separateurCreated with Sketch.

Jak usłyszeć krzywdę? Rozmowa o przemocy seksualnej wobec dzieci

smutna dziewczynka przytula pluszowego misia

Zdjęcie ilustracyjne

whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
„W wielu domach nie rozmawia się o intymności. A to właśnie dzięki edukacji seksualnej dzieci uczą się strzec swoich granic” – mówi Ewa Kusz z Centrum Ochrony Dziecka.
Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Trauma, zadośćuczynienie, poczucie winy. To tematy, które bezpośrednio dotykają ofiar przestępstw seksualnych. Jak czytać niepokojące sygnały i rozmawiać z dziećmi, które doświadczyły przemocy seksualnej? Na te i wiele innych pytań opowiada psycholog i seksuolog, Ewa Kusz.

Karolina Krawczyk: Coraz więcej osób zaczyna mówić o tym, że były wykorzystywane seksualnie. W sieci pojawiają się komentarze: „Nagle sobie przypomnieli?”. A przecież nie do końca tak jest. 

Ewa Kusz*: Na wstępie chcę wyjaśnić, że taki schemat postępowania dotyczy nie tylko tych, którzy zostali skrzywdzeni w Kościele. Jeśli dorosły nie rozpozna komunikatu dziecka o molestowaniu (a ono często nie komunikuje tego wprost), to takie dziecko zaczyna myśleć, że jego przeżycia są nieistotne, że dorosły mu nie uwierzy, a więc nie ma sensu nikomu więcej o tym mówić. Nie robi więc tego przez kolejne pięć, dziesięć czy... dwadzieścia lat.

Aż wydarzy się coś, co sprawi, że znów odważy się przerwać milczenie.

Ofiara wykorzystania seksualnego zaczyna wracać do przeszłości w kilku sytuacjach: gdy w jej życiu wydarzy się inna trudność, gdy źle funkcjonuje i prosi kogoś o pomoc. Inną sytuacją jest ta (a którą obecnie obserwujemy m.in. w mediach), gdy zaczyna się mówić o przestępstwie wykorzystania seksualnego w ogóle. Dla takiej osoby nagle otwiera się „okno”, by wspomnieć o własnym doświadczeniu.

W życiu ofiary musi wydarzyć się coś, co sprawi, że będzie gotowa ponownie to przeżyć i opowiedzieć o tym, co przeszła. Jeśli w dzieciństwie nie było natychmiastowej reakcji na jej komunikat, to takie doświadczenie może zostać zupełnie wyparte albo zablokowane wiele, wiele lat.

Miej oczy szeroko otwarte

Dzieci nie mówią wprost. Na co dorośli – rodzice, nauczyciele, opiekunowie – powinni zwrócić uwagę?

Dziecko może na przykład, wzbraniać się przed pójściem do jakiegoś konkretnego miejsca. Owszem, nie każda niechęć do wyjścia z domu jest tożsama z tym, że dziecku dzieje się krzywda seksualna. Warto jednak zwrócić uwagę na to, dlaczego tak się dzieje. Z jakiego powodu odmawia nagle uczestnictwa w treningu, lekcji religii albo zajęciach w szkole czy przedszkolu? Zawsze warto spróbować dostrzec "tło" takiego zachowania. To może być coś, co stanowi dla dziecka dużą trudność. 

Innym sygnałem może być to, że do tej pory dziecko zachowywało się zwyczajnie, a nagle np. zaczyna się chować, uciekać, albo regresować do poprzedniego okresu życia. W takiej sytuacji warto zwiększyć czujność. Komunikatami świadczącymi wprost o wykorzystaniu seksualnym mogą być choroby weneryczne, problemy układu rozrodczego i/lub moczowego bądź ciąża.

Prawdopodobnie dziecko nie będzie wiedziało, jak dorosłemu to zakomunikować.

Otóż to. Jeśli sprawa dotyczy małego dziecka, to ono nie będzie w stanie – nawet obrazowo, po swojemu – tego opowiedzieć. Nie mówiąc już o operowaniu „dorosłymi” nazwami narządów płciowych.

W naszych domach o seksualności mówi się mało albo wcale. A szkoda, bo dobra edukacja seksualna stanowi ochronę granic dziecka, w tym także ochronę miejsc intymnych. Dobra edukacja seksualna to też informacja o tym, kto jest osobą bezpieczną i kto ma prawo dotykać miejsc intymnych (lekarz, rodzic podczas pielęgnacji).

Hejt i pomówienia

Wspomniałam już o internetowych zarzutach wobec ofiar. Ludzie piszą między innymi, że ofiary odzywają się dopiero teraz, ponieważ chcą np. odszkodowania finansowego. Jakie jest pani doświadczenie – czego ofiary naprawdę potrzebują? I co powoduje, że dopiero teraz, po latach, zaczynają mówić o swojej krzywdzie?

