separateurCreated with Sketch.

Zabici za pragnienie Boga i religii w szkole? Jak Kościół wspierał poznańskich powstańców w czerwcu 1956 r.?

protestujący robotnicy w czerwcu 1956 r.
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Mirosław Czado - 28.06.22
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Gdy na ulice Poznania wyszli robotnicy, największe zaniepokojenie ubeków wzbudziły hasła w rodzaju: „Chcemy Polski katolickiej, a nie bolszewickiej”, "My chcemy Boga”, „Żądamy religii w szkołach!", „Uwolnić Prymasa Wyszyńskiego”...
Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Po drugiej wojnie światowej Polska, jak i wiele innych państw regionu, weszła w skład bloku politycznego całkowicie podporządkowanego Związkowi Radzieckiemu. Od 1944 r. następował powolny proces zmiany administracji państwowej, tak zwana komunizacja, czy nawet stalinizacja. Powstały wówczas takie charakterystyczne instytucje jak Milicja Obywatelska czy Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego. W 1948 r. zmienił się też system szkolnictwa, wcześniej oparty na reformie Janusza Jędrzejewicza.

Najpoważniejsza w skutkach była jednak zmiana obowiązującej dotąd konstytucji marcowej z 1921 r., co dokonało się w roku 1952. Przełom lat czterdziestych i pięćdziesiątych XX w. stał już pod znakiem całkowitej dominacji systemu komunistycznego w wydaniu stalinowskim. Wszystkie dziedziny życia społecznego, a także decyzje gospodarcze podporządkowanie zostały Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, a co za tym idzie Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego z siedzibą w Moskwie.

Jeśli idzie o ekonomię, komuniści wprowadzili gospodarkę centralnie planowaną. Taki model zarządzania, połączony z planem budowy socjalizmu na lata 1950-1955, zapewnić miał znaczny rozwój ekonomiczny państwa. Stało się jednak inaczej.

Już w roku 1953, w wyniku realizacji planu sześcioletniego, nastąpiło znaczne pogorszenie stopy życiowej ludności. Władza rozpoczęła obniżanie premii i zarobków, dodatkowo zwiększając normy i likwidując dodatki pracownicze. Spowodowało to poważne pogorszenie warunków pracy, a w sklepach zaczęły występować wyraźne braki w zaopatrzeniu.

Powyższe problemy i decyzje potęgowały atmosferę niezadowolenia społecznego. Stalinowski terror, realizowany rękoma wielotysięcznej Milicji Obywatelskiej oraz funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego, nie pozwalał jednak na jawne wyrażanie niezadowolenia przez obywateli.

Śmierć, która dawała nadzieję

Kiedy 5 marca 1953 zmarł Józef Stalin, w bloku państw komunistycznych zrodziła się nadzieja na zmiany w systemie społecznym. Już w roku 1953 nasiliły się protesty robotnicze.

16 Czerwca 1953 r. w NRD wybuchło Powstanie Czerwcowe (niem. Juniaufstand). Ogarnęło ono wiele niemieckich zakładów, miast i wsi wokół Berlina, a także zakłady m.in. w Rostocku, Magdeburgu, Halle, Lipsku, Dreźnie, Görlitz czy Jenie. Bezpośrednim powodem wybuchu były zawyżone normy pracy, a także żądania polityczne. W strajkach robotniczych w NRD wzięło udział ok. miliona osób zamieszkujących 700 miejscowości.

Wcześniej jeszcze, 1 czerwca 1953 r. w Czechosłowacji doszło do tzw. Rebelii Pilzneńskiej. Protestowały wówczas zakłady zbrojeniowe Skoda im. Lenina w Pilznie. Szacuje się że strajkowało tam ok. 25 tysięcy robotników. Mimo ogromnej liczby protestujących, wystąpienia te nie przyniosły żadnych zmian i zostały krwawo stłumione przez Armię Czerwoną i lokalne organy bezpieczeństwa.

Po śmierci Stalina władzę w Związku Radzieckim zaczął powoli przejmować Nikita Chruszczow. W lutym 1956 r. na XX zjeździe KPZR swoim przemówieniem pt. O kulcie jednostki i jego następstwach, dał on nadzieję na poprawę sytuacji zarówno na płaszczyźnie ekonomicznej, jak i społecznej. Przemówienie Chruszczowa w krajach satelickich Związku Radzieckiego zostało odebrane jako początek ogromnych zmian i odwilży w bloku komunistycznym.

Brak mięsa i chrześcijańskie fundamenty

Wielkopolska była regionem wybitnie rolniczym, przez co została najbardziej dotknięta skutkami prowadzonej przez komunistów kolektywizacji gospodarstw rolnych. Reforma ta spowodowała zmniejszenie produkcji rolnej i doprowadziła wręcz do braku żywności na rynku poznańskim.

Władze likwidowały ponadto lub ograniczali działalność małych i średnich zakładów rzemieślniczych. Doprowadziło to do poważnego braku podaży usług w Wielkopolsce. Utworzone w miejsce prywatnych zakładów spółdzielnie rzemieślnicze i zaopatrzeniowe nie były w stanie zaspokoić potrzeb ludności.

Komuniści w Wielkopolsce mocno ograniczyli też nakłady na ochronę zdrowia czy szkolnictwo. Znacząco zmniejszone zostały też wydatki na gospodarkę komunalną i mieszkaniową w Poznaniu oraz całym województwie. Władze tłumaczyły się przy tym koniecznością inwestowania w inne, mniej rozwinięte regiony Polski.  W 1956 r. poważnie odczuwalne na rynku stały się braki mięsa, masła i węgla. Średnia płaca w Poznaniu była zaś niższa o 8 proc. od średniej krajowej.

Solą w oku komunistów był też fakt, że wielkopolskie tradycje robotnicze już od XIX w. oparte były o silny w regionie ruch chrześcijański. Szczególnie było to widoczne w okresie międzywojennym. Komuniści doskonale wiedzieli, że Wielkopolska stanowiła wówczas bastion prawicy, lecz także ruchów chrześcijańskich, głęboko zakorzenionych w tradycji robotniczej.

Jednocześnie Poznań już od XIX w. funkcjonował jako duży ośrodek przemysłowy. Największym zakładem w mieście był kompleks zajmujący się produkcją silników okrętowych, lokomotyw parowych, spalinowych i elektrycznych oraz wagonów kolejowych, założony przez Hipolita Cegielskiego w 1846 r.

Po drugiej wojnie światowej został on upaństwowiony jako Zakłady Metalowe im. Józefa Stalina. Już od roku 1953 w fabryce rosło niezadowolenie załogi. Nieprawidłowo naliczano tam podatek od pensji, podwyższano i tak już mocno wyśrubowane normy, fatalnie organizowano pracę i zarządzano zakładem. Nie reagowano również na apele załogi, która zgłosiła ponad 4,5 tysiąca wniosków dotyczących poprawy warunków i organizacji pracy. Lekceważono także palące problemy zakładu zgłaszane przez robotników na zebraniach zakładowych.

Niczym okupacyjny obóz pracy

28 czerwca o godz. 6.30 robotnicy z zakładu zorganizowali strajk, który trwał do godziny 10.00.  Następnie załoga, wraz z dołączającymi się do nich pracownikami Zakładów Naprawczych Taboru Kolejowego, Miejskiego Przedsiębiorstwa Komunikacyjnego, Poznańskich Zakładów Przemysłu Odzieżowego im. Komuny Paryskiej, Zakładów Graficznych im. Marcina Kasprzaka, Poznańskiej Fabryki Maszyn Żniwnych oraz Wielkopolskiej Fabryki Urządzeń Mechanicznych „Wiepofama”, zorganizowali pochód, który skierował się na plac przed Zamku Cesarskim (obecnie pl. Adama Mickiewicza), noszącym wówczas imię Stalina. Miało tu swą siedzibę Prezydium Miejskiej Rady Narodowej. Około stutysięczny kipiący tłum, nie kryjąc wściekłości, skandował hasła:

 „Chcemy żyć normalnie”, „Precz z normami”, „My chcemy chleba dla naszych dzieci”, „Jesteśmy głodni”, „Precz z wyzyskiem świata pracy!”, „Chcemy wolnej Polski”, „Wolności”, „Precz z bolszewizmem”, „Żądamy wolnych wyborów pod kontrolą ONZ!", „Precz z czerwoną burżuazją”, „Precz z komunistami”, „Precz z niewolą, precz z Ruskami, precz z siedemnastoma latami niewoli”, „Precz z Rokossowskim”. Śpiewano również hymn narodowy, Rotę oraz pieśni religijne.

