separateurCreated with Sketch.

Rzucił seminarium, bo się zakochał. Dziś jest księdzem, który pomaga rodzicom po stracie

świadectwo księdza Wojciecha
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Salve NET - 09.10.22
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Odszedł z seminarium z miłości do kobiety, by potem... zostać księdzem. Dziś jest nie tylko kapłanem, ale też autorem książki "Pożegnać nienarodzonych" i psychoterapeutą, który pomaga rodzicom po stracie dziecka.

Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.

Wesprzyj nasPrzekaż darowiznę za pomocą zaledwie 3 kliknięć

Rzucił seminarium z powodu wielkiej miłości. Po czasie, związek się jednak rozpadł, a on poszedł na studia i został psychoterapeutą. Jednak na Światowych Dniach Młodzieży ponownie usłyszał wołanie Boga, więc zdecydował się po raz kolejny wstąpić do seminarium. Dziś jako ksiądz-psychoterapeuta i autor książki Pożegnać nieprzywitanych, prowadzi rekolekcje, na których pomaga rodzicom radzić sobie ze stratą.

Katarzyna Supeł-Zaboklicka: Znamy się kilka lat. Nie będziemy ukrywać, że mówimy sobie po imieniu.

Ks. Wojciech: Oczywiście!

Wojtku, jesteś księdzem i psychoterapeutą, jednak twoja droga – szczególnie jeśli chodzi o seminarium – nie była prosta.

Z jednej strony niby czułem, że to moje miejsce, a jednak nie do końca byłem przekonany. Przyznam, że trochę wstydziłem się tego powołania. W ogóle bycie księdzem jakoś mnie zawstydzało.

Dlaczego?

Może dlatego, że gdzieś w domu tak o tym mówiono. To było krępujące, bo jednak powołanie to coś bardzo intymnego. Ale wtedy tego jeszcze nie rozumiałem.

Ale rozmowa w gabinecie psychoterapeuty to chyba ten sam rodzaj intymności.

Nie do końca. W gabinecie psychoterapeuty czy psychologa pracujemy na doświadczeniu, na emocjach, na przeżywaniu. Z poziomu – można by rzecz – bazowego. Natomiast w konfesjonale czy w czasie rozmów duchowych jest przestrzeń na działanie łaski. Nie twierdzę, że gabinecie tak nie jest. Przecież łaska Boża przenika całe nasze życie. Jednak jak ktoś idzie do spowiedzi, to wie, że idzie po to, żeby spotkać się z Panem Jezusem. A ja jestem tylko – mniej lub bardziej zdolnym – pośrednikiem. Natomiast kiedy pacjent przychodzi na psychoterapię czy na konsultację psychologiczną, to przychodzi konkretnie do psychologa czy psychoterapeuty, oczekując pomocy, porady czy interwencji.

Jak to było z tym początkiem twojej drogi? Odszedłeś z seminarium, wybrałeś wymagające studia, myśląc pewnie, że za kilka lat będziesz przyjmował w gabinecie i leczył w szpitalu...

Przed studiami byłem w seminarium, tylko że za granicą. Przyszedł moment, że się bardzo zakochałem. Trudno mi było unieść to wszystko jednocześnie – z jednej strony pobyt w seminarium, a z drugiej – uczucie, które mocno mną zawładnęło. Zdecydowałem w końcu, że opuszczam seminarium i wiążę się z kobietą, którą pokochałem. Co ciekawe, ona akurat wtedy wyjechała. Minęliśmy się. Jeszcze może przez rok mieliśmy kontakt – głównie do siebie pisaliśmy. Aż w końcu wyjechała na misje, ale wtedy jeszcze byliśmy w ciągłym kontakcie. W międzyczasie jednak pojawił się jej były chłopak. Jak się potem okazało, on dowiedział się że się koło niej – mówiąc kolokwialnie – kręcę. I to go zmotywowało, by się jej oświadczyć. I w ten oto sposób zostałem sam.

Teraz możemy powiedzieć: na szczęście!

Dzisiaj też tak myślę, ale wtedy byłem święcie przekonany, że to właśnie ta kobieta zostanie moją żoną. Po powrocie do Polski stanąłem przed wyborem studiów. Złożyłem podanie na filologię włoską, germanistykę i na psychologię. W pierwszych dwóch przypadkach zabrakło mi kilku punktów. Przyjęto mnie więc na psychologię, którą byłem zafascynowany. Po studiach pracowałem w jednym z warszawskich szpitali na stanowisku neuropsychologa. Myślałem nawet o studiach doktoranckich. Wszystko zmieniło się, gdy trafiłem na Światowe Dni Młodzieży, na które nie chciałem wcale pojechać...

Zobacz więcej:

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Wesprzyj Aleteię!

Jeśli czytasz ten artykuł, to właśnie dlatego, że tysiące takich jak Ty wsparło nas swoją modlitwą i ofiarą. Hojność naszych czytelników umożliwia stałe prowadzenie tego ewangelizacyjnego dzieła. Poniżej znajdziesz kilka ważnych danych:

  • 20 milionów czytelników korzysta z portalu Aleteia każdego miesiąca na całym świecie.
  • Aleteia ukazuje się w siedmiu językach: angielskim, francuskim, włoskim, hiszpańskim, portugalskim, polskim i słoweńskim.
  • Każdego miesiąca nasi czytelnicy odwiedzają ponad 50 milionów stron Aletei.
  • Prawie 4 miliony użytkowników śledzą nasze serwisy w social mediach.
  • W każdym miesiącu publikujemy średnio 2 450 artykułów oraz około 40 wideo.
  • Cała ta praca jest wykonywana przez 60 osób pracujących w pełnym wymiarze czasu na kilku kontynentach, a około 400 osób to nasi współpracownicy (autorzy, dziennikarze, tłumacze, fotografowie).

Jak zapewne się domyślacie, za tymi cyframi stoi ogromny wysiłek wielu ludzi. Potrzebujemy Twojego wsparcia, byśmy mogli kontynuować tę służbę w dziele ewangelizacji wobec każdego, niezależnie od tego, gdzie mieszka, kim jest i w jaki sposób jest w stanie nas wspomóc.

Wesprzyj nas nawet drobną kwotą kilku złotych - zajmie to tylko chwilę. Dziękujemy!