyna chodzić na klub dyskusyjny. On to widzi. Widzi zmianę, widzi, że jest inna. Jest zaproszony, aby jakoś się do tego odnieść. Nadal stać w miejscu i pogłębiać relacyjną pustkę lub przyjąć od niej zaproszenie. Nie ma prostych i łatwych rozwiązań, ale są różnorakie możliwości.

A co jest twoją nie-zmianą?