separateurCreated with Sketch.

Kochają i robią, co chcą. Magda i Staś uciekli na wieś, by pisać wiersze, modlić się i hodować kozy [wywiad]

Magda i Staś Lamentowie
Poeci i hodowcy kóz, którzy dojarnię zamienili w... muzeum. Dzień zaczynają od rozmowy z Bogiem, ale potrafią się też z nim nieźle pokłócić. Przed czym uciekli na wieś i skąd czerpią siłę do życia?
Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Magda i Staś Lamentowie żyją wedle hasła: "Módl się i pracuj!". Hodują kozy, rzeźbią, malują i piszą wiersze. Mówią, że najważniejsze, że mogą robić, co chcą i być sobą, i że mają co włożyć do garnka. Mieli dosyć bycia "mieszczuchami", więc uciekli na wieś. Stronią od świata, w którym ludzie zachowują się jak kameleony i pracują ponad siły. Rozmawiamy z nimi o miłości, codzienności i przyjaźni z Panem Bogiem.

Katarzyna Kamińska: Jak się poznaliście?

Staś: Nie wierzę w przypadki. Wiele się wydarzyło, żebyśmy mogli się spotkać. Dusia, która już mieszkała na wsi, poprosiła mnie o zbicie szopy dla koni, bo skoro jestem rzeźbiarzem, to powinienem umieć (śmiech).

Magda: Oboje jesteśmy po przejściach. Spotkaliśmy się po nawróceniu, jako nowi ludzie. Wcześniej pracowałam w organizacjach pozarządowych, gdzie zajmowałam się pomocą osobom chorym, niepełnosprawnym i skrzywdzonym przez los czy kataklizmy.

Poeci, hodowcy kóz i wszechstronni artyści. Ale to jeszcze nie wszystko! Działacie też charytatywnie. Co jest dla was najważniejsze?

Magda: Naszą misją i najważniejszym zajęciem jest dokładanie wszelkich starań, by pięknie żyć. Pragniemy czerpać radość z tego, co robimy. Nawet gdy brakuje sił albo jest nie najlepsza pogoda.

Jak wskrzesić w sobie moc?

Magda: Świat nie jest idealny. Składa się z bólu, brzydoty, ale i piękna. Sami wybieramy, na czym się skupimy. My postanowiliśmy postawić na widzenie piękna i jasnych stron. Znajoma Ukrainka przypomniała nam ostatnio, że linia prosta na ekranie urządzenia monitorującego pracę serca oznacza śmierć, a na prawidłowym zapisie żywego, bijącego serca znajdują się zarówno górki jak i dołki. To wspaniała analogia życia. Każdy przeżywa przecież dobre i złe chwile.

W niektóre dni – z powodu bólu – nie możesz wstać z łóżka...

Magda: Bóg dał mi taki dar, że mimo wszystko potrafię cieszyć się życiem. Jestem wrażliwa na niuanse, a cuda potrafię dostrzec w każdej okoliczności. Kiedy jest mi źle, dziękuję za Jego obecność, bo sama bym sobie nie poradziła. Bardzo wierzę w siłę modlitwy. Jezus pomógł mi już wiele razy. Jeszcze do niedawna musiałam chodzić o kulach, a teraz? Każdego ranka idę do swoich kóz o własnych siłach.

Do dojarni?

Magda: Tak, to moje ukochane miejsce, wręcz świątynia! Zrobiliśmy z dojarni coś na kształt muzeum rolnictwa, w którym kolekcjonujemy przedmioty gospodarcze z przeszłości. Na ścianach powiesiliśmy barwne obrazy. Jest pięknie i kolorowo.

Praca w gospodarstwie to ciężka robota.

Magda: Niekoniecznie! Tak można na to patrzeć, gdy robisz coś niechętnie, z musu i nie lubisz swojej pracy. Ciężko mają ludzie, którzy w pracy mają do czynienia z umierającymi dziećmi lub żołnierze na froncie, gdy zmagają się z tragediami, których nie sposób samemu udźwignąć. Nasza praca jest tak naprawdę cudownym życiem. Każdy dzień zaczynamy z Bogiem, bo mamy z Nim żywą relację.

Skąd wiecie, że Bóg istnieje?

Staś: Ludzie albo szukają argumentów za istnieniem Boga albo zarażają innych niepewnością i wątpliwościami. Szatan pierwsze, co zrobił, to zapytał Ewę, czy oby na pewno nie może zjeść owoców z zakazanego drzewa. Od tego momentu zaczęła się zastanawiać i jakby „umarła” duchowo. Tak właśnie działa szatan – nieustannie podsyca wątpliwości.

Magda: Najwięcej o Bogu mówią ci, którzy twierdzą, że w Niego nie wierzą. To paradoks. Nie dyskutuje się o kimś, kogo nie ma. Rozmawiam z Bogiem, choć wiem, że On zna moje myśli, zanim jeszcze pojawią się w mojej głowie. Potrafię się też z Nim pokłócić. Nie klepię pacierzy, tylko wzdycham do Niego. To najkrótsza ze wszystkich modlitw.

Jakiś przykład Bożego prowadzenia?