Jeden ze świadków tych wydarzeń, Józef Wielgosz, tak je wspominał: „Jeszcze dziś w pamięci wielu poznaniaków wyraziście odżywają obrazy z tego niesamowitego pochodu. Oto jeden z nich. W tym czasie wszyscy pracownicy fizyczni nosili obuwie drewniane, zwane wówczas kujonami lub okulakami. Pochód więc z tej racji słychać było z daleka przez głuchy stukot drewniaków o bruk. Scena ta uparcie kojarzyła się z jakimś obozem pracy. Ten przejmujący stukot, zacięte twarze, zaciśnięte pięści i nędzny roboczy strój dopełniał obrazu jakby żywcem wziętego z tragicznych dla Polski lat okupacji. W pierwszych szeregach szły kobiety, które w fabryce wykonywały ciężką, prawie katorżniczą pracę".

Największe jednak zaniepokojenie ubeków wzbudziły odnotowane jako pierwsze hasła: „Chcemy Polski katolickiej, a nie bolszewickiej”, "My chcemy Boga!”, „Żądamy religii w szkołach!", „Uwolnić Prymasa Wyszyńskiego”. Rozumieli oni bowiem, że za hasłami tymi idą konkretne żądania zaprzestania laicyzacji społeczeństwa, które bez wiary w Boga nie wyobrażało wolności. Polacy rozumieli, że prawdziwa wolność to tyko taka, która daje możliwość pielęgnowania wiary w Boga.

Błogosławili i opatrywali rany

Również Kościół katolicki nie pozostawał bierny wobec protestujących i pojawiających się w wyniku brutalnej pacyfikacji ofiar. Od samego początku stało się bowiem jasne, że jest to walka nie tylko o wolność, ale i możliwość swobodnego wyznawania wiary. Wiele na ten temat możemy się dowiedzieć paradoksalnie na podstawie raportów UB. Ze szczególną uwagą i niepokojem śledziło ono działanie i postawę Kościoła.

W jednym z raportów czytamy na przykład: "Widziano dwóch zakonników w brązowych habitach, którzy na schodach kościoła św. Marcina błogosławili czoło pochodu demonstrantów przechodzące w tej okolicy".

W raportach znajdziemy również informacje o księżach, którzy spieszyli z posługą rannym, leżącym na ulicach. Odnotowano także przypadki opatrywania rannych przez kapłanów oraz siostry zakonne, a także ich pomocy w szpitalach, gdzie w tamtej sytuacji liczyła się każda para rąk.

Również kuria poznańska od samego początku zaangażowała się w duchową pomoc protestującym. W dniach, kiedy w Poznaniu miały miejsce protesty, nakazano odprawianie po każdej mszy św. nabożeństwa z wystawieniem Najświętszego Sakramentu, które miało zakończyć się odśpiewaniem suplikacji:

Święty Boże, Święty mocny,

Święty a Nieśmiertelny

Zmiłuj się nad nami…

Od powietrza, głodu, ognia i wojny

Wybaw nas Panie!

Od nagłej i niespodzianej śmierci

Zachowaj nas Panie!

Modlitwa ta zawierała w sobie silną symbolikę zawierzenia się Bogu.

Również podczas mszy niedzielnych 1 lipca w poznańskich kościołach modlono się za zamordowanych uczestników manifestacji, rannych i więzionych oraz ich rodziny.

Pewną koincydencją czasową był fakt, że protesty robotników poznańskiego czerwca zbiegły się z uroczystościami odsłonięcia 29 czerwca matki poznańskich kościołów, jak można powiedzieć o katedrze poznańskiej. Katedra, która w swojej pierwotnej formie powstała w dwa lata po chrzcie Polski, stanowiła niezwykły symbol, nawiązujący do silnych tradycji chrześcijańskich Wielkopolski. Szczególną wymowę zyskiwał on w czasie zaborów, jak i w latach komunizmu.

W czerwcu 1956 r. z kolan powstała zarówno katedra, zniszczona w lutym 1945 r. podczas szturmu Armii Czerwonej, jak i jej poznańscy wierni. Dali oni wyraz swemu pragnieniu powrotu do Boga, czy też bardziej sprzeciwu wobec próby wydarcia społeczeństwa spod Bożej opieki.