Warto zaznaczyć, że każdy przypadek osoby skrzywdzonej jest inny. Nie sposób znaleźć tutaj wspólnego mianownika. Trudno więc byłoby powiedzieć o wspólnych powodach i motywacjach, dla których zaczynają (często po wielu latach) mówić o swoich krzywdach.

Jak już wcześniej wspomniałam, bywa, że punktem zapalnym do ponownego otwarcia własnych wspomnień jest obecna publiczna dyskusja na temat wykorzystania seksualnego. Są osoby, które o doznanych krzywdach mówią publicznie. Większość jednak, ujawnia się „po cichu” – w gabinetach psychologicznych czy w prywatnych rozmowach z najbliższymi.

Częściej skrzywdzonym chodzi po prostu o uwolnienie się od przeżywanej w samotności krzywdy, od ciężaru tego wydarzenia. Chcą żyć zdrowo, a nie uginając się pod ciężarem doświadczenia, o którym do tej pory nikomu nie mówili. 

Są też tacy, którzy decydują się przerwać milczenie, bo nie chcą, by sprawca znów kogoś skrzywdził. Dążą do wymierzenia sprawiedliwości. Chcą, by jasne i klarowne było, kto skrzywdził, a kto został skrzywdzony.

To powinno być oczywiste.

Często niestety nie jest. Klasycznym zachowaniem wśród ofiar przemocy jest automatyczne branie winy na siebie. Dopiero po przepracowaniu tematu – w trakcie terapii albo w rozmowie z bliskimi – następuje moment przełomowy, w którym ofiara zaczyna rozumieć, że to ona została skrzywdzona i nie jest temu winna.

Powróćmy jednak do kwestii zapłaty za wyrządzoną krzywdę. Domaganie się zadośćuczynienia, w tym także zadośćuczynienia finansowego, nie jest niczym złym. Z drugiej strony, dzisiaj w większości odszkodowań domaga się od struktur kościelnych. Od sprawców z innych środowisk nikt zadośćuczynień nie żąda. Przynajmniej ja nie słyszałam o przypadkach takich żądań w Polsce.

Porozmawiajmy jeszcze o tym, co dzieje się w sieci. Czy osoba skrzywdzona, która przeczyta historię podobną do swojej, albo chociażby komentarze pod reportażem czy postem w mediach społecznościowych – może doświadczyć ponownej krzywdy czy traumy?

To, co dzieje się w mediach, nagłośnienie tematu, komentarze – niezależnie, jakie by nie były – jednym pomogą, innym zaszkodzą, a dla jeszcze innych nie będą miały żadnego znaczenia. Podobnie jak nie ma jednego „typu” osób skrzywdzonych, tak samo nie istnieje coś takiego, jak jeden wzorzec reagowania.

Anonimowe wylewanie pomyj

W komentarzach pod jedną z takich strasznych historii przeczytałam, że dziewczyny „raczej nie były gwałcone, bo żadna z nich nie zaszła w ciążę ze swoim oprawcą”. Dlaczego ktoś pozwala sobie na takie opinie? Przecież one też nie pozostają bez wpływu na czytelników, którzy mogą mieć za sobą podobne doświadczenia. Nie mówiąc już o ofiarach opisanych w tym czy innym reportażu.

Może zamiarem piszącego była usilna ochrona sprawcy? Albo był to ktoś, kto nie widzi problemu w przekraczaniu granic intymnych drugiej osoby? Są też ludzie, którzy z natury wszystko podważają i krytykują.

Dla mnie ten argument jest nielogiczny, bo przecież wiadomo, że nie każdy akt seksualny kończy się ciążą. Po drugie – doniesienia medialne nie zawsze uwzględniają wszystkie szczegóły. Z mediów nie dowiemy się na przykład czy oprawca był zabezpieczony. Niestety – jako że w Internecie ludzie mogą być anonimowi – często pozwalają sobie na przekraczanie granic, których w realnym świecie raczej by nie przekroczyli.

A tutaj nie dość, że przekraczają, to jeszcze ranią.

Sprawy wykorzystywania seksualnego nie rozgrywają się wyłącznie w świetle reflektorów. Wiele z nich przebiega "po cichu". Nie ma potrzeby nagłaśniać każdej sprawy.

To bywa też dobre, szczególnie z perspektywy ofiar, które są wtedy chronione przed okiem kamer, a więc również przed koniecznością udzielania wywiadów czy ryzykiem słuchania krzywdzących komentarzy na swój temat.

Ważne, by dziennikarze starali się podchodzić do tematu wykorzystywania – a zwłaszcza do ofiar – ze szczególną empatią. Czasem warto zastanowić się, czy robiąc materiał o danej sprawie, konieczne jest podawanie płci i wieku ofiary albo chociażby miejsca popełnienia przestępstwa. Takie szczegóły mają na celu identyfikację sprawcy, ale przy okazji odsłaniają też profil ofiary. A skrzywdzona osoba ma prawo pozostać anonimowa. Czasami usilna pogoń za sensacją jest niczym innym, jak wykorzystywaniem ofiar.

Może wówczas dojść do pojawienia się wtórnej traumy?

Jak najbardziej. Sama również miałam pacjentów, u których publikacje medialne wywołały ponowną traumę.

Różne oblicza przemocy seksualnej

Osoby skrzywdzone seksualnie boją się mówić o swoim doświadczeniu, gdy nie zostały zgwałcone, a „jedynie” zmuszane do rozbierania się czy dotykania drugiej osoby.

Wykorzystanie seksualne nie musi odbywać się jedynie przez kontakt fizyczny. O przemocy seksualnej mówimy także wtedy, gdy oprawca np. obnaża genitalia. I nie ma tutaj znaczenia czy robi to bezpośrednio w obecności tej osoby czy też za pośrednictwem zdjęć czy komunikatorów. Przemocą jest też zmuszanie kogokolwiek do takich czynów. Albo namawianie do oglądania treści pornograficznych czy brania udziału w erotyzujących rozmowach.

W kontekście fizycznym przemoc seksualna jest wtedy, gdy sprawca dotyka osobę krzywdzoną albo zmusza ją do tego, by ona dotykała oprawcy. To też oczywiście pocałunki o charakterze seksualnym, penetracja przy użyciu penisa, palców czy wszelkiego rodzaju innych przedmiotów.

W przestrzeni karnej są różne kwalifikacje czynów: o tym mówią m.in. art. 197, 198, 200 Kodeksu prawa karnego.

Jak rozmawiać z ofiarami przestępstw seksualnych? Co mówić, a czego nie? I wreszcie, jak pomóc, żeby w efekcie nie zaszkodzić?

Przede wszystkim: wysłuchać, uwierzyć i przyjąć. Nie starać się weryfikować faktów pod kątem prawdy – to rola organów ścigania.

Nie wolno dopytywać o szczegóły, bo nie chodzi o zaspokojenie ciekawości, ale o danie ofierze przestrzeni na swobodne powiedzenie tego, co chce nam przekazać. Dobrze zapewnić taką osobę, że jesteśmy obok i zrobimy wszystko, co w naszej mocy, by pomóc. Warto też dopytać, jakie są jej oczekiwania i w jaki konkretnie sposób możemy jej tej pomocy udzielić.

Co w sytuacji, kiedy sama ofiara nie wie, czego akurat potrzebuje?

Wiele zależy od okoliczności. Od tego w jakim wieku jest ofiara, kto ją skrzywdził i czy w dalszym ciągu jest zagrożona obecnością sprawcy. Jeśli sprawa dotyczy dziecka, należy porozmawiać z rodzicami. Jeśli zaś skrzywdził rodzic, to wtedy trzeba skontaktować się z drugim sprawującym nad małoletnim opiekę, dorosłym. Bez względu na okoliczności, oddziela się takie dziecko od sprawcy, a następnie zgłasza przestępstwo do odpowiednich organów ścigania. 

A co z obietnicą "to będzie tylko nasza tajemnica"?

Takich deklaracji nie wolno składać. Należy od razu wyjaśnić ofierze, dlaczego nie możemy zachować tego, co usłyszeliśmy, dla siebie. Można zapewnić, że powiemy wyłącznie tym, którzy powinni się dowiedzieć – nikomu więcej. Musi jasno wybrzmieć, że jesteśmy po stronie dziecka, a przekazujemy tę informację dla jego dobra, by uzyskać potrzebną pomoc.

Jak wygląda proces wychodzenia z traumy?

To zależy od wielu czynników. Od tego na przykład czy na to wydarzenie nałożyły się inne trudne doświadczenia, czy było ono odosobnione. Jakie były dodatkowe czynniki ryzyka i ochrony pomiędzy krzywdą, a jej zgłoszeniem? Jak osoba skrzywdzona funkcjonowała przez ten czas? 

Istnieje coś takiego, jak resilience, czyli czynniki ochronne. Za tym pojęciem kryje się wszystko to, co mogło tworzyć dodatkową ochronę, wsparcie w radzeniu sobie z krzywdą. To m.in. zasoby, jakie miało dziecko, zanim wydarzyła się krzywda. To też zasoby, jakie pozostały mu już po wyrządzonej krzywdzie. To chociażby wsparcie rodziny czy określona struktura osobowości.

Im szybciej po doznanej traumie dziecko ujawni, co się wydarzyło, tym krócej ona potrwa. Na pewno, im więcej wsparcia i czynników ochronnych, tym leczenie jest krótsze i skuteczniejsze.

*Ewa Kusz – psycholog, terapeuta. Zastępca dyrektora Centrum Ochrony Dziecka przy Akademii Ignatianum w Krakowie.

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.