Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Ksiądz Józef Niżnik jest kustoszem sanktuarium św. Andrzeja Boboli w Strachocinie (woj. podkarpackie). Do parafii trafił jako młody kapłan, na zastępstwo za chorego proboszcza. Miał w niej zostać przez trzy tygodnie, a posługuje już... 39 lat. W wywiadzie dla Aletei opowiada o życiu i męczeństwie św. Andrzeja Boboli, jego nadprzyrodzonych interwencjach, daje też osobiste świadectwo spotkań ze świętym.
Anna Gębalska-Berekets: Zaledwie trzy tygodnie nieplanowanego pobytu w Strachocinie przesądziły o księdza dalszym życiu!
Ks. Józef Niżnik: Jako młody kapłan, dokładnie 7 września 1983 roku, trafiłem na zastępstwo do wiejskiej parafii w Strachocinie. Miałem studiować historię na KUL-u. Ale zachorował tamtejszy proboszcz, więc bp Ignacy Tokarczuk [ówczesny ordynariusz przemyski – przyp. red.] wezwał mnie do siebie i skierował do tej miejscowości. "Dopiero w październiku zaczynasz studia, nie ma tam żadnego kapłana, więc jedź tam" – usłyszałem. Pojechałem i zostałem do dziś.
Tajemniczy nieznajomy
Stopniowo odkrywał ksiądz tajemnicę Strachociny. Już kilka dni po przyjeździe zbudziło księdza uderzenie w rękę, a w oknie pojawiła się postać z ciemną brodą. Co wtedy ksiądz sobie pomyślał?
To było w nocy z 10 na 11 września 1983 roku. Przyszedł do mnie tajemniczy ksiądz. Z początku myślałem, że to napad. Przestraszyłem się. Rano podzieliłem się przeżyciami z siostrą pracującą w zakrystii. Powiedziałem: "Jak tak dalej będzie, to ja tutaj nie wytrzymam". Siostra dopytywała, dlaczego tak mówię. Wytłumaczyła, że do wielu księży ktoś tu zawsze przychodził...
Musiałem dać sobie trochę czasu na przemyślenia. W kolejne noce spałem u kolegów, w innej parafii. Czułem jednak wewnętrzne przynaglenie, by jakoś rozwikłać tę zagadkę, która od tylu lat nękała Strachocinę. Wróciłem na miejsce, ale na noc nie gasiłem światła. Bałem się, że wizyty zjawy-kapłana mogą się powtórzyć.
Ona nie przychodziła systematycznie. Nie można było przewidzieć, której nocy się pojawi. Jednak z każdym przybyciem przypominała o swoim istnieniu i niedokończonej sprawie, którą tu rozpoczęto.
Te wizyty powtarzały się wielokrotnie przez aż cztery lata. Jak wyglądały?
Nocny przybysz zjawiał się zawsze o godz. 2.10. Pukał do drzwi. Nieraz przychodził dwa razy w tygodniu, ale bywało, że i dwa miesiące go nie widywałem. Nic nie mówił, tylko milczał.
W noc 16 maja 1987 roku odważyłem się wreszcie zapytać tajemniczą postać: „Kim jesteś i czego chcesz?”. Usłyszałem odpowiedź: „Jestem św. Andrzej Bobola, zacznijcie mnie czcić w Strachocinie”. To przecież w liturgii dzień, w którym wspomina się tego męczennika. W mojej parafii nie oddawano mu czci. Ta niezwykła nocna rozmowa sprawiła, że związałem swoje kolejne lata z osobą św. Andrzeja Boboli. Stałem się głosicielem jego kultu.
Specjalista od objawień
Ten XVII-wieczny jezuita żył w trudnych dla Polski czasach. Gdyby nie jego pośmiertne objawienia, pewnie nie byłoby go w katalogu świętych.
Głosił piękne i płomienne kazania, ewangelizował prawosławnych. Za swoją gorliwość, oddanie Bogu i wierność Kościołowi zapłacił wysoką cenę. W 1657 roku padł ofiarą Kozaków, którzy bestialsko go torturowali. Zanim skonał, wybaczył swoim prześladowcom – podobnie jak Jezus na krzyżu.
Pierwsze objawienie św. Andrzeja Boboli nastąpiło w Pińsku. Potem przyszły kolejne.
Męczennik objawił się ojcu Marcinowi Godebskiemu, który był rektorem Kolegium Jezuickiego w Pińsku. Nakazał duchownemu odnalezienie jego umęczonego ciała. Okazało się, że nie uległo ono rozkładowi. W 1819 roku ojcu Alojzemu Korzeniewskiemu OP św. Andrzej Bobola przepowiedział, że nadejdzie wielka wojna, ale po niej Polska odzyska niepodległość. Po kanonizacji i sprowadzeniu jego relikwii do Polski w 1938 roku, zaczął ukazywać się księżom w Strachocinie. Wszystkich przyprawiał o dreszcze przerażenia.
