separateurCreated with Sketch.

Cierpiąc na trąd, „oczyszczał drogę do nieba” innym

Robert Naoussi à son arrivée à la léproserie de la Dibamba, 1969.

whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Marthe Taillée - publikacja 27.07.22
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
„Oddam swoje życie, aby oni mogli być szczęśliwi. Moja choroba jest moim narzędziem, aby utorować innym drogę do nieba” – mówił Robert Naoussi. Ofiarował swoje życie za szczęście wszystkich wokół niego.

Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.

Wesprzyj nasPrzekaż darowiznę za pomocą zaledwie 3 kliknięć

Był 1 października 1970 roku, godzina 12.15. W sercu tropikalnej nocy rozbrzmiały dzwony leprozorium (domu dla chorych na trąd) w Dibamba, na zachodzie Kamerunu. Na zewnątrz pacjenci śpiewali i tańczyli. W wieku 23 lat Robert Naoussi właśnie oddał swoją duszę Bogu. "Św. Teresa z Lisieux przyszła po niego" – napisze później o. Raymond, który towarzyszył mu podczas choroby. To radosny obraz wszystkiego, co Robert zasiał w tym miejscu, gdzie do dziś panuje niewytłumaczalny pokój.

"Oczyszczał drogę do nieba"

Robert Naoussi urodził się w 1947 roku w Kamerunie w biednej rodzinie z poligamicznym ojcem. W wieku 7 lat poprosił księdza z misji w swojej wiosce o chrzest. Jego zapał zaskoczył otoczenie. To on biegł bić w dzwony na modlitwę. Marzył o wstąpieniu do seminarium, ale jego starszy brat był temu przeciwny. Wysłano go do szkoły średniej daleko od domu, gdzie mieszkał u miejscowych. Rano, gdy nie było co jeść, Robert często oddawał swoją część synowi gospodarza i z pustym żołądkiem wychodził do szkoły.

Zachorował, gdy miał 16, może 17 lat. Był to trąd lepromatyczny, najcięższa postać. Cóż to była za męka dla Roberta, który miał tak piękne plany! W maju 1969 roku został zabrany do leprozorium w Dibamba. Zniechęcony zapytał kapelana, dlaczego tam jest. "Tylko Jezus może ci odpowiedzieć" – powiedział mu.

Przez trzy dni Robert modlił się, nie jedząc, nie pijąc i nie śpiąc. I w końcu zrozumiał: "Jestem tutaj, aby moi bracia i siostry mogli poznać Jezusa!".

"Od tego momentu już nigdy więcej nie narzekał. Jego «tak» było jak «fiat» Maryi: ostateczne, całkowite i radosne" – powiedziała zakonnica, która dobrze znała Roberta.

Nieco później Robert dowiedział się, że nie udało się go wyleczyć. Podczas tego roku wielkiego cierpienia modlił się za innych i z radością przyjmował tych, którzy przychodzili do niego. O. Raymond przeczytał mu biografię św. Teresy z Lisieux. Było to "objawienie" dla młodego człowieka, który zrozumiał, że ze swoim cierpieniem może być misjonarzem.

Jego przyjaciele nie znali Jezusa, a ich serca były smutne. "Oddam swoje życie, aby oni mogli być szczęśliwi. Moja choroba jest moim narzędziem, aby utorować innym drogę do nieba" – mówił młody człowiek. Imponował otaczającym go osobom swoim uśmiechem i wiarą, znosząc bardzo bolesną chorobę.

Odszedł 1 października 1970 roku. "Papa Louis", jego pielęgniarz do ostatnich dni, "nigdy nie widział tyle cierpienia". "Dobry Bóg dał mi odwagę, by pracować z Robertem. Kiedyś powiedział mi: «Chcę, żeby Bóg dał mi jeszcze więcej bólu, żeby trąd odszedł z tego świata»".

Robert uczył, że cierpienie nie wynika ze złych czarów, jak się czasem uważa w Afryce. "Tutaj to miłość leczy" – powiedziała Marie-Pascale, karmelitańska misjonarka w Dibamba, w wywiadzie z 2020 roku. Otoczeni czułością i opieką chorzy znajdują tam głębokie zaufanie do Boga.

Siła świadectwa

Świadectwo życia Roberta rozprzestrzeniło się w całej diecezji Douala i poza nią, o czym świadczą liczni pielgrzymi, w tym młodzież ze szkoły ewangelizacji im. Roberta Naoussiego, którzy co weekend przybywają do jego grobu. Instytucja ta powstała w 2005 r. zainspirowana przykładem młodego trędowatego, a jej celem jest nauka, jak uczynić cierpienie narzędziem ewangelizacji. "Głównym zajęciem jest modlitwa, zwłaszcza adoracja" – wyjaśnia ks. Batoum, założyciel tego ruchu, do którego należy obecnie ok. 50 młodych ludzi i dorosłych.

Wpływ Roberta wykracza poza granice: Michèle Atlmeyer, nauczycielka teologii we wschodniej Francji, przedstawia jego sylwetkę studentom. Od 20 lat co roku pokazuje swoim klasom film z jego historią. Jej studenci nie mają trądu, ale mają inne rodzaje duchowej choroby, "inne formy ubóstwa, w tym nieznajomość Boga i często pozbawieni są wsparcia płynącego z wiary" – mówi. "Robert oczyścił drogę dla wielu nastolatków, których mu przedstawiłam!"

O. Daniel Ange uczynił Roberta Naoussiego ojcem chrzestnym szkoły ewangelizacji "Jeunesse Lumière" i uważa go za wzór świętości dla młodych ludzi. Wszyscy, którzy słyszeli świadectwo Roberta, są głęboko poruszeni. Z niecierpliwością czekają na przedstawienie jego sprawy (do której zbierana jest dokumentacja) w Kongregacji ds. Kanonizacyjnych.

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Wesprzyj Aleteię!

Jeśli czytasz ten artykuł, to właśnie dlatego, że tysiące takich jak Ty wsparło nas swoją modlitwą i ofiarą. Hojność naszych czytelników umożliwia stałe prowadzenie tego ewangelizacyjnego dzieła. Poniżej znajdziesz kilka ważnych danych:

  • 20 milionów czytelników korzysta z portalu Aleteia każdego miesiąca na całym świecie.
  • Aleteia ukazuje się w siedmiu językach: angielskim, francuskim, włoskim, hiszpańskim, portugalskim, polskim i słoweńskim.
  • Każdego miesiąca nasi czytelnicy odwiedzają ponad 50 milionów stron Aletei.
  • Prawie 4 miliony użytkowników śledzą nasze serwisy w social mediach.
  • W każdym miesiącu publikujemy średnio 2 450 artykułów oraz około 40 wideo.
  • Cała ta praca jest wykonywana przez 60 osób pracujących w pełnym wymiarze czasu na kilku kontynentach, a około 400 osób to nasi współpracownicy (autorzy, dziennikarze, tłumacze, fotografowie).

Jak zapewne się domyślacie, za tymi cyframi stoi ogromny wysiłek wielu ludzi. Potrzebujemy Twojego wsparcia, byśmy mogli kontynuować tę służbę w dziele ewangelizacji wobec każdego, niezależnie od tego, gdzie mieszka, kim jest i w jaki sposób jest w stanie nas wspomóc.

Wesprzyj nas nawet drobną kwotą kilku złotych - zajmie to tylko chwilę. Dziękujemy!