separateurCreated with Sketch.

Historia o tym, jak on zaproponował mi, abyśmy zamieszkali razem, a ja powiedziałam „nie”

pareja en crisis
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Orfa Astorga - 16.07.22
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Jego rozumowanie wydawało się bardzo logiczne, ale miłość mnie nie zaślepiła, ponieważ miałam moralną pewność, że przystając na jego propozycję postąpiłabym niewłaściwie.
Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Po dwóch latach związku mój narzeczony wyjechał za granicę na studia podyplomowe. Planowaliśmy pobrać się po jego powrocie. Wiedziałam, że chodzi o miłość mojego życia.

W międzyczasie przyjechał na krótkie wakacje i poprosił mnie, abym towarzyszyła mu w trakcie jego pobytu na studiach i abyśmy zamieszkali razem jeszcze przed ślubem. Tłumaczył, że po prostu odwrócilibyśmy kolejność naszych planów, czyli najpierw wspólne zamieszkanie, a ślub po powrocie. Jego zdaniem, w tamtej sytuacji było to najsensowniejsze rozwiązanie.

Argumentował, że przed ślubem funkcjonowalibyśmy na zasadzie małżeństwa, a jedyne czego by nam brakowało to „papierek” z Urzędu Stanu Cywilnego i ślub kościelny. Przez cały czas podkreślał „uczciwość swoich intencji”.

Na zasadzie małżeństwa? Uczciwość intencji?

Jego rozumowanie wydawało się bardzo logiczne, ale miłość mnie nie zaślepiła, ponieważ miałam moralną pewność, że przystając na jego propozycję postąpiłabym niewłaściwie. Nie odpowiedziałam od razu i zgłosiłam się po poradę, aby na gruncie prawdy dysponować właściwymi argumentami.

Chcieliśmy przezwyciężyć tę różnicę zdań, więc po pewnym czasie wróciliśmy do tematu.

Bardzo dobrze pamiętam każde słowo z naszej rozmowy. Choć na początku czułam się trochę zdezorientowana, byłam w stanie stanowczo powiedzieć "nie" na jego propozycję i wizję małżeństwa, które uważał za jakiś kontrakt, społeczny konwenans czy też zwyczajnie formę zalegalizowania związku.

Ze zdumieniem i smutkiem zarazem odkryłam, że dla mojego narzeczonego małżeństwo było wyłącznie konstruktem społecznym lub religijnym. 

Naturalnie prawda o małżeństwie jest zupełnie inna. Wypływa ono z naszej natury, zostało w nią wpisane, dlatego też nie można uznawać go za wymysł kogokolwiek. Ma swoją własną strukturę i należy do porządku sprawiedliwości.

Za małżeństwem zawsze idzie osoba

W prawdziwym związku małżeńskim chodzi o zjednoczenie bytów. Nie polega on na takiej czy innej ceremonii czy podpisaniu jakichś dokumentów, a już na pewno nie tylko na zamieszkaniu pod jednym dachem czy obopólnym zaangażowaniu w jakąś działalność bądź dążeniu do wspólnego celu.

Oznacza bowiem, że za zgodą mężczyzny i kobiety małżeństwo łączy to, co powinno być zjednoczone. Stanowi najwyższej wagi projekt na całe życie, a poprzez powołanie małżonków do miłości zapewnia ciągłość społeczeństwu i rodzajowi ludzkiemu.

Stąd tak ważne jest, aby zawierane było w obliczu Boga i członków społeczności, zgodnie z wyznawaną wiarą.

W ten właśnie sposób wyobrażałam sobie mojego narzeczonego i siebie mówiących "tak"… dobrowolnie zgadzających się, aby stać się mężem i żoną przed wszystkimi zebranymi na naszym ślubie; bez wątpliwości ani lęku przed wejściem w związek małżeński na całe życie… Wypowiadających "tak" z sercem, które rozpiera duma i szczęście, stających się jednym za sprawą nierozerwalnej przysięgi w porządku sprawiedliwości… Mówiących "tak" w odpowiedzi na projekt na całe życie, który stanie ponad jakimikolwiek życiowymi okolicznościami.

"Tak", by żyć jeden dla drugiego

Biorąc to wszystko pod uwagę, wyjaśniłam mojemu narzeczonemu, że zawarcie małżeństwa powinno być szczytowym punktem naszej miłości i że ze względów praktycznych nie powinno zejść na dalszy plan, gdzie straciłoby swój doniosły charakter; że postępując w sposób jaki on sugerował, wypaczylibyśmy nie tylko całą istotę małżeństwa, lecz także naszą osobistą naturę, a co za tym idzie, jakość naszej miłości.

Ja nie byłam na to gotowa. Ta historia nie ma szczęśliwego zakończenia, na które liczyłam, ponieważ mój narzeczony nie wrócił na swoje zagraniczne studia przekonany moimi argumentami; później kilka razy wracał jeszcze do tej kwestii, próbował naciskać, ale widząc, że jego nalegania nie odnoszą skutku, w niedługim czasie zakończył nasz związek.

Było to dla mnie przykre doświadczenie, na podstawie którego zrozumiałam, że jego miłość nie była wystarczająco dojrzała, aby świadomie zgodzić się wstąpić w związek małżeński. Dlatego pozostałam panną, a… całą resztę zna Pan Bóg.

Mam nadzieję, że ponownie znajdę miłość i będę szczęśliwa w prawdziwym związku małżeńskim, do którego mój przyszły narzeczony i ja zostaliśmy powołani.

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.