Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Marika Nagy urodziła się w Manchesterze, ale obecnie mieszka w Niemczech. Kobieta ma 24 lata i jest szczęśliwą mamą. Jej historia zaczyna się jednak znacznie wcześniej, bo w dzieciństwie.
U Mariki zdiagnozowano wrodzony zespół nacieków melanocytowych, rzadką chorobę genetyczną, która występuje u 1 procenta dzieci. Kiedy przyszła na świat, jej ciało w 60 procentach pokrywały niejednolite znamiona. Dziewczyna musiała przejść siedem operacji skóry, a lekarze dawali jej 50 procent szans na przeżycie. Miała wtedy zaledwie kilka tygodni. "Lekarze powiedzieli moim rodzicom, że ponieważ jestem jeszcze mała, mam większą szansę na uniknięcie blizn" – opowiada Nagy.
Loading
50 procent szans na przeżycie
Lekarze usunęli najpierw plamy na jej plecach. "Uważali je za ryzykowne dla mojego zdrowia, ponieważ były dość duże, ciemniejsze od innych i nie były elastyczne. Moi rodzice byli przerażeni, ale zgodzili się to zrobić" – podkreśla 24-latka.
Wraz z wiekiem znamion na ciele kobiety przybywało i robiły się coraz bardziej widoczne. Marika wielokrotnie słyszała, że wygląda jak "krowa" lub, że "kąpała się w błocie". Jej koleżanki z klasy nieustannie szykanowały ją i obrzucały obelgami.
"Przez całe dzieciństwo próbowałam zakrywać plamy" – mówi. "Ale zabawne jest to, że nie czułam się pewnie z makijażem, ponieważ żaden odcień podkładu nie był dla mnie odpowiedni i wyglądałam okropnie" – mówi Nagy.
„Krowa” i „dalmatyńczyk”
Koleżanki i koledzy z klasy atakowali ją także fizycznie. Nie umiała się obronić. "Nie miałam wielu przyjaciół. Myślę, że największym problemem było poczucie samotności" – podkreśla Marika. Niektórzy z uczniów tworzyli konta w mediach społecznościowych tylko po to, by anonimowo nękać Marikę.
Nie mogła uciec przed znęcaniem się nawet wtedy, gdy opuszczała szkołę. Wychodziła do sklepu, gdy na dworze było już ciemno. "Miałam trudny okres w szkole i nie miałam żadnych przyjaciół. Dziewczyny bezlitośnie mnie szykanowały. Czasami pchały mnie i kopały" – opowiada.
Loading
Pasja, która zmieniła wszystko
Plamy zaczęły rozprzestrzeniać się na jej ręce i nogi. Trudno było je ukryć. Gdy Nagy zupełnie straciła poczucie wartości, odkryła swoją pasję. Zawsze lubiła pozować do zdjęć i właśnie modeling odmienił jej dotychczasowe życie. Marika podpisała nawet kontrakt z agencją modelek, a na swoim koncie ma kilka sesji zdjęciowych dla sklepów odzieżowych.
"Jestem dopiero na początku kariery, ale miałam już wiele zdjęć dla lokalnych fotografów i firm" – mówi w rozmowie z Barcroft TV. I dodaje: "Robiłam zdjęcia dla sklepów odzieżowych w bieliźnie, co jest naprawdę ekscytujące i pozwala mi w pełni wykorzystać swój potencjał".
Rudowłosa piękność podpisała także kontrakt z niemiecką marką bielizny. Twierdzi jednak, że nie robi tego dla pieniędzy lub sławy – chodzi raczej o to, aby mieć szansę być wzorem do naśladowania dla dziewcząt, które czują się niepewnie z powodu swoich wad. "Kiedy byłam młoda, nie miałam nikogo, na kim mogłabym się wzorować" – mówi.
Piękno tkwi w różnorodności
Nagy tłumaczy, że dziś jest dumna z tego, że wygląda inaczej. 24-latka mówi, że chciałaby zachęcić innych do zaakceptowania siebie i docenienia piękna, także tego wewnętrznego. "Chcę pokazać dziewczynom, że to nasze różnice sprawiają, że jesteśmy piękne. Że nie musimy się wstydzić, bo jesteśmy wyjątkowe, a hejterzy nas nie złamią" – dodaje Marika.
Kobieta wyjaśnia, że to właśnie znamiona czynią ją wyjątkową osobą, a świat byłby nudnym miejscem, gdyby wszyscy ludzie wyglądali tak samo. Jej celem jest pokazanie światu, że w niedoskonałości tkwi piękno.
Jednak to nie jej sukces modelingowy ostatecznie pomógł jej zaakceptować swój stan. Dla Mariki ten decydujący moment nastąpił po tym, jak została mamą. "Nigdy tak naprawdę nie chciałam być mamą. Ale Milan był piękną niespodzianką" – mówi Marika.
Chłopiec jest zabawnym i energicznym dzieckiem, który nauczył Marikę tego, co jest tak naprawdę ważne w życiu.
"Jako rodzic zdajesz sobie sprawę, że chcesz, aby twoje dziecko było szczęśliwe – to ważniejsze niż wygląd" – tłumaczy Nagy.
Ludzie wciąż wpatrują się w nią na ulicy, ale teraz Marice to już nie przeszkadza. "Myślę, że piękno tkwi w różnorodności i nie mieści się w jednym rozmiarze, jednym kolorze, jednym kształcie" – dodaje modelka.