Magda: To prowadzenie widać z reguły dopiero po czasie. Tak "na gorąco" może wydawać się, że coś jest złe. Dopiero potem okazuje się, że w rzeczywistości było najlepszym możliwym rozwiązaniem. Tak było na przykład z budynkiem, który należy do naszego gospodarstwa. Gdy prowadziliśmy agroturystykę, przez większość czasu była tam bawialnia. W końcu jednak przestaliśmy się tym zajmować, bo nie byliśmy w stanie już tego wszystkiego ogarnąć. Z wielkim bólem zamknęliśmy to miejsce. Jedną część przeznaczyliśmy na użytek prywatnych gości, a drugą na dojarnię.

Po czasie okazało się, że ta przestrzeń była bardzo potrzebna. Znalazły tam swoje miejsce osoby w kryzysie bezdomności i chorobie alkoholowej. Dzięki temu, że nie zlikwidowaliśmy mieszkania, mogliśmy użyczyć komuś dach nad głową. Niektórym udało się nawet wyjść na prostą. Od pół roku mieszka tam rodzina z Ukrainy. Wszystko jest po coś, wydarzenia się zazębiają. Czasem nawet nie z naszego powodu, ale z uwagi na dobro innych.

Wiersze, które publikujecie na Facebooku, podpisujecie SDG. Co to znaczy?

Magda: "Tylko Bogu chwała" [łac. Soli Deo gloria – przyp. red.]. Każdy ma swój kajecik, w którym pisze własne wiersze. Staś ma już ich całą szafę. Razem wydaliśmy dwa tomiki.

Nie czujecie, jakbyście byli trochę "nie z tego świata"?

Staś: Nie czujemy się inni. To świat się od nas oddalił. Zatrzymaliśmy się, bo nie chcemy pędzić. Mamy swoje wartości i ich się trzymamy. Teraz panuje moda na posiadanie własnych prawd. A ona jest tylko jedna i jest nią Bóg! W naszym społeczeństwie panuje przekonanie, że bez wcielenia się w rolę kameleona nie dopasujesz się do rzeczywistości. My nie potrafimy tak udawać. Tutaj na wsi żyjemy w myśl zasady: "Módl się i pracuj". Mamy co włożyć do garnka, zwierzynie też niczego nie brakuje. To nam wystarczy do szczęścia.

Łatwo mówić o byciu sobą, jak się mieszka pośród przyrody.

Staś: Nie zawsze tak było. Porzuciliśmy miasto, żeby żyć w zgodzie z wyznawanymi zasadami. Wcześniej pracowałem jako socjolog. Potem, w Niemczech, miałem własną drukarnię, ale kompletnie się w tym nie odnajdywałem. Większość moich biznesów upadała. Od dziecka wpajano mi, że jak mam coś robić źle, to lepiej żebym nie robił tego w ogóle. Byłem kiepskim szefem, bo wykonywałam całą robotę za innych. Nie potrafiłem kierować ludźmi ani zmuszać ich do pracy ponad siły. Pracujemy przecież, żeby żyć, a nie po to, by być niewolnikami pracodawcy.

Staś prócz pisania wierszy rzeźbi też anioły.

Magda: On struga rzeźby, a ja je maluję. To nasze wspólne dzieła. Zdarza się, że podrzucam mu kawałek drewna i mimo że z początku mu nie pasuje, w końcu akceptuje moją wizję.

Staś: Długo wzbraniałem się przed rzeźbieniem aniołów, ale ludzie przekonali mnie, że ich potrzebują. To było wsparcie mentalne, ale i przypomnienie o działaniu siły wyższej. Zawsze powtarzam tym, do których anioły trafiają, że to tylko kawałek drewna i żeby nie próbowali się do tego kawałka drewna modlić. W Księdze Jeremiasza jest napisane, że dzięki jednemu kawałkowi drewna człowiek może ugotować zupę na ogniu, ogrzać się, a z kolejnego może uczynić sobie idola, czyli bałwana, i zacząć się do niego modlić.

Rzeźbisz też krzyże.

Staś: Pisarz Wiktor Suworow pisał, że podczas pobytu w gułagu był tak zmęczony, że w pewnym momencie nie miał siły dalej pracować. Usiadł na kamieniu i odłożył łopatę na bok. Doskonale zdawał sobie sprawę z konsekwencji. Wiedział, że strażnik może go za to zabić. Podszedł do niego wtedy inny więzień – którego nigdy wcześniej i nigdy później nie spotkał – i narysował na ziemi krzyż. Pisarz zorientował się, że to symbol nadziei. Na krzyżu dokonało się cierpienie, które Bóg wziął na siebie.

Czujecie, że macie jakąś misję?

Stach: Świat mnie nie potrzebuje, żeby dalej istnieć. Będzie kręcił się dalej również beze mnie. Lubię jednak myśleć, że skoro Ktoś mnie aż tak pokochał, że powołał przez to do życia, to byłem Komuś potrzebny.

Magda: Stasiu, mi jesteś potrzebny.

A w jakim celu was powołał?

Staś: Nie wiemy. Po ludzku to staramy się nie czynić zła. Żyć, ale nie wedle hasła "róbta co chceta", tylko jak to mówił święty Augustyn, "kochaj i rób co chcesz!". No bo jeżeli kochasz, to przecież nie zrobisz nic złego.