separateurCreated with Sketch.

„Spod siwych Tater” na Jasną Górę. Zobacz, jak pielgrzymują górale!

wejście pielgrzymki góralskiej na Jasną Górę
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
23 lipca ruszają do Jasnogórskiej Pani. Wszystko inne planują pod pielgrzymkę, a nie odwrotnie. Pandemia, nawałnica, zapalenie stawów – nic nie jest w stanie powstrzymać ich przed startem. „Jesteśmy uparci – jak to górale!”
Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Idom zmyncyni i ledwie zywi, choć dotropieni, lec scynśliwi – co roku śpiewają góralscy pątnicy wyruszający na pielgrzymkę z Podhala do Jasnogórskiej Pani. W tym roku wyszli 41. raz. 250-kilometrową trasę pokonali w 9 dni. Najmłodszy uczestnik miał 3 miesiące, a najstarszy – 75 lat. Jeden w nosidle, drugi o własnych siłach, ale obaj przeszli całą trasę. To zasługa przede wszystkim łaski, ale i... góralskiego uporu.

"Pielgrzymowanie nie umarło, wręcz przeciwnie – odradza się ze zdwojoną siłą!"

To już 10. raz, gdy pani Ania Pawlikowska idzie na pielgrzymkę wraz z mężem i trójką dzieci: 12-letnim Janem, 15-letnim Karolem i 20-letnią Olą. Z kilkoma zaprzyjaźnionymi małżeństwami pielgrzymują w grupie "Bachledówka" już od wielu lat. Najpierw chodzili jako młodzież, potem jako narzeczeni, a teraz już całymi rodzinami.

Czy chętnych na góralską pielgrzymkę ubywa? Wręcz przeciwnie! Wciąż dołączają nowe osoby (w tym roku było ich aż 70!) i to nie tylko z Podhala. – Mam wrażenie, że po okresie pandemii ludzie zatęsknili za taką formą modlitwy. Pielgrzymowanie nie tylko nie umarło, ale odradza się ze zdwojoną siłą – mówi pani Ania. Nie powstrzymała ich nawet pandemia. W bardzo okrojonym składzie – dosłownie garstką rodzin, ale poszli złożyć wizytę Jasnogórskiej Pani. Stwierdzili, że skoro turyści chodzą po Krupówkach i wyjeżdżają na urlopy, to dlaczego oni mieliby zrezygnować? Zresztą, jakoś ciężko było im wyobrazić sobie rok bez pielgrzymki...

"Na pielgrzymce są sytuacje, w których Bóg posyła do nas anioły"

Interwencje lekarskie w przeddzień startu to już pielgrzymkowa tradycja. Raz zdecydowali się wyruszyć mimo końcówki anginy u Jasia. Pech chciał, że po kilku dniach drogi ból gardła dopadł też drugiego syna. W grupie "Rabka" pielgrzymowała każdego roku lekarka, więc pani Ania zapakowała dzieci do auta i pojechała na miejsce postoju grup. Pierwszą napotkaną osobę spytała o panią doktor. Mężczyzna nic o niej nie wiedział, ale dodał, że chętnie pomoże, bo tak się składa, że... sam jest lekarzem. Jak się potem okazało, do pielgrzymki dołączył tylko na 2 odcinki.

– Człowiek szuka w życiu jakichś wielkich cudów, a na pielgrzymce Pan Bóg pokazuje, że jest z nami nawet w takich zwykłych, codziennych sytuacjach – mówi pani Ania. Pewnego razu jedna z pątniczek, posługująca przy wożeniu wody, sprzętu, a w razie potrzeby – zmęczonych dzieci – oddaliła się od grupy "za potrzebą". Gęsty las, mnóstwo krętych ścieżek – nawet nie zauważyła, kiedy zgubiła resztę grupy. Stojąc w środku lasu, bez pieniędzy i telefonu, zaczęła się modlić, prosząc Maryję o pomoc. W końcu udało się jej znaleźć szosę, gdzie zatrzymała pierwszego napotkanego przechodnia, by spytać, jak dostać się do Kusiąt (tutaj kierowali się pielgrzymi na ostatni postój przed Jasną Górą). Mężczyzna nic o niej nie wiedząc, wytłumaczył z którego przystanku i jakim autobusem ma jechać, a potem sięgnął do kieszeni i wręczył jej... bilet.

Pielgrzymka góralska: "Jezus daje siłę i pożycza swoich nóg"

– Są sytuacje, w których Bóg posyła do nas anioły. Bo pielgrzymka to nie tylko radość i śpiew. Na każdego z nas przychodzi w końcu kryzys, czas zderzenia się z własną słabością – mówi pani Ania. Jej zdaniem, to właśnie dzięki łasce przechodzą tyle kilometrów w trzydziestostopniowym skwarze. Tego roku nie brakowało też nagłych załamań pogody czy nawet ulewy, ale już nawałnica z gradem jakimś cudem przeszła obok.

Pani Ania ma chore stawy, więc część trasy musi pokonać samochodem. Twierdzi, że na dni, gdy idzie o własnych siłach "Jezus pożycza jej swoich nóg". Nieodłączną częścią pielgrzymki jest nauka pokory. – Syn uparł się, że w tym roku przejdzie całą trasę. Tłumaczyłam, że może się zdarzyć, że po trzydziestu kilometrach zmęczony i przegrzany organizm powie dość. Mieliśmy zresztą już takie historie – z udarem włącznie. One uczą pokory i zgody na to, że ile Pan Bóg pozwoli, tyle przejdę.

Nie brakuje wózków i chętnych do pomocy

Czy szły rodziny z dziećmi? Jak co roku! Dobry wózek to podstawa – najlepiej "terenówka" na dużych oponach. – Konieczność rezygnacji z corocznej pielgrzymki jest dla świeżo upieczonych mam trudnym doświadczeniem. Pamiętam, jak łzy cisnęły się do oczu, gdy nie mogłam pójść po porodzie – mówi pani Ania. Zwyczaj pielgrzymowania z maluchami zapoczątkowała ich koleżanka Asia. To było 12 lat temu. W marcu urodziła Olę, a już w lipcu – z wanienką i podgrzewaczem do wody – ruszyła na Jasną Górę.

Od tamtej pory wózków wciąż przybywa. Pielgrzymowanie z dziećmi wymaga lepszej organizacji i większej dyscypliny. Dużym ułatwieniem jest samochód, w którym można przewieźć dzieci w razie zmęczenia czy nagłego załamania pogody. Ale zabranie auta ma taki minus, że trzeba je zdążyć przewieźć na kolejny postój, rezygnując tym samym z odpoczynku.

To, że rodziny z dziećmi, również wielodzietne, dochodzą do celu, to też zasługa wyjątkowej otwartości i dobroci ludzi, którzy idą obok. Gdy trzeba przenieść wózek przez błoto albo wrzucić coś na "bagażówkę", nie brakuje chętnych do pomocy. Na postojach siostry medyczne opatrują zbolałe nogi pielgrzymów, przebijają pęcherze, a dopiero na końcu, gdy pielgrzymka ponownie rusza w trasę, myślą o sobie – żeby ugasić pragnienie i cokolwiek zjeść.

"Chcieć to... zaufać!"

W strojach góralskich przemierzają ostatnie 4 kilometry drogi. W bagażówce zamontowana jest specjalna szafa, gdzie na wieszakach przewozi się tradycyjne ubrania. Przebierają się wszyscy, choć najgorzej mają panowie. – Góralskie portki są uszyte ze zbitej wełny. To sprawia, że są naprawdę ciepłe. Grzeją, że aż parzy... Z tego względu niektórzy rezygnują z tradycyjnych spodni, za to koszule – bez względu na pogodę – zakłada każdy. Dla katolickich górali to kwestia honoru. Podkreślają w ten sposób wagę święta, oddają szacunek, cześć i chwałę. Prawdę mówiąc, źle bym się czuła, jakbym do Jasnogórskiej Pani nie przyszła ubrana "po góralsku" – mówi pątniczka.

Dla pani Ani pielgrzymka jest okazją do spojrzenia na swoje życie z dystansu. Na co dzień – jak większość z nas – żyje w biegu i skupia się bardziej na szczegółach. Tutaj może zrobić krok w tył, zatrzymać się, a wtedy Pan Bóg dużo rzeczy pokazuje. – Wspólna trasa niesamowicie umacnia i cementuje relacje. To jest prawdziwie błogosławiony czas. Są trudności i zmagania wewnętrzne, ale prawda jest taka, że idąc za rękę z Bogiem wszystko da się pokonać. Mówi się, że chcieć to móc, ale w tym przypadku uważam, że chcieć to... zaufać!

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.