Jest zawodnikiem sportów walki MMA, a jednocześnie teologiem i rycerzem Zakonu św. Jana Pawła II. "Przed każdym treningiem i walką modlę się, aby nie stała mi się krzywda i żebym nie stał się powodem czyjegoś nieszczęścia" – mówi sportowiec.
Grzegorz „Gusiek” Białas to znany zawodnik sportów walki MMA (mieszane sztuki walki – przyp.red.), ale też teolog, nauczyciel i rycerz Zakonu św. Jana Pawła II. Na swoim koncie ma wiele sukcesów. Walczy na największych ringach świata, ale kilka lat temu stoczył jeden z najcięższych bojów – walkę o wierność Bogu. Aletei opowiada m.in. o tym, jak sport stał się jego bożkiem i jak do tego doszło, że po wielu latach nawrócił się, postanawiając oddać swoje życie Bogu.
Anna Gębalska-Berekets: Bóg znalazł pana w koszarach wojskowych!
Grzegorz Białas: Chciałem coś zmienić w swoim życiu i zgłosiłem się na ochotnika do wojska. Trafiłem do centrum szkolenia sił powietrznych w Koszalinie. Potrzebowałem nabrać trochę pokory i dystansu do rzeczywistości, a twardy styl życia wojskowego bardzo mnie wtedy pociągał.
Przed złożeniem przysięgi wszyscy szli do kościoła. Wiele osób przyjmowało komunię świętą. Dziwnie się wtedy poczułem, bo zdałem sobie sprawę, że przez wiele lat nie byłem u spowiedzi. Wychowywałem się w katolickiej rodzinie, przystąpiłem do Pierwszej Komunii Świętej, uczęszczałem na zbiórki ministranckie, ale potem odszedłem od Kościoła. Kiedy podczas wypowiadania słów przysięgi powiedziałem: „Tak mi dopomóż Bóg” w moich oczach pojawiły się łzy. W moim sercu coś pękło i pojawiła się refleksja nad życiem doczesnym, ale i wiecznym.
Wcześniej ważniejsze dla pana były treningi sztuki walki, przez co życie zaczęło się powoli sypać.
Moja przygoda ze sztukami walki zaczęła się dość wcześnie, bo miałem wtedy ok. 6-7 lat. Trener wprowadził mnie na salę i poczułem, że to jest fajne miejsce. Pomysł, by systematycznie zacząć trenować sztuki walki Wschodu, pojawił się kilka lat później. Instruktorzy zapewniali mnie, że to tylko sport. Z czasem zauważyłem, że treningi odciągają mnie od Kościoła. Pewnego razu na lekcji religii usłyszałem od katechetki, że filozofia sztuk walki Wschodu jest sprzeczna z pierwszym przykazaniem – „Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną”. Nie potraktowałem jednak jej słów całkiem poważnie.
Dlaczego?
Byłem wtedy mało dojrzały, wielu rzeczy nieświadomy. Przestałem w końcu chodzić do kościoła. Spotkania ministranckie też nie były już w centrum moich zainteresowań. Coraz bardziej z kolei angażowałem się w rytuały dalekowschodnie, takie jak: medytacja czy akupunktura.