Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
– Od kilku lat działam z Jezusem w jadłodajni dla osób bezdomnych. Współpracuję z wolontariuszami, którzy pomagają nam w pracy i widzę, jak ważne jest dla nich okazanie miłości, zainteresowania. Myślę sobie, że talerz zupy nie jest aż tak ważny, jak ogrzanie ich miłością, pokazanie im serca i tego, że mimo trudności w życiu są kimś ważnym w oczach Boga – mówi Aletei s. Elżbieta Waligóra.
Anna Gębalska-Berekets: Nie przyjechał do siostry biały rumak z księciem, chociaż długo odmawiała siostra nowennę do św. Józefa!
S. Elżbieta Waligóra: O dobrego współmałżonka modliłam się przez trzy lata. Inne dziewczyny, które prosiły o dobrych mężów, zostały wysłuchane i każda z nich stanęła przed ołtarzem. Pomysł modlitwy o dobrego męża podsunęła mi w ogóle moja siostra Joanna. Powtarzała, że św. Józef to skuteczny orędownik szczęśliwych rodzin. Z radością rozpoczęłam modlitwę, ale nikt nie pojawiał się na horyzoncie. Nie przyjechał autem żaden książę, a tym bardziej nikt na rumaku (śmiech). Zaczynałam się już nawet nieco niecierpliwić, nie myślałam też o innym powołaniu. Widziałam siebie w roli żony i matki.
Została siostra jednak wysłuchana, ale w nieco zaskakujący sposób.
Gdy tak gorliwie modliłam się o męża, uczestniczyłam w dniach skupienia u sióstr elżbietanek. Co ciekawe, zakon mieści się przy ulicy św. Józefa we Wrocławiu. Spędziłam tam trzy dni, ale już wiedziałam, że wrócę. Św. Józef w porozumieniu z Bogiem ustalali plany na moje życie. On widzi sercem i patrzy o wiele dalej niż my. Wiedział doskonale, co Elżbiecie będzie potrzebne do życia. I przez ten czas oczekiwania, modlitw, przygotowywał mnie do bycia siostrą zakonną. Moje powołanie rodziło się poprzez poczucie wspólnoty. Uczestniczyłam w pielgrzymkach, należałam do oazy. Pojechałam nawet jako wychowawczyni na kolonie. Tam opiekowałam się piątką niepełnosprawnych dzieci. Kiedy myłam jednego z chłopców, usłyszałam w sercu głos: „Będziesz opatrywała serca ludzi”. Niektórzy widzieli we mnie siostrę zakonną, zanim ja cokolwiek zdołałam zobaczyć.
S. Elżbieta: Zostałam zaślubiona Jezusowi
Co ma siostra na myśli?
Na egzaminie z języka czeskiego pani profesor, już po rozmowie, powiedziała do mnie: „Pani Elżbieto, pani będzie kiedyś siostrą zakonną”. Zamurowało mnie i nie wiedziałam, co mam jej odpowiedzieć. Potem ponownie pojechałam do elżbietanek i byłam przekonana, że chcą tam zostać. 3 maja 2005 roku pojechałam na spotkanie swojego księcia, zostałam zaślubiona Jezusowi i posługuję w zakonie już siedemnaście lat.
Jakie odczucia wtedy siostra miała? Inne dziewczyny, które prosiły św. Józefa, stawały przed ołtarzem i mają dobrych współmałżonków.
W zakonie doświadczałam momentów, kiedy pojawiało się pytanie: a może jednak rodzina, a może dzieci? Z perspektywy czasu uważam, że dobrze się stało, że takie pytania rodziły się w moim sercu. Jestem kobietą, mam uczucia, emocje. Zdarzają się momenty trudne, ale i radosne, wiem jednak, że to, co mnie prowadziło i prowadzi, to plan Boga, a nie mój.
Był w siostrze bunt?
Skoro św. Józef postarał się o takiego Męża dla mnie, to zaczęłam się z nim trzymać za rękę! To był ciepły, pracowity, sprawiedliwy i odpowiedzialny mężczyzna, w chwilach trudnych dał radę. W jego życiu Bóg był na pierwszym miejscu. U mnie podobnie. Dlatego nie czuję buntu ani złości. Jestem mu wdzięczna, że pomógł mi odkryć moje powołanie. Wciąż mogę na niego liczyć.
Św. Józef załatwił kasę na opał
Św. Józef to skuteczny orędownik?
Bardzo! Już nawet nie pamiętam, ile intencji mu powierzyłam! Ale jedna jest mega!
Niech siostra opowie.
Potrzebowałyśmy pieniędzy na opał. W świetlicy musi być ciepło. Jedna ze współsióstr mówi do mnie: „Idź, pogadaj z Józefem”. Poszłam do kaplicy i stanęłam przed jego figurą. Wyjaśniłam mu, że za chwilę jadę do jego żony Maryi na Jasną Górę i nie mam zbyt dużo czasu, aby przemawiać. Powiedziałam mu, że potrzebuję tyle i tyle kasy na opał i żeby coś z tym zrobił. Okazało się, że wieczorem do klasztoru przybył mężczyzna z Niemiec i w kopercie zostawił konkretną sumę pieniędzy, jaka nam brakowała.
Mówi siostra, że powierza mu różne intencje, a on odpowiada wieloma cudami.
Męczę św. Józefa ciągłymi prośbami – oczywiście w dobrym tego słowa znaczeniu! Spisuję intencje ludzi i powierzam je św. Józefowi, wkładam te kartki pod jego stopy.
S. Waligóra: Jezus daje mi inną choreografię dnia
Choreografię dnia siostry układa Pan Jezus. Jak to rozumieć?
Żyjąc na drodze wiary i realizując swoje powołanie, uczę się miłowania Boga i człowieka. Ładuję wewnętrzne akumulatory w relacji do Niego. Też jestem człowiekiem, słabym, grzesznym, przyznaję się do bezradności, ale wciąż wracam w ramiona Boga. One są bezpieczne. I Jego miłość nigdy się nie zmienia. Daje mi inną choreografię dnia, żebym widziała za każdym razem Jego dobro, potrafiła je na nowo odkrywać i dzielić się nim z drugim człowiekiem.
Od pięciu lat siostra współdziała z Nim także przy współtworzeniu jadłodajni dla osób bezdomnych, na Ostrowie Tumskim we Wrocławiu.
To prawda. Współpracuję z wolontariuszami, którzy pomagają nam w pracy i widzę, jak ważne jest dla nich okazanie im miłości, zainteresowania. Myślę sobie, że talerz zupy nie jest aż tak ważny, jak ogrzanie ich miłością, pokazanie im serca i tego, że mimo trudności w życiu są kimś ważnym w oczach Boga. Oni zaś odpłacają nam wdzięcznością, dobrym słowem. Często w takich chwilach przypominam sobie o św. Matce Teresie z Kalkuty, bardzo ją kocham!
Dlaczego?
Ona nie patrzyła na to, czy ktoś jest brudny, czy brzydko pachnie. Zwracała uwagę na to, że w drugim człowieku żyje Bóg. Do kryzysu bezdomności doprowadzają nieraz życiowe dramaty. Są sytuacje, że ludzie uciekają w alkohol czy inne używki, tracą poczucie własnej wartości, nie potrafią się podnieść.
„Oni zmieniają nie tylko siebie, ale i mnie” – tak siostra mówi o swoich podopiecznych. Która z historii ostatnio wzruszyła siostrę najbardziej?
Kiedyś wzruszyły mnie słowa jednego bezdomnego mężczyzny. Przyszedł do nas i mówi: „Siostro kochana, straciłem rodzinę, dom, pracę, moi rodzice nie żyją, rodzeństwo umarło. Nie mam nikogo na świecie. Piję, aby zapomnieć, jak bardzo życie boli”. Kiedy ze mną rozmawiał, był nawet trzeźwy. Potem nie przychodził. Okazało się, że prosił w tym czasie Boga, aby mu pomógł odbić się od dna. Podniósł się, znalazł pracę, przestał pić. Ludziom potrzebne jest takie ogrzanie serca, zobaczenie w nich człowieka. Oni przywracają nadzieję, wzruszają mnie i powodują, że chcę jeszcze bardziej służyć ludziom, pomagać im i bardziej ich kochać.
„Osoby bezdomne pomagają na nowo odkrywać powołanie”
Zarówno siostra, jak i inne elżbietanki organizujecie kiermasze świąteczne, podczas których sprzedajecie wytworzone przez siebie produkty.
Kiermasze są organizowane w Adwencie i w Wielkim Poście w parafiach, z którymi co roku współpracujemy, albo takimi, które nas zaproszą do współpracy. Wszystkie ozdoby są robione przez siostry i wolontariuszy, a z pozyskanych ze sprzedaży pieniędzy utrzymujemy jadłodajnię. Kiermasze są bardzo wielkim przeżyciem ewangelizacyjnym, ponieważ spotykamy się z ludźmi, rozmawiamy z nimi, modlimy się w powierzonych nam przez nich intencjach.
Wzorem dla siostry jest Święta Rodzina.
Maryja, Józef i Jezus. Kiedyś jeden z księży powiedział mi, że ważne jest, aby z nimi współpracować i by byli moimi przyjaciółmi. Maryja i Józef nie pytali dlaczego. Odpowiedzieli na Boże wezwanie zaufaniem. Swoim powołaniem co dzień odpowiadam Bogu na to wezwanie: „Pójdź za mną”. Służę drugiemu człowiekowi i staram się być dla niego siostrą! Ponadto uczą mnie wiary, nadziei, miłości, świętości, budują we mnie czyste serce i każdego dnia pokazują mi drogę do nieba.
A jak uczyć się takiej świętości i zaufania Bogu w codzienności, niekiedy bardzo trudnej?
Oddawać Mu wszystko, prosić o wstawiennictwo Maryję i odmawiać różaniec – to modlitwa, która czyni cuda!