Aleteia logoAleteia logoAleteia
piątek 19/04/2024 |
Św. Leona IX
Aleteia logo
Dobre historie
separateurCreated with Sketch.

Pił przez wiele lat. “Przepraszam, że nie leczyłem się wcześniej”

slika-2.jpeg

Fotografija je last Vinka in Maje Benedik

Urška Kolenc - 10.03.22

"Pozbyłem się strachu przed życiem – teraz czekam na nie z niecierpliwością" – mówi Vinko, który po latach przestał pić.

Vinko i Maja Benedik z miejscowości Šmartno ob Dreti na Słowenii poznali się w 1994 roku. Po ośmiu latach bycia razem pobrali się i teraz są rodzicami dwóch nastoletnich dziewczynek.

Wolny czas spędzają na łonie natury, lubią piesze wędrówki. Ponadto są członkami wspólnoty małżeństw i parą prowadzącą w ruchu Rodzina i Życie. Vinko jest również prezesem Związku Młodzieży Doliny Górnej Savinji. 

W wywiadzie opowiedzieli nam o wieloletnim uzależnieniu Vinka od alkoholu, które dotknęło całą rodzinę. Trzy lata temu, po trzymiesięcznej kuracji, Vinko, jak sam mówi, zyskał wolność, której wcześniej nie miał. “Pozbyłem się strachu przed życiem – teraz czekam na nie z niecierpliwością”.

slika-4-e1633416001214.jpg

Urška Kolenc: Vinko, pewnie nie piłeś od zawsze. Jak to wszystko się zaczęło?

Vinko: Z alkoholem zetknąłem się jako nastolatek, najpierw w weekendy i w małych ilościach. Eksperci twierdzą, że alkoholizm jest chorobą mózgu. Sam oczywiście byłem na to bardziej podatny, stopniowo podnosiłem limit do coraz większych ilości, aż w końcu nie wiadomo kiedy wszystko wymknęło się spod kontroli. Wpadasz w błędne koło, nie widzisz wyjścia.

Najgorzej jest pod koniec, zanim się załamiesz i zaczniesz szukać pomocy. Ostatni miesiąc, zanim zdecydowałem się na leczenie, był katastrofalny. Piłem praktycznie od rana do wieczora. Chodziłem po gospodach, do przyjaciół, szukając wszelkich okazji, żeby się napić.

Kiedy zdałeś sobie sprawę, że nie da się tak dłużej i co cię skłoniło do zwrócenia się po pomoc?

V: W tym okresie żony w ogóle nie słuchałem. Dopiero w momencie załamania alkoholicy przyznają, że są uzależnieni. Wcześniej okłamujemy samych siebie. Zacząłem się nad tym zastanawiać na spotkaniu wspólnoty małżeństw, kiedy prowadząca opowiadała o doświadczeniu alkoholizmu, z którym zetknęła się jako dziecko w swoim domu rodzinnym.

Zadałem sobie pytanie, czy ja też będę takim ojcem. Zacząłem myśleć o tych sprawach, ale nie miałem jeszcze dość siły, żeby przestać pić i poszukać pomocy. Trwało to jeszcze przez około dwa lata.

Impuls do zmiany pojawił się podczas przygotowań mojej córki do bierzmowania. W wieczór przed spotkaniem dla rodziców młodzieży przygotowującej się do bierzmowania wróciłem do domu podchmielony.

Następnego dnia rano żona poprosiła mnie, żebym został w domu. Spokojnie wytłumaczyła mi, że już dłużej nie da rady i że odejdzie z córkami. Nie było mi to obojętne, więc znów szukałem ukojenia w alkoholu. Myślałem nawet o samobójstwie. W tym momencie nie widziałem innego wyjścia.

Nagle w głowie usłyszałem głos: “To jeszcze nie koniec. Jest jeszcze inna droga”. Wtedy się uspokoiłem, nawet uśmiech pojawił się na mojej twarzy, a ja poczułem pragnienie życia i wolności. Po kilku dniach poprosiłem lekarza o skierowanie na odwyk.

slika-1.jpg

Maju, jak przeżywałaś problemy alkoholowe swojego męża?

Maja: Na początku nie było to aż tak niepokojące. W miarę jak rodziły się nasze córki, przybywało obowiązków i odpowiedzialności, przybywało też alkoholu. Coraz częściej dochodziło do kłótni, błagań, namów. Relacja, która wcześniej się rozwijała, teraz powoli zaczęła się psuć. Wahałam się, co zrobić. Pojawiła się krzywda, rozczarowanie, brak zaufania, poczucie bezradności, zły nastrój, co w dużej mierze odczuwały również córki.

Często znajdowaliśmy się w trudnej sytuacji finansowej, ponieważ coraz więcej pieniędzy było przeznaczane na alkohol. Wszystko to doprowadziło do tego, że nadzieja, że kiedyś będzie lepiej, zaczęła gasnąć. W międzyczasie jednak nastąpiły zmiany. Nie doszło do rozpadu rodziny. Decyzja mojego męża o podjęciu leczenia była szokiem.

Nie miałam wtedy pojęcia, że był już w takim kryzysie, że potrzebował leczenia. Czułam się winna, że tego nie zauważyłam. Całkiem straciłam już nadzieję, ale dziś patrzę na to jak na drogę do wybawienia.

Jak wytłumaczyłaś innym nieobecność męża, kiedy był na leczeniu?

M: Powiedziałam prawdę, nie ukrywałam jej. Początkowo z uczuciem dyskomfortu, zakłopotania. Odzew z każdej strony był niespodziewany – “gratulujemy, super, cieszymy się”. Z czasem sama zaczęłam być z niego dumna i szczęśliwa, zwłaszcza że sam się na to zdecydował.

Vinko, co było trudniejsze: przyznanie się do tego, że masz problem, czy uświadomienie sobie, że swoim postępowaniem krzywdziłeś innych?

V: Jedno i drugie było trudne. Kiedy w końcu przyznasz, że masz problem, zaczynasz być świadomy swoich błędów. Podczas leczenia dużo myślałem o tym, jak skrzywdziłem żonę i córki. Zacząłem się wtedy przygotowywać do tego, żeby poprosić je o wybaczenie. Jedno i drugie jest ciężkie, ale myślę, że gorzej jest przyznać, że ma się problem i że nie można go rozwiązać samemu. Dlatego to wszystko może się przeciągać.

Jak to wpłynęło na twój związek i relacje w rodzinie i kiedy rozpoczęła się droga do ich uzdrowienia?

V: Nasze relacje zaczęły się zmieniać już z pierwszym krokiem, kiedy poszedłem po skierowanie na leczenie. Zaczęliśmy więcej rozmawiać. Zaufanie zaczęło rosnąć już w pierwszy weekend, kiedy się zobaczyliśmy, a jeszcze lepiej poczułem się po pierwszym wyjściu do domu. Wcześniej nie byłem w stanie pracować nad relacjami.

M: Wcześniej właściwie w ogóle dużo nie rozmawialiśmy, a nasza relacja jakby umarła. Byłam sama ze wszystkim. Potem niemal w jednej chwili wszystko było inaczej. Znów sobie ufaliśmy, rozmawialiśmy jak na początku naszej wspólnej drogi, planowaliśmy razem i nagle okazało się, że jest mnóstwo czasu, żadnych nerwów. Zmienił się też jego stosunek do córek.

Jaki jest dziś twój stosunek do alkoholu i jak radzisz sobie z presją otoczenia i hasłami typu “przecież jeden kieliszek nie może zaszkodzić”?

V: Teraz mam zerową tolerancję dla alkoholu. Jestem też odporny na różne zaczepki, które pojawiają się jeszcze od czasu do czasu. Podczas leczenia zdałem sobie sprawę, że już jeden łyk alkoholu może być dla mnie fatalny w skutkach. Nie mam ochoty na picie.

Otoczenie zaakceptowało mnie takiego, jakim jestem. Teraz są dla mnie ważne zupełnie inne sprawy. Dzięki temu, że mam inną perspektywę, to i strach jest mniejszy. Nadal lubię wykonywać czynności, które kiedyś robiłem, ale nie ciągną się one już tak, jak kiedyś.

W jaki sposób wiara pomogła ci w twoim uzdrowieniu?

V: Bardzo mi pomogła. To między innymi czytanie Pisma Świętego zachęciło mnie do zrobienia pierwszego kroku. Zanim wyjechałem na leczenie, poprosiłem naszego księdza o namaszczenie chorych i o spowiedź świętą. W szpitalu często się modliłem. Teraz też jestem wytrwały w modlitwie, czytaniu Pisma Świętego. To daje mi siłę, aby trwać w abstynencji.

M: Mieliśmy też przy sobie modlitwę za małżonków, którą otrzymaliśmy od wspólnoty małżeństw. Mimo że nie byliśmy razem, codziennie modliliśmy się za siebie nawzajem. Poprosiłam wspólnotę małżeństw o wsparcie modlitewne. W porównaniu do czasu przed leczeniem, jedną z dobrych zmian, która zaszła, jest również pogłębienie osobistej wiary.

Jak można dodać odwagi tym wszystkim, którzy mają problem z alkoholem lub innymi formami uzależnienia?

V: Trudno jest doradzać leczenie osobie uzależnionej, która jeszcze się na nie nie zdecydowała. Wiem, że sam nie przyjąłbym dobrze takiej rady. Radzę im pójść do jakiejś grupy typu Wspólnota Abstynentów, klub AA… Niech usłyszą jakieś historie, może odnajdą w nich siebie.

Usłyszą też, jak dobrze jest żyć, kiedy zrzucisz z siebie to brzemię. Stajesz się wolny, nie ma więcej zmartwień czy strachu, relacje zmieniają się radykalnie, żyjesz pełnią życia. Jeśli ktoś już o tym myśli, to jest na dobrej drodze. Niech się zdecyduje i niech nie czeka. Rodzina będzie szczęśliwa.

M: Jeśli czytają to partnerzy osób uzależnionych – nie namawiajcie ich, ani nie zmuszajcie. Tylko wtedy, gdy uzależniony przyzna się przed samym sobą do swojego uzależnienia, będzie gotowy do przyjęcia pomocy. Nigdy nie jest za późno. Ale uzdrowienie przynosi tyle piękna, zmienia i odbudowuje całą relację, tak że to, jak długo trwał w nałogu, staje się nieistotne. Zmiany są naprawdę wyraźne.

Tags:
rodzinauzależnienie
Modlitwa dnia
Dziś świętujemy...





Top 10
Zobacz więcej
Newsletter
Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail