separateurCreated with Sketch.

Sabina Jakubowska: Obie prababki były akuszerkami. Mając takie geny nie mogłam uciec od doulowania [wywiad]

doula pomaga przyszłej mamie w przygotowaniach do porodu
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Moja prababka akuszerka pracowała do 80. roku życia! Pełniła swoją misję, nie przestając być sobą, czyli twardą Czernecką z kąśliwym poczuciem humoru. Lubiła poród zakończyć toastem na cześć dziecka - wspomina Sabina Jakubowska, autorka powieści "Akuszerki".

Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.

Wesprzyj nasPrzekaż darowiznę za pomocą zaledwie 3 kliknięć

Burze, gradobicia, powodzie, pożary jej nie zatrzymywały. Sama urodziła ośmioro dzieci, a tylko dwoje z nich przeżyło. Mimo tego trudnego doświadczenia umiała pomagać przy porodach. Nie była święta. Raczej stara cholera niż kandydatka na ołtarze. A jednak pozostała we wdzięcznej pamięci pokoleń - tak prababkę wspomina Sabina Jakubowska. Dlaczego napisała powieść "Akuszerki"?

Marta Brzezińska-Waleszczyk: Od archeologii daleko do towarzyszenia porodom. 

Dr Sabina Jakubowska*: Po urodzeniu dzieci byłam na zawodowym zakręcie. Szukałam pomysłu na siebie. Mama przyniosła mi czasopismo. Przeczytałam wywiad z doulami. Stwierdziłam, że to jest to! Wcześniejsze doświadczenia, wspieranie bliskich kobiet w okresie okołoporodowym, dały mi poczucie, że potrafię to robić. 

Pomagać w rodzeniu? 

Gdyby chcieć nazwać doulowanie jednym słowem, byłoby to WSPARCIE. Pracuję empatią. Mam pełną świadomość, że to nie mój poród i nie moje decyzje. Nie wtrącam się, a przede wszystkim nie oceniam. Podążam za kobietą, jej wyborami. Jestem blisko niej. 

W pani rodzinie zainteresowanie porodami przechodzi z pokolenia na pokolenie. 

Prababka Anna Czernecka była akuszerką. Skończyła Cesarsko-Królewską Szkołę Położnych w Krakowie. Zostawiła mi piękny zeszyt z 1886 roku z notatkami uczennicy. Zaglądałam też do podręczników położnictwa z XIX wieku. Co więcej, pracując nad doktoratem, dowiedziałam się, że praprababka ze strony ojca też była położną. Mając takie geny z dwóch stron, chyba nie mogłam uciec od doulowania (śmiech). Z pierwszego porodu wyszłam zachwycona. Czułam, jakbym robiła to od zawsze. 

Sabina Jakubowska i jej prababka Anna Czernecka

Akuszerki 

Powieść „Akuszerki” powstała w konsekwencji doulowania czy zgłębiania zapisków o prababce? 

Jedno i drugie, a i to nie wszystko! Chciałam, wbrew dominującemu w kulturze masowej obrazowi porodu, przekazywanemu z pokolenia na pokolenie, pokazać inną stronę. To nie musi być jak w filmach czy opowieściach, wizja krzyczącej, zakrwawionej kobiety, której lekarz mówi, co ma robić, jakby nie miała instynktu. Jako doula wiem, co pomaga porodowi. Przekazałam to, konstruując sytuacje opisane w „Akuszerkach”. 

To fikcja literacka. 

Tak, wszystkie sytuacje są wykreowane. Chciałam pokazać pewne zjawiska. Na przykład lęk rodzącej, bo jej wcześniejsze porody źle się kończyły. Młoda akuszerka bez doświadczenia podąża za intuicją. Poleca rodzącej, by pozwoliła sobie na płacz, łzy. Opłakanie, omodlenie straty pomaga wejść w kolejny poród bez obciążeń. Jako doktor nauk humanistycznych badałam różne kwestie etnograficzne związane z narodzinami. W wielu ciekawych zwyczajach deprecjonowanych przez etnografów widziałam sens! 

Fikcja oparta na lokalnej historii?

Doktorat robiłam w oparciu o historię mojej rodzinnej wsi Jadowniki w Małopolsce. Analizowałam imiona mieszkańców na przestrzeni 220 lat. Imiona, jak przekonywał prof. Milewski, są zwierciadłem kultury. Pokazują wartości, jakie stoją za ich wyborem. Poznałam więc świat religii, społeczny, rodzinny, sąsiedzki. Także patriotyzm kiełkujący na galicyjskiej wsi, autorytety. Dostałam też prezent od losu. Gdy analizowałam księgi metrykalne, ponad 2 tysiące razy zobaczyłam nazwisko Anny Czerneckiej, mojej prababki. 

