Odległość między stolicą a celem wędrówki to około 400 km. Kiedy powstaje ten tekst, Dominik jest już za połową drogi. Śpi w różnych miejscach, tam, gdzie go przyjmą. W prywatnych domach, komisariatach, w szpitalu.
„Skarpetki – 4 pary za 6 zł. Stwierdziłem, że nie będę prał, stare wyrzucę, będę używał nowe” – mówi w jednej z relacji ze swojej pielgrzymki. Bo wodę trzeba tam oszczędzać. Właśnie dotarł do miasta, w którym dziś przenocuje. Na obiad zje świńską nogę w sosie chrzanowym. „Wygląda, jakby ją ktoś odrąbał siekierą. Ale smakuje świetnie” – mówi. Trzeba się wyspać. Dobrze, że jest gdzie. Jutro od 6 rano znów w drogę.
Dominik Włoch, chłopak z Trójmiasta, idzie właśnie samotnie przez Madagaskar w dziękczynnej pielgrzymce. A ma za co dziękować. Za nim już całkiem długa historia malgaskich przygód. A przed nim nowe marzenia, które spełnia, „by zrobić miejsce kolejnym”.