separateurCreated with Sketch.

Exodus katolików do wspólnot zielonoświątkowych. Czy Kościół zaniedbał troskę o emocjonalną stronę wiary?

uwielbienie w Kościele protestanckim
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Miguel Pastorino - 04.06.22
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Zjawiska odchodzenia wiernych do denominacji protestanckich doświadcza szczególnie Kościół katolicki w Ameryce Łacińskiej. Jak motywują oni swoje decyzje? Czego brakuje im w naszej wspólnocie? Czy da się jeszcze powstrzymać tę tendencję?

Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.

Wesprzyj nasPrzekaż darowiznę za pomocą zaledwie 3 kliknięć

W najbardziej zsekularyzowanych regionach Ameryki Łacińskiej, np. w Urugwaju, wierni odchodzący z Kościoła katolickiego zasilają najczęściej szeregi "wierzących bezwyznaniowych" bądź agnostyków. W większości tradycyjnie katolickich krajów kontynentu spadek liczby katolików przekłada się jednak na wzrost liczby zielonoświątkowców.

Jakie powody stoją za tą religijną migracją? Jaka jest tajemnica sukcesu zielonoświątkowych misjonarzy w świecie, w którym Kościół przestaje odgrywać istotną rolę społeczną?

Jan Paweł II ostrzegał

Samo zjawisko nie jest przy tym nowe, uległo jednak nasileniu pod wpływem zachodzących przemian kulturowych. Już w 1979 r. problem exodusu wiernych do wspólnot zielonoświątkowych poruszał meksykański episkopat. Zwracali też na niego uwagę kolejni papieże.

W 1992 r. podczas wizyty na Dominikanie św. Jan Paweł II podkreślił, iż wierni nie znajdują w Kościele katolickim tego, czego szukają. W związku z tym wielu z nich szuka swojego miejsca w innych kościołach czy sektach. Problem ten omawiali również na konferencji w Aparecidzie w 2007 r. biskupi z Brazylii.

Zaznaczyć trzeba, że spadek liczby katolików nie dotyczy osób prawdziwie żyjących wiarą – które zawsze stanowią mniejszość – lecz odnosi się do katolicyzmu uwarunkowanego społecznie. Traci on dziś swoją wiodącą pozycję na gruncie społeczno-kulturowym, także w kontekście rosnącego pluralizmu w społeczeństwach latynoamerykańskich. Zamiast więc zrzucać winę na zielonoświątkowców, zastanówmy się gdzie, jako katolicy, popełniliśmy błąd.

Pragnąc emocji i Tajemnicy

Widoczne jest głębokie rozczarowanie wielu osób tradycyjnym chrześcijaństwem, które rozmija się z duchowymi i uczuciowymi potrzebami wierzących. Skutkuje to wyczerpaniem dotychczasowych motywacji i chęcią poszukiwania nowych doświadczeń.

Współczesny kryzys dotyka przede wszystkim te Kościoły, które otworzyły się na racjonalistyczną nowoczesność. W szczególności dotyczy to Kościoła katolickiego, który po Soborze Watykańskim II swoją duszpasterską działalność skoncentrował na wymiarze społecznym. Zaniedbał tym samym, a nawet zrezygnował z wymiaru doktrynalnego, mistycznego oraz duchowego religii. W konsekwencji tego jego wierni stali się łatwym łupem dla wszelkich nurtów, które w miejsce powstałej pustki proponowały konkretny sens.

Jednocześnie daje się zauważyć odrodzenie katolicyzmu akcentującego wymiar tożsamościowy i zogniskowanego wokół liturgii oraz doktryny. On jednak również nie odpowiada na bieżące duchowe potrzeby. Katolicy, niezależnie czy identyfikują się z nurtem progresywnym czy też konserwatywnym, jednakowo skupiają się w swoim dyskursie na moralności, a nie na wierze. Hiszpański socjolog i teolog, José María Mardones, w 1996 r. komentował tę kwestię następująco:

Pasterze i teologowie przez ostatnie czterdzieści lat z niedowierzaniem obserwowali ten rosnący ubytek wiernych i masowy exodus w kierunku religijności bardziej emocjonalnej i mniej zinstytucjonalizowanej. Chrześcijaństwo bez emocjonalnego doświadczenia wydaje się być nieatrakcyjne – stwierdził wspomniany José María Mardones. Podkreślał on, że czysto racjonalne przedstawianie wiary, jak istotne by nie było, zderzy się z postmodernistyczną dyskredytacją rozumu i znużeniem wywołanym dominującym funkcjonalizmem.

Rozczarowanie społeczne jako czas religijnego przebudzenia

Jeśli przyjrzeć się genezie najważniejszych przebudzeń religijnych, szczególnie w świecie chrześcijańskim, dochodziło do nich przy okazji poważnych kryzysów społecznych i gospodarczych. Można w tym dostrzec pewną ogólną zasadę: kiedy świat się wali, trzeba poszukać „nowego świata”.

Przykładowo, w latach 90. lokalni liderzy zielonoświątkowi z Argentyny zdali sobie sprawę, że pozycja ich kraju uległa osłabieniu. Był to skutek dyktatorskich rządów, przegranej wojny o Falklandy oraz pogłębiającego się kryzysu gospodarczego.

Wiele Kościołów zielonoświątkowych zaoferowało w tym czasie lekarstwo na panujący w społeczeństwie chaos. Stały się one przestrzenią, gdzie najubożsi odnajdywali sens własnej egzystencji i szansę na integralny rozwój swojej osoby.