Zeszyt Anny Czerneckiej ze Szkoły Położnych

Prababka akuszerka 

Była fascynującą postacią. 

Pracowała do 80. roku życia! Zaopatrzona w skromny kuferek, ale przede wszystkim w doświadczenie i umiejętności. Chodziła do porodu niezależnie od dnia, pory roku, tego, jak się czuła. Burze, gradobicia, powodzie, pożary jej nie zatrzymywały. Sama urodziła ośmioro dzieci, a tylko dwoje z nich przeżyło. Mimo tego trudnego doświadczenia umiała pomagać przy porodach. Nie była święta. Raczej stara cholera niż kandydatka na ołtarze. A jednak pozostała we wdzięcznej pamięci pokoleń. Stare kobiety z Jadownik o niej opowiadały. 

Jak ją wspominały? 

Pełniła swoją misję, nie przestając być sobą, czyli twardą Czernecką z kąśliwym poczuciem humoru. Lubiła poród zakończyć toastem na cześć dziecka. Wcale nie chciałam o niej pisać powieści. Zafascynowała mnie jednak jej postawa, a nie była w tamtych czasach wyjątkiem. Historie położnych, do których dotarłam, były podobne. Wiodły proste życie przepełnione posługą innym. Dawały wsparcie. 

Znów to słowo.

Bo to powieść o wsparciu i niepoddawaniu się. Społeczność, którą stworzyłam, stawia czoła problemom, tym wynikającym z wielkiej historii, jak i lokalnym, na przykład kataklizmom. To bohaterowie z krwi i kości, ze swoimi emocjami. Chciałam pokazać czytelnikom, jak żyli ich przodkowie, by mogli przez chwilę to poczuć. Dlatego sprawdzałam pogodę, pełnie księżyca, szczegóły. Postacie fikcyjne mieszają się z rzeczywistymi. Dla ułatwienia jest tu drzewo genealogiczne fikcyjnych bohaterów i załącznik o prawdziwych postaciach i wydarzeniach. 

„Jestem szczęściarą, nie bałam się rodzić” 

„Akuszerki” są podsumowaniem pani poszukiwań na różnych płaszczyznach. Dlaczego fikcja, a nie literatura faktu? 

Nie ma nic przyjemniejszego niż pisanie powieści (śmiech). Pierwszą, „Dom na Wschodniej”, napisałam dla młodzieży. Akcja też toczy się w Jadownikach. W 2015 roku dostała nagrodę główną „Tygodnika Powszechnego” i Instytutu Książki. Lubię pisać dla czystej przyjemności zanurzenia się w rzeczywistości, którą „widzę” w głowie. Akt pisania to ostatni odcinek drogi. Wcześniej obcuję z bohaterami, jakbym oglądała o nich film. Widzę ich, z ich charakterem, powiedzonkami, emocjami. Czuję. Doktorat wypełnił mi 18 lat życia. Powieść powstała dla dzikiej przyjemności opisania tego, czego doświadczam w wyobraźni.  

„Akuszerki” pokazują poród jako cudowne doświadczenie. Podobnie jak rozmaite akcje, kampanie społeczne, Rodzić po Ludzku. Mimo to nadal mamy w głowach negatywną wizję. Kobiety wciąż boją się porodów. Dlaczego? 

Ja jestem szczęściarą, nie bałam się rodzić. Ale traumatyczny obraz jest przekazywany z pokolenia na pokolenie. Nie tylko poród był krytycznym momentem, ale też połóg. Rzadko przestrzegano higieny, stąd wysoka umieralność kobiet i dzieci w okresie okołoporodowym. Po II wojnie porody przeniesiono do szpitali. Przyszedł wyż demograficzny. Kobiety zaczęły rodzić w warunkach, w których nie miały już nic do powiedzenia. Stąd te opowieści. Ale dziś straszak jest inny. 

Internet? 

Tu każdy może napisać, co chce, i nie bierze za to odpowiedzialności. Oczywiście nie kwestionuję istnienia złych doświadczeń, ale czytanie opowieści rodem z thrillerów nie działa pokrzepiająco. Akcje społeczne, spotkania dla kobiet nie są przecież codziennością. Są strony, blogi o pięknych porodach, dla wzmocnienia, ale to nadal mniejszość. Poza tym jesteśmy społeczeństwem, które ceni poczucie kontroli nad życiem we wszystkich możliwych dziedzinach. Kobiety boją się, że w szpitalu nie będą mogły o niczym decydować. 

Anna Czernecka na weselu

Świadomy poród z doulą 

Co zrobić, by poród nie kojarzył się źle?  

Podejść do niego i połogu świadomie. Uczestniczyć w szkole rodzenia. Spotykać się z położną środowiskową. Pogłębiać wiedzę w wartościowych lekturach. Zastanowić się, czego chcę, jaką mam wizję porodu. Każda kobieta chce czuć się bezpieczna, ale już sposobów na zaspokojenie tej potrzeby jest wiele. Dla jednej kobiety będzie to prywatna opieka medyczna, poczucie luksusu. Dla innej znieczulenie, poród we wskazanym terminie. A jeszcze dla innej poród z partnerem czy doulą

Jak on wygląda z doulą?

Jestem obecna przy rodzącej. Na różne sposoby. Robię masaże, uciski, przytulam, czasem stosuję aromaterapię. Przede wszystkim wspieram, motywuję. Pomagam w różny sposób. Wierzę w rodzącą. Samo to często wystarcza. Zapewnienie wsparcia osób podzielających nasze priorytety jest jak remedium na lęk przed utratą kontroli. 

Ten lęk tkwi w głowie rodzącej. 

Kobieta potrzebuje sama sobie zaufać, że jest silna z natury, mądra. Odpuścić uprzedzenia. Nie oceniać samej siebie. Pozwolić sobie na bycie tu i teraz, w pięknie chwili. Cieszyć się nią. Czasem pomaga atmosfera takiej babskiej imprezy. I jest to możliwe! Stare babuleńki opowiadały mi rozmaite anegdoty. Liczyło się to, że przyszła akuszerka, zrobiła herbatę, pocieszyła, powiedziała, że zaraz będzie po wszystkim. 

Doula w szpitalu 

Lekarze, położne są otwarte na współpracę z doulami

Personel medyczny ma prawo do ograniczonego zaufania. To on odpowiada za bezpieczeństwo rodzącej i dziecka. Jeśli doula nie przestrzega standardów, można to zgłosić do Stowarzyszenia Doula w Polsce. Nie idę do szpitala, by decydować. Nikt nie musi mnie tam lubić. Najważniejsze, by rodząca miała zapewnione swoje prawa. Robię swoje. Po kilka godzinach współpracy personel przekonuje się, że moja praca jest pożyteczna. 

Jakie naturalne sposoby stosowały nasze prababki? Da się je „przemycić” do szpitala? 

Nie trzeba przemycać! Wystarczy świadomość. Każda kobieta potrafi wybrać najlepszą dla siebie pozycję. Poród to ruch. Jeśli rodząca ma potrzebę chodzenia, trzeba jej to umożliwić. Przypinanie do łóżka aparaturą medyczną nie jest dla niej korzystne, ułatwia „tylko” szpitalne formalności. Kobiety powinny zaufać temu, co czują. Pracować z oddechem. Jeśli potrzebują prysznica, przewietrzenia się, śpiewania, niech to robią! I nie martwią się, jak wyglądają. Można zrobić wiele, by ciało rodzącej produkowało oksytocynę, hormon szczęścia, który nie ma nic wspólnego z tą z kroplówki. Bliskość, żarty albo modlitwa czy milczenie. To sprawia, że poród płynie, jest krótszy i lżejszy.

To udowodnione?

Jak wynika z badań dr. Kenella i dr. Klausa, wśród kobiet, którym w okresie okołoporodowym towarzyszyła w sposób ciągły inna kobieta zanotowano o 41 proc. mniej porodów interwencyjnych, o 33 proc. mniej kobiet z traumą porodową i depresją poporodową. To 1/3 kobiet mniej, które wyjdą z porodu poranione i nie będą chciały mieć dzieci! To także o 26 proc. mniej porodów zakończonych cesarskim cięciem. To dlatego uwielbiam bycie doulą! Poród to żywioł, kiedy mogę podążać za kobietą do świętego momentu, jakim jest przyjście na świat dzieciątka. Zachwycać się jej pięknem, pięknem tego wysiłku, ciała, jej motywacji, wiary w siebie, w naturę, w dziecko. Zachwycam się Życiem!

*Sabina Jakubowska – autorka powieści „Akuszerki” (2022, Grupa Wydawnicza Relacja) i „Dom na Wschodniej” (2015, Nagroda Główna Tygodnika Powszechnego i Instytutu Książki w konkursie „Promotorzy Debiutów”). Mgr archeologii, dr nauk humanistycznych, doula certyfikowana należąca do Stowarzyszenia Doula w Polsce, nauczycielka i mama

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Aleteia istnieje dzięki Twoim darowiznom

 

Pomóż nam nadal dzielić się chrześcijańskimi wiadomościami i inspirującymi historiami. Przekaż darowiznę już dziś.

Dziękujemy za Twoje wsparcie!