Wiedział ksiądz, że święty tam się właśnie urodził?
Wtedy, w latach 80. XX w., nie mówiło się o tym powszechnie. W archiwach parafii brakowało dokumentów, ponieważ 33 lata po narodzinach św. Andrzeja napadli na nią Tatarzy. Spalili wówczas żywcem księdza na plebanii i wszystko zrabowali. Jedyne, co pozostało w kościele z tamtych czasów, to chrzcielnica.
Po nocnej wymianie zdań ze świętym pojechał ksiądz do swojego ordynariusza. Oznajmił ksiądz biskupowi, że sprawa w Strachocinie się wyjaśniła. Jak zareagował?
Bp Tokarczuk skierował mnie do jezuitów, do Warszawy, na ulicę Rakowiecką. Kiedy wszedłem do klasztoru i powiedziałem, że jestem proboszczem w Strachocinie, przełożony jezuitów odpowiedział: "To tam, gdzie się urodził Bobola".
Wyproszone miejsce kultu
Sanktuarium w Strachocinie powstało właśnie na życzenie św. Andrzeja Boboli. Jak do tego doszło?
Jezuici przekazali parafii relikwie męczennika. 16 maja 1988 roku na uroczystość przyjechał bp Tokarczuk. W jego obecności szczątki świętego zostały wniesione do ołtarza. Od tamtego czasu każdego 16. dnia miesiąca odbywają się w parafii spotkania modlitewne ze św. Andrzejem Bobolą. W lecie spotkania te organizowane są w Bobolówce.
Co to za miejsce?
Mieszkała tam rodzina świętego. Teraz znajduje się w tym miejscu bazylika polowa.
Przez 35 lat dokładał ksiądz starań, aby szerzyć kult św. Andrzeja Boboli.
Nie zawsze było łatwo. Trzeba było wykonać wielką pracę, aby uświadomić ludziom, że to ważne miejsce. Liczne świadectwa o uzdrowieniach, wyproszonych łaskach stały się argumentami nie do zbicia. Św. Andrzej Bobola jest skutecznym orędownikiem. Wyprasza u Boga zdrowie, dar potomstwa, nawrócenie.
Coraz liczniejsze pielgrzymki indywidualne i zbiorowe, świadectwa otrzymanych łask doprowadziły do tego, że abp Józef Michalik, ordynariusz przemyski, zainteresował się Strachociną. Powołał wówczas komisję do zbadania tego, co się tutaj dzieje. I tak kościół parafialny 19 marca 2007 r. stał się sanktuarium świętego Andrzeja Boboli.
Święty na czas wojny
Zachęca ksiądz do modlitwy za ojczyznę za przyczyną św. Andrzeja Boboli. Dlaczego?
Przez swoje wstawiennictwo uratował on Pińsk przed najazdem Szwedów. W 1920 roku zaś ocalił Warszawę przed napaścią bolszewików. Episkopat rozpoczął wtedy ogólnopolską modlitwę o uratowanie ojczyzny. W stolicy odmawiana była nowenna do św. Andrzeja Boboli, a zwycięska bitwa, tzw. cud nad Wisłą, rozegrała się w ostatnim dniu nowenny.
Święty przepowiedział też zakończenie wojny i to, że Polska ponownie będzie na mapach świata. To było 99 lat przed odzyskaniem niepodległości. Jest też proroctwo, które dotyczy jego patronatu nad Polską. Nie był wtedy jeszcze nawet beatyfikowany, a powiedział, że zostanie patronem Polski, zaś "ona będzie w rozkwicie". Stało się to dopiero w 2002 roku.
Czyli św. Andrzej Bobola robi wszystko co może, by wspierać Polskę?
Wierzę, że gdy Polacy będą modlić się za ojczyznę za przyczyną św. Andrzeja Boboli, to on wyprosi łaski u Boga i przeprowadzi nas przez trudne chwile.
Co ma dzisiaj do przekazania św. Andrzej Bobola? Czy jego objawienia mają związek z wojną w Ukrainie?
Rok temu, podczas sympozjum w Lublinie, mówiłem, że Polsce i światu grozi niebezpieczeństwo. Nie potrafiłem jednak wskazać, jakiego jest rodzaju. Widząc to, co się dzieje dzisiaj za naszą wschodnią granicą, mam już odpowiedź. Dlatego zachęcam do modlitwy o pokój za przyczyną św. Andrzeja Boboli. To nie ludzie panują nad historią, ale Bóg. Proszę, módlmy się za ojczyznę!