Aleteia logoAleteia logoAleteia
piątek 19/04/2024 |
Św. Leona IX
Aleteia logo
Styl życia
separateurCreated with Sketch.

Ewa Błaszczyk: Wierzę, że śmierć nie jest końcem. Tu jesteśmy jedynie na chwilę [wywiad]

Ewa Błaszczyk

Grzegorz Banaszak/REPORTER

Anna Gębalska-Berekets - 18.04.22

Ewa Błaszczyk-Janczarska to znana polska aktorka i założycielka fundacji „Akogo”. Od ponad 20 lat walczy o zdrowie córki Oli Janczarskiej i wciąż nie traci nadziei. Jest inicjatorką budowy pierwszej w Polsce kliniki „Budzik” dla dzieci. Dzięki jej staraniom niebawem i dorośli będą mieli swój „Budzik”.

W rozmowie z Aleteią Ewa Błaszczyk-Janczarska opowiada m.in. skąd bierze chęci i siły do życia, czego uczy się od swoich córek oraz dlaczego wierzy w anioły.

Anna Gębalska-Berekets: 18 kwietnia obchodzimy Dzień Pacjenta w śpiączce. Klinika „Budzik” działa już 9 lat. Niedawno, jako 90. osoba, została wybudzona Marta. Co było dla pani najtrudniejsze przez te wszystkie lata?

Ewa Błaszczyk-Janczarska: Utrzymanie wszystkiego w równowadze i harmonii. Starałam się jak najlepiej pogodzić ze sobą prowadzenie domu, prywatne sprawy z życiem zawodowym i fundacją, a przy tym nie poddać się w dążeniu do realizacji określonych celów. W tej chwili priorytetem jest zakończenie budowy kliniki „Budzik” dla dorosłych obok Mazowieckiego Szpitala Bródnowskiego i oddanie jej pacjentom.

Mówi pani, że powstanie tej placówki to cud. Na jakim etapie są obecnie prace budowlane?

Z zewnątrz budynek wygląda tak, jakby budowa kliniki już się zakończyła. Prace jednak trwają w środku. Rozpoczął się trzeci etap inwestycji i teraz prowadzone są roboty wykończeniowe i instalacyjne. W przetargu wyłoniliśmy firmę, która złożyła najkorzystniejszą ofertę cenową. Do jesieni 2022 roku chcielibyśmy skończyć budowę i odbiory, a następnie zawrzeć kontrakt z Narodowym Funduszem Zdrowia. Zależy nam na tym, aby klinika rozpoczęła działalność 1 stycznia 2023 roku. Niestety wszystko drożeje i na pewno trzeba będzie odświeżyć kosztorysy, policzyć, ile to do końca kosztuje. Jestem natomiast dobrej myśli, budowa trwa i należy ją doprowadzić do końca.

Ewa Błaszczyk: „Wierzę, że dla Oli wciąż jest nadzieja”

Od 22 lat walczy pani o zdrowie córki. Jakie są szanse na wybudzenie Oli?

U dzieci, które są u nas w „Budziku”, istnieje medyczna szansa na ich wybudzenie. Ola już dawno jest w kategoriach cudu. Córka jest w domu. Jej stan się poprawia, bo cały czas ciężko pracujemy z całym teamem. Wykorzystujemy stymulator w przedłużonym rdzeniu tylnego sznura. Zabieg wszczepienia stymulatora mózgu przeprowadzili pod nadzorem japońskich ekspertów polscy lekarze. I chociaż Ola była najtrudniejszym pacjentem w tej grupie, to wiem, że stan wielu osób dzięki zastosowaniu stymulatora znacznie się poprawił.

Nie traci pani nadziei.

Jak wybudujemy już „Budzika” dla osób dorosłych, to będziemy szukać nowych rozwiązań i pomysłów w nauce. Badania na całym świecie trwają, są finansowane w ramach grantów. W tej chwili genetyka i komórka macierzysta neutralna to jest to, nad czym rozpoczęliśmy prace i będziemy chcieli pozyskać fundusze na prowadzenie badań. To jest takie światełko w tunelu, może pojawi się jakieś rozwiązanie. Chcemy działać międzynarodowo. Na poziomie tego, co jest teraz dostępne, to w każdej chwili można liczyć na cud. Wierzę, że dla Oli wciąż jest nadzieja.

Zastanawiała się pani, dlaczego Ola? Miała pani żal do Boga?

Nigdy nie było we mnie buntu i nie towarzyszyło mi pytanie: „dlaczego ja”. Wydaje mi się, że z zadawania takiego typu pytań specjalnie nic większego nie wynika. Zawsze staram się przyjąć fakty do wiadomości. Bardziej zastanawiałam się nad tym, co mogę zrobić, aby utrzymać Olę i wszystkie osoby, które są w podobnym stanie, w jak najlepszej formie.

Błaszczyk: Wierzę, że śmierć nie jest końcem

Przyznaje pani, że siły do walki czerpie pani od Boga i z wiary. Rozmawia pani z Bogiem. Jak wyglądają te wasze rozmowy?

To są nasze intymne rozmowy i chciałabym je zachować dla siebie.

Słyszałam, że wierzy pani w anioły i prosi o wsparcie anioła stróża. W pani życiu były jakieś anielskie interwencje?

Nie wiem czy były, bo nie umiem ich rozpoznać. Nie jestem człowiekiem, który czuje i widzi więcej. Wolę tego nie analizować, ale w to wierzyć. Wierzę, że śmierć nie jest końcem, że istnieje życie po życiu, a tu jesteśmy jedynie na chwilę i mamy do wypełnienia w konkretnym wcieleniu pewną misję.

O zdrowie Oli walczy też pani córka Marianna.Wspólnie gracie w jednej ze sztuk teatralnych.

Tak, występujemy w warszawskim Teatrze Polonia, który prowadzi fundacja Krystyny Jandy. Odpowiadam za produkcję tego przedstawienia, a Marianna towarzyszy mi na scenie. Wciela się w rolę Niny. Córka pracuje także nad swoimi projektami teatralnymi, a ostatnio zajmuje się również produkcją.

Córka odziedziczyła talent aktorski po pani, skończyła także dziennikarstwo, projektuje ubrania, jest wiceprezesem fundacji.

Podoba mi się to, że Mania jest tak aktywna i kreatywna. Otworzyła firmę, która nazywa się Mañana, gdzie projektuje stroje. Na razie działa w internecie. Córka chce się spełniać na wielu płaszczyznach i poszukuje własnej drogi życiowej. Cieszę się, że mamy wspólne i osobne projekty teatralno-filmowe. W ostatnim czasie Marianna napisała także bajkę dla dzieci pt. Mania i czarodziejska bania z ilustracjami Józka Wilkonia. Może odziedziczyła ten talent po dziadku Janczarskim, który jest autorem Misia Uszatka: z klapniętym uszkiem. Wilkoń pracował razem z nim.

Marianna podjęła się napisania książki o swoim zmarłym tacie – Jacku Janczarskim.

Tak, Mania napisała książkę o swoim ojcu Jacku Janczarskim, za co jestem jej niezwykle wdzięczna, dlatego że ja nie zrobiłam po jego śmierci nic. Obiecywałam, że sama to zrobię, ale zaraz potem wydarzył się wypadek Oli, a ja nie miałam do niczego innego głowy. Książka została złożona do druku i czekamy. Zbierając materiał do publikacji, Marianna miała szansę dowiedzieć się czegoś o swoim dzieciństwie, porozmawiać z ludźmi, którzy znali jej ojca i z nim pracowali. Mogła poszerzyć swoją wiedzę na jego temat. Kiedy Jacek umarł, Mania miała 6,5 roku. Niewiele pamięta z tego czasu.

Ewa Błaszczyk: „Każdy z nas ma do spełnienia jakąś misję”

Czuje pani wsparcie męża?

Tak. Proszę o to, aby dało się żyć i z nadzieją patrzeć w przyszłość.

Czego panią uczą Ola i Marianna?

Marianna uczy mnie aktywności na wielu polach. Jest bardzo niezależna. Ma to po mnie, więc muszę się z tym pogodzić i tę cechę w niej zaakceptować (śmiech). Chce o sobie stanowić w najmniejszej dziedzinie. Ola zaś uczy mnie przyjmować jakąś stratę, godzić się z utratą. Dzięki niej wdrażam do swojego życia cierpliwość oraz konsekwencję w działaniu i osiągnięciu zamierzonego celu.

W książce Lubię żyćpisze pani o chęci życia, a nie tylko przetrwaniu. To opowieść o tym, że trudnym wydarzeniom warto nadać sens. Pani Ewo, jak mimo cierpienia zawalczyć o lepsze jutro?

Nie czuję się powołana do udzielania innym rad. Nie jestem od tego, aby dawać komukolwiek lekcje dotyczące życia. Wiem, że ono może skończyć się w ułamku sekundy i należy radzić sobie z rzeczywistością, taką jaka ona jest. Nie na wszystko mamy wpływ, więc należy to przyjąć do wiadomości i robić to, co jest możliwe. Nie należy nigdzie uciekać. Życie jest trudne, polega na poświęceniu, ale nie należy zbytnio analizować swojego dobrostanu i poczucia krzywdy oraz cierpienia. Myślę, że każdy z nas ma do spełnienia konkretną misję, a taka świadomość daje motywację do konsekwentnego działania.

Tags:
aktornadzieja
Modlitwa dnia
Dziś świętujemy...





Top 10
Zobacz więcej
Newsletter
Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail