W przedszkolu naszych dzieci ogłoszono konkurs. O kim? Oczywiście o Józefie. Oględnie mówiąc, inicjatywa nie wzbudziła naszego entuzjazmu. Już wolelibyśmy w roli głównej Judę Tadeusza – tego od spraw beznadziejnych...
Józefie, gdzie jesteś?
Było lato zeszłego roku. Nie byliśmy w najlepszych relacjach ze św. Józefem. Można powiedzieć, że był to moment kryzysu wiary w orędownictwo męża Maryi. Szukaliśmy nowego mieszkania, staraliśmy się o finansowanie. Dużo kłód pod nogi, propozycje nas nie przekonywały, rynek już szalał, ceny uciekały z naszego zasięgu, a my przypominaliśmy dziecko uwieszone przy spodniach ojca, który akurat ma ważniejsze sprawy na głowie – zrezygnowani i wkurzeni.
W przedszkolu naszych dzieci jeszcze przed wakacjami ogłoszono konkurs. O kim? Oczywiście o Józefie. Oględnie mówiąc, inicjatywa nie wzbudziła naszego entuzjazmu. Już wolelibyśmy w roli głównej Judę Tadeusza – tego od spraw beznadziejnych – no ale trwał akurat rok św. Józefa. Trudno było oczekiwać innego tematu.