Aleteia logoAleteia logoAleteia
piątek 19/04/2024 |
Św. Leona IX
Aleteia logo
Styl życia
separateurCreated with Sketch.

Nie zapomnę twarzy tej matki, która stała na granicy… Zobaczyłem w niej swoją żonę

Matka przekracza z dziećmi polską granicę

WOJTEK RADWANSKI/AFP/East News

Rafał Matuszewski - 12.03.22

Jego oczy stały się mokre. Nie zapomni tego, co tam widział. Nie zapomni tych niezliczonych „spasiba balszoj, dziękuju bardzo”. A tych matek z dziećmi widział tej jednej nocy tysiące.

Jest późny wieczór. Tata siedzi przed ekranem komputera. Z boku leży telefon, na którym wyświetla się obraz z kamerki z sypialni. W małżeńskim łóżku zamiast rodziców leży trójka dzieci. Musiał dziś radzić sobie sam, żony nie było wieczorem. Priorytetem było uśpić najmłodszą Gośkę. Nie chciała zasnąć. W pewnym momencie do pokoju wszedł najstarszy Karol, mówiąc że nie może spać. Za nim weszła Aśka. Teraz cała trójka śpi, a tata siedzi na sofie w ciepłym salonie. Zerka na ekran telefonu, czy aby któreś z nich się nie obudziło. Z kuchni dochodzi odgłos miarowego bulgotania gotującej się zupy na jutro. Żona w łazience bierze ciepłą kąpiel, zaraz pójdzie się położyć do zagrzanego przez dzieciaki łóżka. No, można by powiedzieć: obraz rodzinnej sielanki… Pełna, szczęśliwa rodzina, w ciepłym i przytulnym domu, powolutku odprowadza miniony dzień do historii, regenerując się na przywitanie kolejnego… 

Granica

Jest grubo po północy. Matka stoi na schodach już po tej drugiej stronie. Na twarzy rysuje się wyraz ulgi, że udało się przejść, oraz niepewności i strachu, co dalej. W jednej ręce trzyma paszport, w drugiej roczne dziecko. Za nią chłopiec, może dziesięcioletni, ciągnie za sobą walizkę, której kurczowo trzyma się może pięcioletnia dziewczynka. Jest zimno, poniżej zera, bo to przecież marzec. Żadne z nich nie ma rękawiczek. Mimo czapek naciągniętych na uszy pociągają czerwonymi nosami nierównomiernie.

Matka musi radzić sobie sama, bo mąż został TAM. Został walczyć, mimo że z ich domu pozostały zgliszcza. Ale ona nie o nim teraz myśli. Chowa do kurtki paszport i wzrokiem wodzi ponad morzem głów, które tak jak ona teraz, stały niedawno na tych samych schodach, patrząc dokładnie w ten sam sposób.

Dym unosi się z koksowników, przy których grzeją się ci, którzy, tak jak większość tutaj, nie mają rękawiczek. Nie pomyślała o rękawiczkach. Pakowała się w pośpiechu, bo syrena wyła już jakiś czas. Sama nie wiedziała, ile ma czasu. Wrzuciła do torby kilka sztuk ubrań z półek dzieci, ręcznik, chusteczki, kilka pieluch. Z lodówki zabrała kawałek kiełbasy, sera, jogurt dla małej, no i chleb z szafki. Butelkę wody chwyconą w roztargnieniu wrzuciła na samą górę i zapięła torbę. Dobrze, że Oleksiej ma już dziesięć lat i dość siły, żeby ciągnąć walizkę, bo sama chyba nie dałaby rady. Teraz dopiero dochodzi do niej, ilu ważnych rzeczy nie zabrała. Nie wie tego jeszcze, że już nigdy po nic tam nie wróci. Ich domu już nie ma.

Myśli sobie: „Muszę zmienić małej pieluchę, a tu tak zimno…”. Podchodzi do niej mężczyzna w kamizelce odblaskowej i łamanym polsko-rosyjsko-ukraińskim pyta, w czym może pomóc. Po chwili kobieta trafia do ocieplanego namiotu, gdzie – tak jak inne matki – przebiera najmłodsze dziecko. Pozostała dwójka nie zmieściła się do środka, czekają przed namiotem pod okiem miłej pani w mundurze. Podchodzi jakaś inna pani w kamizelce. Daje dzieciakom musy owocowe i wręcza po pluszaku. Na chwilę na małych, wystraszonych twarzyczkach pojawiają się uśmiechy. Od razu łapią pluszaki i przytulają mocno. Nie mieli czasu, żeby zabrać z domu swoje zabawki, mama kazała im szybko się ubierać i czekać w przedpokoju, pilnując najmłodszej Sofii.

Mama wychodzi z namiotu i wzrokiem odnajduje znajomego mężczyznę w kamizelce, który pokazuje, aby podeszła. Na stoisku dostaje ciepłą herbatę, dla dzieci jest gorące i słodkie kakao. Inny pan w kamizelce podaje matce bułki, a dzieciom batony. Pokazuje na migi, żeby schowali do kieszeni, po czym wskazuje stoisko z ciepłą zupą. Po chwili znajduje się miejsce koło koksownika. „Nareszcie trochę ciepła – myśli – żeby tylko dzieci się nie pochorowały. Jak to dobrze, że ktoś tu na nas czeka, że możemy się ogrzać, zjeść coś ciepłego. Niech tym ludziom Bóg błogosławi…”. „Spasiba balszoj, dziękuju bardzo” – mówi do mężczyzny w kamizelce – „Dziękuju bardzo” – powtarza.

Dom

Zupa na piecu już wyłączona. Ekran telefonu zgasł. To znak, że żona jest już z dziećmi. W ciepłym łóżku. W bezpiecznym jak na razie domu. Gdzie w szafie półki pełne ubrań. Z lodówki można wybierać, co dziś zjeść. W dziecięcych pokojach pluszaki leżą grzecznie na łóżkach. Pusta walizka leży na strychu. A tata nie może zasnąć. Ciągle ma w głowie twarz tej matki, która stała na schodach już po polskiej stronie. Zdezorientowana, zziębnięta, z mokrymi oczami. Widział w niej swoją żonę. W jej dzieciach widział Gosię, Asię i Karola. Karola ciągnącego ich kolorową walizkę, którą pakują zawsze na wczasy. W tym momencie jego oczy też stały się mokre. I nie zapomni tego, co widział. Nie zapomni tych niezliczonych „spasiba balszoj, dziękuju bardzo”. A tych matek z dziećmi widział tej jednej nocy tysiące. Każda ma swoją, niepowtarzalną historię. Każda pragnie miłości i ciepła. Pragnie bezpieczeństwa. Tak jak ja i ty.

Tags:
pomocUkrainawojna
Modlitwa dnia
Dziś świętujemy...





Top 10
Zobacz więcej
Newsletter
Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail