separateurCreated with Sketch.

Kobiety „zamknięte” za kratami, a tak bardzo otwarte na ludzi. Jak wygląda życie siostry klauzurowej?

Wspólnota Klarysek od Wieczystej Adoracji w Słupsku
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Przez większość dnia milczy, modli się i pracuje. Dlaczego – albo dla Kogo – s. Koleta, klaryska, pozwoliła dożywotnio zamknąć się za kratami?
Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Wstają bladym świtem, milczą, modlą się, pracują i adorują. Nie chodzą do kawiarni, kina ani na zakupy. Z własną rodziną spotykają się przez kraty. A mimo to są szczęśliwe!

O uwalniających kratach, wybuchowej mieszance różnorodności, zasypianiu na nocnej adoracji oraz serii niesamowitych "zbiegów okoliczności", rozmawiam z siostrą M. Koletą od Matki Bożej Szkaplerznej z zakonu Klarysek od Wieczystej Adoracji w Słupsku.

Magdalena Prokop-Duchnowska: Dwadzieścia dwie kobiety zamknięte dożywotnio pod jednym dachem. Lecą czasem iskry?

S. Koleta: Tam, gdzie spotykają się ludzie, zawsze będą tarcia i różnice zdań. W zakonie, podobnie zresztą jak w pracy czy w rodzinie – każdy ma swoje racje. Różnimy się poglądami, talentami, temperamentami. U nas dochodzi jeszcze spory rozstrzał wiekowy. Najmłodsza siostra ma trzydzieści, a najstarsza dziewięćdziesiąt pięć lat.

Dla mnie ta różnorodność to atut i ogromne bogactwo. Bez niej byłoby tu potwornie nudno! Poza tym, jak nie ma tarć i trudności, to człowiek staje w miejscu – przestaje się rozwijać. Jesteśmy jak te kamyczki na dnie morza – każdy inny, ale wszystkie tak samo potrzebują szlifowania.

Sztuką jest umieć się różnić. Myślę, że bez dobrej woli i chęci porozumienia szybko miałybyśmy siebie serdecznie dość. Ale i tak najważniejsze jest ciągłe przypominanie sobie, dla Kogo i w jakim celu tutaj jesteśmy.

Życie za klauzurą

Jak wygląda dzień za klauzurą? Uchyli siostra rąbka tajemnicy?

Zaczynamy dzień o 5.00 – od medytacji, jutrzni i Eucharystii. Po śniadaniu każda idzie do swoich obowiązków. Potem mamy tzw. „lekcję” z matką przełożoną. To czas rozwoju duchowego. Poznajemy m.in. Magisterium Kościoła czy duchowość św. Klary. Nowością w tym roku były wykłady online, podczas których łączyłyśmy się z ojcem prowadzącym Wiesławem Blockiem OFMCap, profesorem Antonianum w Rzymie, i z pozostałymi klasztorami klauzurowymi. Wbrew temu, co utarło się o nas sądzić, nam również zdarza się korzystać z dobrodziejstw technologii (śmiech).

Po obiedzie znów obowiązki, a po nich Liturgia godzin: nieszpory i godzina czytań. Mają siostry jakiś wolny czas?

Po obiedzie i po kolacji. W zależności od dnia spotykamy się wtedy w izbie zgromadzeń albo ogrodzie, gdzie możemy swobodnie rozmawiać.

Reguła milczenia obowiązuje cały dzień?

Do sacrum silentium, czyli ścisłego milczenia, jesteśmy zobowiązane od 14.00 do 15.30. A potem to już w zasadzie przez całą noc – aż do rana. Cisza wynika z naszej zakonnej posługi wieczystej adoracji. Adorujemy nieprzerwanie – 24 godziny na dobę, zmieniając tylko warty na dyżurach. 

Adoracja to wybór czy obowiązek?

Niby obowiązek, ale tak naprawdę to łaska i przywilej. Bo jak inaczej traktować możliwość tak częstych spotkań i rozmów z samym Bogiem?

Nawet jak trafi się dyżur w środku nocy?

(śmiech) Na szczęście siostra przełożona uwzględnia nasze indywidualne predyspozycje i stara się, by każdej z nas przypadły w udziale godziny, w których czuje się najlepiej. Jak wiadomo jednak, jesteśmy tylko ludźmi i może się zdarzyć, że „przymkniemy oko” w trakcie adoracji. Żartujemy z siostrami, że wystarczy dogadać się wcześniej z aniołem stróżem, żeby w razie niespodziewanej drzemki wziął za nas chwilowe zastępstwo.

RĘCE ZŁOŻONE DO MODLITWY

Zakonna rutyna

Zdarza się siostrze nudzić albo narzekać na rutynę?

Ludzie rzadko dają temu wiarę, ale my naprawdę nie mamy tutaj czasu na nudę! Jest przestrzeń na pracę, ale i rozwój pasji. Zresztą z tych pasji właśnie (i dzięki darczyńcom!) utrzymujemy klasztor. Siostry – w zależności od talentów – robią różańce, malują obrazy, haftują paramenty czy dziergają na drutach albo szydełku. Są i takie, które śpiewają i grają na instrumentach czy nawet… projektują rabaty w naszym ogrodzie.

Zdarza się, że wychodzą siostry na miasto? Przecież trzeba czasem zrobić zakupy, wyleczyć zęby albo załatwić coś w banku czy urzędzie…

Jak jest potrzeba, oczywiście chodzimy do lekarza. Tak samo mamy możliwość wyjazdu na rehabilitację czy do sanatorium. Czasem – szczególnie w przypadku starszych sióstr – to doktor przyjeżdża do nas na wizytę. Z kolei bieżące sprawy załatwiają wyznaczone do tego rodzaju posługi siostry zewnętrzne. 

Powołanie s. Kolety

Jak siostra trafiła za klauzurę? I dlaczego akurat do Słupska?

Im dłużej tutaj jestem, tym bardziej odkrywam, że to zasługa patronki naszego zakonu – św. Klary. Pierwszy raz zafascynowałam się tą kobietą na spotkaniach oazy. To właśnie wtedy, w wieku 10 lat, zrodziło się w moim sercu pragnienie życia w zakonie. Oczywiście nie od razu na nie odpowiedziałam. Prawdę mówiąc, Pan Bóg musiał sobie trochę na mnie poczekać (śmiech).

Nie była siostra pewna takiej drogi?

Wprawdzie ziarno zostało zasiane, ale plany na życie miałam zupełnie inne. 

To jak Bogu udało się przekierować siostrę na właściwe tory?

Tak się złożyło, że po maturze wylądowałam u dziadków, właśnie w Słupsku. Nie miałam pomysłu, czym zająć się zawodowo, więc ciocia podsunęła mi pomysł szkoły medycznej. Mimo że mdlałam na samą myśl o zrobieniu zastrzyku, postanowiłam zaryzykować. I to był strzał w dziesiątkę!

Poznałam tam dziewczynę, która zabrała mnie do kościoła św. Ottona. Uklękłam wtedy przed Najświętszym Sakramentem i w jednym momencie rozwiały się wszystkie moje wątpliwości! Ich miejsce zajęła pewność i przekonanie, jakich nie dane mi było doświadczyć nigdy wcześniej. Całą sobą czułam, że to jest właśnie mój dom, że mam tutaj zostać.  

Ale tak od razu?

Ależ skąd! Ta sama koleżanka przyprowadziła mnie potem do zakonu klarysek i odtąd byłam tutaj częstym gościem. Ale tak oficjalnie dołączyłam do zgromadzenia dopiero po skończeniu studium pielęgniarskiego. To był akurat taki czas, że mieszkało w zakonie sporo starszych zakonnic, które wymagały opieki. Siostry żartowały, że moje przyjście to nie przypadek, bo już od jakiegoś czasu modliły się, żeby Pan Bóg zasilił ich szeregi pielęgniarkami (śmiech). 

Żarty żartami, ale ja nie wierzę w przypadki!

I ja się z tym zgadzam! W życiu katolika to Bóg pisze scenariusze. Od nas tylko zależy, czy zdecydujemy się pójść za tym, co dla nas przygotował.

Rodziny sióstr

Ale przed podjęciem przez siostrę ostatecznej decyzji Bóg dał jeszcze jedno (i to bardzo mocne!) potwierdzenie, prawda?

To był czas, kiedy naszły mnie duże wątpliwości, więc poprosiłam o jeszcze jeden znak. Odpowiedź przyszła dosłownie kilka minut później! Byłam akurat na dyżurze w szpitalu, gdy nagle chwyciła mnie za rękę starsza, schorowana pacjentka. Zrobiła to z taką mocą, że zaczęłam się szczerze zastanawiać, skąd w tej słabej kobiecie tyle siły. „Bądź siostrą!” – powiedziała. „Bóg tego chce, a świat potrzebuje modlitwy” – dodała. Uprzedziła też, że moja mama będzie z tego powodu płakać, ale potem ucieszy się razem ze mną. Odtąd nie potrzebowałam już kolejnych potwierdzeń. Za pośrednictwem tej pacjentki Jezus postawił swego rodzaju kropkę nad i.

Mama faktycznie płakała?

Szczególnie na początku. Rodzice wiedzieli, że myślę o zakonie, ale nie spodziewali się, że to będzie zakon zamknięty, za klauzurą, w dodatku tak daleko od domu.

Jak utrzymują siostry kontakt z bliskimi?

Prócz rozmów telefonicznych jest też możliwość odwiedzin.