Czołgami i działami w robotników

Do stłumienia robotniczej walki o wiarę i wolność komuniści skierowali 10 tys. żołnierzy i oficerów z MO, LWP, SB i KBW. Wysłali na ulice 359 czołgów, 31 dział pancernych, a także blisko 900 samochodów i motocykli. W krwawych walkach śmierć poniosło co najmniej 79 osób, rannych było ponad 600. Zginęło ponadto 5 żołnierzy LWP, 1 żołnierz KBW, 3 funkcjonariuszy UB oraz 1 funkcjonariusz MO.

Kościół nie ustawał w pomocy wobec ofiar również w dniach po powstaniu i kończącej je masakrze. Księża uczestniczyli w tajnych pochówkach, kontrolowanych przez ówczesną władzę, na przykład na cmentarzu junikowskim.

To tu 2 lipca został pochowany 13-letnik Romek Strzałkowski, uczeń VII klasy Szkoły Podstawowej nr 40 w Poznaniu. Zginął on 28 czerwca w czasie szturmu protestujących robotników na gmach Komitetu ds. Bezpieczeństwa Publicznego. Jedna z relacji mówi, że Romek został zastrzelony ponieważ miał nieść transparent z napisem: „Chcemy religii w szkole”. Chłopiec stał się symbolem ofiar Poznańskiego Czerwca. 

Kościół zaangażował się również w pomoc materialną i socjalną najbardziej potrzebującym poszkodowanym i ich rodzinom. W marcu 1957 r. bp Franciszek Jedwabski wydał tajną instrukcję co do zbierania adresów poszkodowanych, w celu przesyłania im paczek z żywnością i lekarstwami. Z inicjatywy i za pośrednictwem Kościoła pomoc dla poszkodowanych płynęła również z zagranicy, szczególnie z Niemiec i Francji.

Kustoszowie pamięci

Czas tak zwanej odwilży nie przyniósł znaczących i oczekiwanych zmian w systemie społecznym. Religia jedynie na kilka lat powróciła do szkół. Tym niemniej Poznański Czerwiec wyraźnie pokazał komunistom, że nie są oni w stanie oddzielić Boga od społeczeństwa.

Na fali październikowej odwilży 2 lipca 1957 r. funkcję arcybiskupa metropolity poznańskiego objął Antoni Baraniak. Już wtedy był on owiany legendą niezłomnego kapłana, który nie ugiął się przed komunistami. W trakcie 3 letniego śledztwa w czasach stalinowskich był on 145 razy przesłuchiwany, wyrywano mu wówczas paznokcie.

Pamięć o Poznańskim Czerwcu, który wskutek propagandy na ćwierćwiecze zniknął ze społecznej świadomości, kultywował właśnie Kościół katolicki. Piąta rocznica powstania zbiegła się w czasie z aktem zawierzenia stolicy Wielkopolski i całej archidiecezji Matce Bożej. Uroczystości miały charakter szczególnie uroczysty i wzbudziły podziw samego kard. Wyszyńskiego. Przed odprawieniem mszy świętej abp Baraniak, witając Prymasa Tysiąclecia, powiedział:

„Poznań katolicki przeżywa uroczystość Świętych Apostołów Piotra i Pawła. Pięć lat temu wkroczył katolicki Poznań w podwoje prastarej świątyni. Właśnie w uroczystość odpustową w najstarszej chyba katedrze biskupiej w Polsce, w chwili, kiedy na ulicach miasta Poznania rozlewała się krew bratnia w wypadkach czerwcowych. Dziś, kiedy ludzie zatrwożeni rozglądają się za prawdziwym pokojem Bożym, przybycie Twoje, najdostojniejszy księże Prymasie, jest wielką pociechą, jest podaniem ręki słabnącej nadziei, jest umocnieniem serc naszych”.

To właśnie z inicjatywy abp. Baraniaka i innych kapłanów w kolejnych latach w wielu poznańskich kościołach odprawiano msze święte w intencji ofiar Poznańskiego Czerwca. Dzięki Kościołowi katolickiemu pamięć o tych wydarzeniach przetrwała czasy komunistyczne.