Kryzys społeczny miał być w tym podejściu znakiem, przez który Bóg chciał skruszyć swój lud, aby następnie wzbudzić z niego wielkich „apostołów wiary”. Ci natomiast mieli zanieść duchową iskrę w różne zakątki świata. Główny celem duszpasterskim zielonoświątkowych pastorów (jak sami przyznają) są „katolicy nominalni, którzy nie nawrócili się naprawdę do Chrystusa”.

Schronienie i szansa dla zmarginalizowanych

Znawca tematu, Robert E. Mosher, opisuje zasadnicze powody pozytywnego odbioru ruchu zielonoświątkowego wśród przedstawicieli najniższych warstw społecznych:

Po pierwsze, intensywnie doświadczana duchowość pozwala wyrażać silne uczucia na poziomie cielesnym i emocjonalnym. „Kiedy Ewangelię skojarzy się bardziej z uczuciami niż rozumem, staje się ona podstawą dla grupy społecznej skazanej na margines i bezimienność w wyniku bezrobocia i ubóstwa” – wyjaśnia ekspert.

Pastor i teolog baptystyczny, Pablo Deiros, tłumaczy, iż we wspólnocie zielonoświątkowej panuje niezwykle życzliwa atmosfera, a jej członkowie są niczym druga rodzina. Oferuje ona wszystko to, co zabrało społeczeństwo: godność.

„Zdaje się ona dostrzegać prawdziwe problemy ludzi, ich troski i nadzieje, ich silną potrzebę pracy, bezpieczeństwa, przebaczenia i wszystkich wymiarów normalnego życia ludzkiego… Mobilizuje ludzi do rozwoju na płaszczyźnie osobistej i wspólnotowej. Nie dziwi więc ten masowy przypływ wiernych, jaki w ostatnich latach udało się osiągnąć zielonoświątkowcom na terenie Ameryki Łacińskiej” – dodaje Mosher.

Nie chodzi tutaj przy tym o sam niedostatek. Bardziej o poczucie słabości i kruchości w obliczu poczucia braku sensu, bezpieczeństwa i stabilności w każdym wymiarze życia (rodzinnym, zawodowym, finansowym itd.). „W ten sposób ludowa wiara zielonoświątkowa nie zwraca się w kierunku zbawienia na ścieżce etycznej, ale w kierunku rozwiązań dla codziennych problemów przez wiarę w moc Boga… Chodzi o rzeczywistość empiryczną, a nie abstrakcyjną” – wyjaśnia ekspert.

Szkoła charyzmy i pewności siebie

Kolejnym powodem popularności ruchów zielonoświątkowych jest fakt, iż osoby wcześniej wyobcowane i anonimowe mogą zacząć w nich pełnić rolę prawdziwych liderów. Stają się podziwiane i szanowane przez wiernych. Wiele z nich, przy okazji głoszenia świadectwa, odkrywa u siebie zdolności przywódcze i talent oratorski. Osoby te posiadały nikłe szanse na samorealizację w swoim otoczeniu, tak w wymiarze społecznym, jak i ekonomicznym.

W ten sposób ktoś, kto kiedyś „był nikim” ani „nie miał szans wybić się w społeczeństwie”, staje się „wyniesiony spośród ludzi, aby dać świadectwo Prawdzie”. Wezwanie do ewangelizowania „mocą Bożą” przyczynia się do podwyższenia poziomu samooceny i pewności siebie.

Problemy do refleksji

Pytanie, nad którym faktycznie powinniśmy się zastanowić, brzmi: dlaczego żyjący daleko od Kościoła katolicy naprawdę nawracają się w ruchu zielonoświątkowym i zmieniają swoje życie? Co takiego znajdują w tamtych wspólnotach, czego nie znaleźli w naszych? Miliony byłych katolików, a dziś chrześcijan zielonoświątkowych, doświadczyły faktycznej, radykalnej i tajemniczej przemiany życia. Ewangelizują swoim świadectwem i miłością do Słowa Bożego, co budzi mieszane uczucia u duszpasterzy i wiernych katolickich.

Odpowiedzi na pytanie o przyczyny odchodzenia obecnych protestantów od Kościoła katolickiego brzmią do siebie podobnie: „Odkryłem/-am, że Jezus żyje naprawdę i przemienił moje życie”; „Teraz czytam Biblię codziennie”; „Odkryłem/-am, że mogę rozmawiać z Bogiem jak z przyjacielem w każdej chwili, własnymi słowami”; "Teraz czuję się częścią wspólnoty” itd.

Możemy stwierdzić, że ludzie ci nie znaleźli u zielonoświątkowców niczego, czego nie byłoby w Kościele katolickim. Najwyraźniej jednak wspomniane płaszczyzny ewangelizacji zostały zaniedbane, być może uznane za nazbyt oczywiste.

Kluczem jest chrześcijaństwo proste i przyjazne. Doświadczenie spotkania z Chrystusem; modlitwa, która wpływa na nasze życie; wspólnoty, w której prawdziwie czujemy się braćmi. Zielonoświątkowcy, którzy poznali tego rodzaju doświadczenie, odczuwają naturalne pragnienie głoszenia i nie można ich za to winić.

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Aleteia istnieje dzięki Twoim darowiznom

 

Pomóż nam nadal dzielić się chrześcijańskimi wiadomościami i inspirującymi historiami. Przekaż darowiznę już dziś.

Dziękujemy za Twoje wsparcie!