Po co w rozmównicy, w której spotykają się siostry z rodziną i przyjaciółmi, są kraty?

Zdaję sobie sprawę, że kraty kojarzą się z izolacją, ale to naprawdę nie o nią w tym wszystkim chodzi. Obecność krat uwarunkowana jest historycznie. Przed soborem prócz krat stosowano jeszcze firany, które miały dodatkowo ograniczyć widoczność. Kraty nie są tutaj symbolem zamknięcia, tylko przestrzeni, w której żyjemy w totalnym poświęceniu dla Boga. Co – wbrew pozorom – otwiera nas na pełnię wolności, tyle że wolności w wymiarze duchowym.

Klasztor kontemplacyjny to oaza

Jak ma się życie za klauzurą do misji katolika, który ma rzekomo wychodzić do świata i tworzyć relacje z ludźmi? Nie ma tutaj jakiegoś zgrzytu?

Absolutnie! Bo my nie czujemy się w ogóle zamknięte na ludzi. Przeciwnie – jesteśmy tutaj dla nich, dostępne (dla bliskich i obcych) niemal non stop. Od rana do 19.00 ludzie mogą zapukać na furtę i spotkać się z nami w rozmównicy. Czasem dzielą się swoim życiem albo proszą o modlitwę dzwoniąc, pisząc maila lub tradycyjny list. Naszą rolę w Kościele i w świecie doskonale oddają słowa Benedykta XVI, który powiedział, że: Klasztory życia kontemplacyjnego są oazami, w których człowiek, pielgrzym na ziemi, może lepiej zaczerpnąć ze źródeł Ducha i ugasić pragnienie podczas drogi.

Widzą siostry owoce swojej modlitwy? Ludzie wracają podziękować za wysłuchane intencje?

Jak najbardziej! Wielokrotnie dziękowali za uzdrowienie z ciężkiej choroby albo rozwiązanie problemów finansowych. Odwiedziło nas kiedyś takie młode małżeństwo, które borykało się z problemem niepłodności. Modliliśmy się w ich intencji ładnych parę lat. Aż w końcu udało się! Pewnego pięknego dnia przyjechali podzielić się nowiną, że za kilka miesięcy na świat przyjdzie mała… Klara.

Predyspozycje do zostania mniszką

Do życia za klauzurą trzeba mieć jakieś specjalne predyspozycje? Krąży przekonanie, że w takich warunkach najlepiej poradzą sobie ciche, spokojne i nade wszystko – pobożne kobiety.

(śmiech) Nie tak to działa. Najważniejszą predyspozycją jest powołanie i wewnętrzne przekonanie do podjęcia trudnego, radykalnego życia. Są u nas siostry zarówno ciche i spokojne, jak i takie, którym trudno usiedzieć w jednym miejscu. I to jest piękne, bo gdyby wszystkie były takie same, wiałoby tutaj nudą!

Zdarza się, że ktoś chce wstąpić do zakonu zamkniętego nie z powodu powołania, ale żeby uciec przed ludźmi i światem?

Nawet jeśli, to nasza wieloletnia formacja poprzedzająca śluby wieczyste z pewnością zweryfikuje takie zamiary. Nie bez przyczyny wkraczanie w kolejne etapy zakonnego wtajemniczenia – od aspiratu, poprzez postulat, nowicjat, aż do junioratu i profesji wieczystej – trwa u nas 9 lat. Myślę, że to wystarczająco dużo czasu na podjęcie słusznej decyzji.  

Po co to całe umartwianie i odmawianie sobie tylu ziemskich przyjemności? Jest siostra szczęśliwa?

To ma sens tylko wtedy, kiedy podyktowane jest miłością. Ogromną radością jest samo to, że możemy wyprosić komuś łaskę zdrowia, nawrócenia, rodzicielstwa. Że żyjemy dla innych i dla Boga. Dla mnie osobiście to taki przedsmak wieczności. Czuję ogromną wdzięczność – nie tylko za dobre, radosne chwile, ale też za trudy, smutki, zmagania, problemy ze zdrowiem.

Żyjemy tu dla Jezusa i gdyby nie On, żadna z nas długo by w takim klasztorze nie wytrzymała. A nikt nie trzyma nas tutaj przecież na siłę. Zamknęłyśmy się za tymi murami dobrowolnie i zrobiłyśmy to właśnie dla Niego.

plakat - rekolekcje powołaniowe wspólnoty larysek od Wieczystej Adoracji w Słupsku

*Dla dziewczyn, które zastanawiają się nad wstąpieniem do Zakonu Świętej Klary i chcą prawidłowo rozeznać swoją drogę, we wrześniu (2-4) organizowane są rekolekcje w słupskim klasztorze. Rekolekcje poprowadzi o. Sebastian Marcinkowski OFM Cap. Szczegółowe informacje znajdują się na stronie klasztoru sióstr klarysek.