– Zawiozłem chorym Pana Jezusa, a przy okazji paczki z żywnością. Ludziom żyje się teraz bardzo trudno. Staramy się mówić: „nie przeklinajcie swoich wrogów”, ale pomijamy „błogosławcie im”, bo na to jeszcze za wcześnie – mówi ks. Jarosław Olszewski z Żytomierza.
Mimo spadających na miasto rakiet ks. Jarosław Olszewski kontynuuje budowę kościoła Bożego Miłosierdzia. Jak wierzy, po wojnie stanie się on jednym z miejsc pojednania i przebaczenia.
Kościół pallotynów w Żytomierzu
Umówienie się na rozmowę z ks. Jarosławem graniczy z cudem. Zawsze był zabiegany, ale teraz jego życie nabrało jeszcze szybszego tempa. Między rozlegającymi się wciąż alarmami ogarnia życie duszpasterskie, pomoc charytatywną, wyjazdy uchodźców do Polski i przyjmowanie tych, co uciekają ze wschodu Ukrainy, a w międzyczasie próbuje doglądać budowy kościoła.
– Szukam dla ludzi chleba, bo nigdzie go nie można kupić – rzucił mi do słuchawki na początku wojny. Kilka tygodni później rozmawiałam z nim między jedną a drugą wizytą u parafian.
– Zawiozłem chorym Pana Jezusa a przy okazji paczki z żywnością. Ludziom żyje się teraz bardzo trudno – mówił w biegu. Charytatywna machina parafii działa 24 godziny na dobę, ale księżom co rusz przypomina: „siadajcie regularnie do konfesjonału”. – W dniach wojny bardzo wielu ludzi przychodzi do spowiedzi, niektórzy po wielu latach – mówi.
Podziemia kościoła jak schron
Solidne podziemia wznoszonego kościoła stały się schronem dla mieszkańców miasta. – Dzięki Bogu są ogrzewane, jest prąd i są toalety. Chronią się tam, bo martwią się przede wszystkim o dzieci, o ludzi starszych, a także o samych siebie – mówi pallotyn. W kościele chronią się też strażacy, których baza znajduje się po sąsiedzku. Często nawet 70 mężczyzn.
– Gdy mąż naszej major pożarnictwa schodził do schronu, dopytywał ich ze śmiechem: panowie, przyznać się, kto pierwszy raz w życiu jest kościele – opowiada ks. Olszewski. Pokazuje to przegląd społeczeństwa. Wielu ludzi jest niewierzących, wielu być może nawet z definicji prawosławnych, bo tak ochrzczonych, ale nigdy w cerkwi nie byli. Ponad połowa z 270 tys. mieszkańców Żytomierza opuściła to miasto.

W schronie słyszała koronkę do Bożego Miłosierdzia
Pracująca w parafii siostra Julia Wolska pochodzi z Żytomierszczyzny. Jak wielu mieszkańców tego regionu ma polskie korzenie. – Przybywa coraz więcej uchodźców m.in. z leżącej nieopodal nas Buczy i Irpienia. Opowiadają straszne rzeczy. Jestem wzruszona, jak widzę, że szukają pomocy w Bogu. Tylko z Nim możemy przeboleć, przecierpieć to, co się dzieje i iść dalej – mówi pallotynka.
Wspomina, że w czasie największych ostrzałów przychodzili ludzie i prosili by ich przygotować do sakramentów. 70-letnia kobieta podjęła taką decyzję po tym, jak w schronie słyszała koronkę do Bożego Miłosierdzia. Wcześniej uważała się za prawosławną choć do cerkwi nigdy nie chodziła i poza znakiem krzyża nie znała żadnych modlitw. Teraz prawie codziennie jest na mszy ze swym niepełnosprawnym wnukiem. Pallotynka podkreśla, że w ludziach jest wielka chęć poznania Boga, schronienia się w Nim.
– W ich oczach widać dziecięcą wiarę i ogromne zaufanie, które mnie aż zawstydza – mówi siostra Julia.
„Polaki piękny kościół wybudowali”
Budowa kościoła to jeden wielki cud. – Zawsze jestem na deficycie – mówi ks. Olszewski. Wspomina, że gdy miał opory czy zaczynać bez zabezpieczenia finansowego, zaprzyjaźniony ksiądz poradził mu: „nie zwlekaj, ludzie zobaczą, że budujesz i pomogą, a Pan Bóg pobłogosławi”. Tak się też stało, a miejscowi mówią, że „Polaki piękny kościół wybudowali”.
Gdy parafia przeniosła się najpierw z małej kaplicy do dolnego kościoła, jej stan się podwoił i na msze regularnie zaczęło przychodzić 600 osób. W 2007 roku na poświęceniu ziemi proboszcz ustawił obok krzyża figurkę św. Józefa. Jej ofiarodawczyni powiedziała mu, że Opiekun Jezusa sam ten kościół wybuduje.
– Pamiętam czas pandemii. Zamknięte granice, nie mogłem jeździć do Polski, głosić kazań i zbierać funduszy na budowę. Wtedy jednak paradoksalnie najwięcej zrobiliśmy. Zgłosili się do mnie robotnicy, którzy utknęli na Ukrainie i szukali pracy. Powiedzieli, że zapłacę im, kiedy będę mógł, a parafianin co ma skład budowlany dał nam wszystkie potrzebne materiały na kredyt – wspomina ks. Olszewski.
I dodaje: „Nie wiem jak, ale wszystko pospłacałem. To co miało być złe, okazało się błogosławieństwem. W normalnym czasie bym tyle nie zrobił, ile udało się w czasie pandemii”.

Przy ulicy Jana Pawła II
Wspomina, że gdy na Ukrainie przeprowadzano dekomunizację, dzięki mobilizacji parafian ulicę przemianowano z sowieckiego pisarza na Jana Pawła II. – Czyż to nie jest palec Boży, że nasz kościół powstaje przy ulicy tego, który oddał świat Bożego Miłosierdzia? – śmieje się ks. Olszewski. Kult ten jest na Ukrainie jeszcze młody, ale wzrasta bardzo szybko.
– Od długiego czasu w naszej parafii odprawiane są msze w intencji przebaczenia i nawrócenia nie tylko tych, którzy czynią te zbrodnie, ale i narodu ukraińskiego, bo to, co się dzieje rodzi w ludziach wiele cierpienia i sprzeciwu – mówi siostra Julia.
Proboszcz wyznaje, że proces pojednania będzie wymagał czasu, ponieważ im większe i głębsze rany, tym trudniej się goją, a co dopiero mówić o wyleczeniu blizn. W tym procesie uzdrawiania może pomóc Boże Miłosierdzie. Może się tu przydać doświadczenie pallotynów z Rwandy, gdzie po ludobójstwie tworzyli miejsca pojednania, właśnie w duchu Bożego Miłosierdzia.
Jednak póki na Ukrainie trwa ludobójstwo i dokonują się kolejne rzezie, trudno jest nawet mówić o przebaczeniu. Wielu modli się teraz o to, by nie nienawidzić rosyjskich oprawców.