Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
„Radość dla smutnych, pocieszenie dla cierpiących, pokój dla pokłóconych z bliźnimi, pokrzepienie dla zmęczonych codziennym trudem, wsparcie dla biednych oraz kojący balsam dla znajdujących się w więzieniu” – tak opisano kapłaństwo św. Mikołaja z Tolentino.
Żył zaledwie pięćdziesiąt lat. Nieustannie pościł i niestrudzenie głosił potrzebę odwrócenia się od grzechu. Jego modlitwy zmieniały serca ludzi. Bogaci dzielili się majątkiem, zmarli powstawali z martwych, dusze cierpiące w czyśćcu wstępowały do nieba. Kim był ten zapomniany mnich augustiański?
Mikołaj
Trzynasty wiek, wschodnie wybrzeże Włoch. Małżonkowie Amata i Compagnone Guarutti nie mogą doczekać się potomka. Czas mija, oboje są coraz starsi, ale upragnione dziecko nie pojawia się. Wreszcie decydują się na pielgrzymkę do Bari, do grobu św. Mikołaja.
Tam proszą o cud poczęcia i składają obietnicę, że jeśli urodzi im się syn, to nadadzą mu imię Mikołaj i poświęcą służbie Bogu. Już dziewięć miesięcy później na świat przychodzi miły chłopczyk.
Zgodnie z obietnicą dostaje imię po biskupie z Bari. Jest rok 1245 r. Nikt jeszcze nie wie, że zaczyna się historia kolejnego w dziejach świętego Mikołaja, i że kiedyś ogłoszą go patronem noworodków.
Zakonnik
Chłopiec jest cichy, pracowity, chętnie się uczy i co ciekawe, mimo że rodzice nie są zbyt zamożni, od początku dzieli się z innymi wszystkim, co posiada. Nosi w sercu wielkie, niewyuczone współczucie dla słabszych i biednych.
Jego przyjaciel, Mancino di Forte zeznaje w procesie beatyfikacyjnym, że był „darczyńcą jałmużny z ramienia rodziny Guaruttich, który rozdawał to co posiadał z wielkim miłosierdziem i nabożnością, dzieląc się zwłaszcza z ubogimi dziećmi”. Wielu dostrzega w nim cechy imiennika, św. Mikołaja z Bari.
W wieku zaledwie jedenastu lat słyszy kazanie zakonnika ze zgromadzenia augustianów, brata Reginalda da Monterubbiano i podejmuje decyzję o wstąpieniu do tego zgromadzenia. Rzeczywiście, niedługo później zostaje przyjęty do klasztoru augustianów w Tolentino, zamieszkuje w eremie. Trzy lata później zaczyna nowicjat, w domach w Tolentino i w Cingoli odbywa studia średnie, a potem wyższe z filozofii i teologii. Święcenia kapłańskie otrzymuje w 1269 r., ma wtedy 24 lata.
Wędrowny kaznodzieja
Posługuje w trudnych czasach. Szybki rozwój miast pod koniec XIII w. wywołuje kryzys wartości nie tylko religijnych, ale też moralnych. Zakony żebracze, a do takich należą wtedy augustianie, podejmują pracę nad formacją mieszkańców miast i przypominaniem ludziom o Bogu i Dekalogu.
Mikołaj zostaje wędrownym kaznodzieją. Głosi na ulicach miast, odwiedza więzienia, szpitale, oberże i domostwa. Nie starszy piekłem, nie sięga po wstrząsające obrazy, ale budzi nadzieję, pokazuje drogi wyjścia z upadku.
Posiada rzadką siłę przekonywania do dobra. Wkrótce okazuje się, że wielcy grzesznicy przychodzą do niego sami. Proszą o spowiedź, o pomoc w nawróceniu. Sposób, w jaki odprawia mszę świętą sprawia, że coraz więcej ludzi prosi go o modlitwę.
Co ciekawe, chętnie słuchają go ludzie zamożni i pod wpływem jego kazań otwierają swoje serca dla biednych, dzielą się swoimi dobrami. Mikołaj nie tylko znajduje sposób na dystrybucje tych dóbr – za zgodą przełożonych tworzy stały fundusz dla ubogich – ale też, w ramach wdzięczności, myje darczyńcom nogi.
Niestrudzenie spowiada. Wkrótce sposób, w jaki to robi sprawia, że do konfesjonału coraz częściej przychodzą tacy, którzy dawno zapomnieli o Bogu. W przekazach powtarzają się zeznania, że Mikołaj nie gardzi grzesznikami, okazuje im miłosierdzie graniczące z czułością. Chce, by doświadczyli radości, która wypełnia niebo i Boga Ojca z jednego nawróconego, odnalezionego grzesznika. I ludzie to czują.
Pokuta
Sam ma tylko jeden habit, a w nocy przykrywa się starym, wytartym płaszczem. W każdy piątek zadaje sobie pokutę biczowania, na co dzień owija się, pod habitem, mocno ściśniętym łańcuchem. Nie je mięsa, nabiału i owoców, pości cztery razy w tygodniu o chlebie i wodzie.
Śpi trzy, cztery godziny na dobę i jeśli nie głosi kazań, nie spowiada i nie wypełnia obowiązków zgromadzenia – modli się, zawsze na kolanach, zawsze na kamiennej posadzce.
Zapisano, że był przekonany, że Bóg, jako stwórca wszystkiego jest kimś tak potężnym, a on, jako stworzenie, tak wobec Niego małym, że nie wypada, aby zajmować do modlitwy stanowisko wygodne. Przed Stwórcą zgina się kolana i pada na twarz.
Rozmowy z duszami czyśćcowymi
Wiedzę o Bogu czerpie też z rozmów z duszami czyśćcowymi, za które nieustannie odprawia msze święte. „Ty nas uwolniłeś od naszych prześladowców i poniżyłeś tych, którzy nas nienawidzą” – słyszy kiedyś od dusz, które uwolnił przez odprawienie w ich intencji ofiary mszy.
W Kościele Cierpiącym – a tym jest czyściec – odkrywa dusze, które pilnie wymagają pomocy. Miłosierdzie tym duszom okazuje przez nieustanną modlitwę. Za nie ofiaruje posty i umartwienia, często na myśl o cierpiących w czyśćcu zalewa się łzami.
Wie, że dusze nie mogą sobie same pomóc i tylko nasza modlitwa przynosi im ulgę w cierpieniu tęsknoty za Bogiem. Powtarza modlitwę „Niech nasz Pan ulży wam przez zasługi Jego drogocennej Krwi” i gdy tylko otrzymuje zgodę przełożonych, sprawuje Eucharystię w ich intencji.
Cuda św. Mikołaja z Tolentino
Jego modlitwa wyprasza cuda. W procesie beatyfikacyjnym stwierdzono ponad trzysta przypadków uzdrowień i trzy wskrzeszenia zmarłych, których dokonuje już po swojej śmierci, m.in. 12-letniej córki Filipa z Fermo (cud potwierdzony pod przysięgą czterech kapłanów, świadków z 1306 r.) i wskrzeszenie dziewczynki, potwierdzone przez biskupa Maceraty z 1320 r.
Wszystko, co robi w ciągu niemal trzydziestoletniej posługi, zmienia oblicze moralno-religijne Tolentino. Dzięki niemu ludzie chcą być lepsi, odkrywają Boga, który wie, że człowieka stać na to, by być dobrym.
Umiera 10 września 1305 r. pod długiej chorobie. Niektóre z przekazów mówią, że w ostatnich miesiącach pocieszały go w cierpieniu chóry anielskie. Tuż przed śmiercią wzywa współbraci i przeprasza ich gorąco za wszelkie zło, które mógł wobec nich popełnić. „Chociaż do niczego się nie poczuwam, jednak tym się nie usprawiedliwiam, dlatego jeśli kogoś obraziłem lub w czymś skrzywdziłem, sami to osądźcie i przebaczcie mi moje przewinienie, aby i wasze winy zostały odpuszczone” – mówi.