Aleteia logoAleteia logoAleteia
czwartek 25/04/2024 |
Św. Marka
Aleteia logo
Dobre historie
separateurCreated with Sketch.

Choć spadają bomby, między ludźmi dzieje się dobro… Ksiądz z Ukrainy o tym zaświadcza

uchodźcy, którzy uciekli przed wojną na Ukrainie

AA/ABACA/Abaca/East News

Zdjęcie ilustracyjne

Iwona Flisikowska - 12.12.22

Spotkanie z małym Nazarem i starszą kobietą z Buczy pokazują, jak pośród okrucieństwa wojny rodzi się prawdziwe człowieczeństwo i wdzięczność za dobro, którego doświadczają.

– Przed wojną byliśmy zwykłą parafią, ale po 24 lutego wszystko się zmieniło – rozpoczyna swoją opowieść ks. Jakub Dębicki. – Nasza parafia  znajduje się na terenach byłych Kresów Wschodnich. I na tych terenach, na swojej ojcowiźnie, praktycznie do dzisiaj żyją z pokolenia na pokolenie nasi rodacy, którzy kultywują przez te wszystkie lata wiarę i tradycję. Nawet kiedy był czas Związku Radzieckiego. Nasz kościół był wtedy rozebrany i przerobiony na magazyn kołchozowy, a potem na śmietnik… – mówi ks. Jakub.

I podkreśla, że ludzie spotykali się wtedy w domach na modlitwie, podtrzymując w ten sposób, przez te wszystkie trudne lata, katolicką wiarę, tożsamość i polskość.

W 1991 roku parafia została odnowiona, a jej trzon stanowią właśnie Polacy.

– Później w naszej parafii powstało przedszkole, świetlica i różne duszpasterstwa. Do naszej parafii należy też wielu Ukraińców, więc można powiedzieć, że jest polsko-ukraińska – mówi proboszcz.

Do parafii należą 102 osoby, a w drugiej, filialnej jest 45 parafian. – I w tych dwóch kameralnych wspólnotach zbliżamy się w codziennej drodze do Pana Boga. Ale 24 lutego nasza sytuacja diametralnie się zmieniła: rozpoczęła się wojna, okrutna agresja Rosji na Ukrainę. I w tej trudnej rzeczywistości, nam kapłanom, przyszło posługiwać i dawać świadectwo wiary i nadziei. Staramy się wypełniać to zadanie! – mówi ks. Jakub.

I dzieli się dwiema historiami, które w tym czasie szczególnie go dotknęły.

“Nikt nie zrobił czegoś takiego dla mnie”

– Myślę, że może to pomóc zrewidować trochę nasze życie i przyjąć też słowa Ewangelii, wypowiedziane przez św. Jana Chrzciciela: „Prostujcie ścieżki dla Niego”. Czyli przypatrzcie się swojemu życiu, czy rzeczywiście jest to droga prowadząca do szczęśliwego życia i droga nieba – mówi.

W pierwszych dniach wojny trafiła do parafii kobieta z Buczy – to było jeszcze przed okupacją Rosjan. Jej udało się uciec przed tą całą tragedią. A o nieszczęściu, które ją spotkało, opowiadała tak: „Proszę księdza, wieczorem wyszłam zamknąć kury do kurnika, oporządzić gospodarkę i w tym momencie jakaś bomba czy pocisk spadły na mój dom i go kompletnie zniszczyły”. 

Kobieta – tak jak stała – zaczęła uciekać. Nie miała przy sobie kompletnie nic: ani dokumentów, ani pieniędzy. Miała na sobie tylko to ubranie, które założyła, gdy tylko na chwilę wyszła z domu.

W jednym momencie straciła cały swój dobytek i dotychczasowe miejsce na ziemi. Szczęśliwie jednak – pomimo szoku psychicznego – dotarła do jakiegoś busa i tak trafiła do parafii ks. Jakuba.

– Udzieliłem jej podstawowej pomocy humanitarnej: ofiarowałem ciepłe ubranie, koc i jedzenie na dwa tygodnie. Zadzwoniłem do zaprzyjaźnionej parafii, aby zapytać o nocleg dla niej, bo nasza była już przepełniona uchodźcami. Kobieta otrzymała też pomoc materialną – pieniądze na specjalistyczne leki. Uważałem, że nic nadzwyczajnego nie zrobiłem, ale ona przyjmując te dary, powiedziała: „Proszę księdza, nikt w życiu nie zrobił czegoś takiego dla mnie”. Zdziwiłem się. A cóż ja takiego zrobiłem? Trochę jedzenia, trochę ubrań i pieniędzy, coś takiego standardowego. Jako ksiądz z Polski mogłem to uczynić i naprawdę nie było to coś wielkiego. Ale dla tej pani uciekającej z Buczy, która straciła wszystko, moje zachowanie było gestem dobroci, a przede wszystkim przywróceniem tej osobie godności. To było coś, co realnie w tym czasie zmieniło jej życie – mówi.

Wtedy kapłan uświadomił sobie, że tak naprawdę perspektywa ma znaczenie: coś, co dla niego było mało istotne, skromne, dla tej pani było czymś bardzo ważnym.

– Od tamtej sytuacji zacząłem częściej pytać siebie: czy naprawdę dziękuję Bogu każdego dnia za wszystko, co od Niego otrzymuję? Jest takie powiedzenie, że człowiek szybko przyzwyczaja się do dobrego. A nie ma tzw. przypadków w życiu. To nie jest ślepy los, tylko Opatrzność Boża, która czuwa nad nami i pomaga usłyszeć natchnienia, co mamy robić. Dlatego naprawdę ważna jest nasza wdzięczność i docenianie tego, co mamy, a także dzielenie się dobrem z potrzebującymi.

Mały Nazar i jego pasja życia

Wydarzyła się też inna historia, która jeszcze szerzej otworzyła oczy i serce księdza.

– To świadectwo o okrucieństwie wojny, ale z dobrym zakończeniem. Kilka tygodni później, po pierwszej fali uchodźców, trafiły do mnie dwie rodziny z Czernichowa. To miejscowość położona w połowie drogi między granicą białoruską a Kijowem. Rosjanie, aby zamknąć pierścień okrążenia stolicy, musieli przez to miasto przejść, ponieważ była tam bardzo bohaterska obrona. Kiedy było już wiadomo, że ponieśli porażkę, zaczęli używać tzw. amunicji kasetowej, która jest nielegalna i zabroniona przez Konwencję genewską. Bomba tego typu eksploduje na wiele kawałków, które powodują mnóstwo strat. Trafiły do mnie dzieci, które były ofiarami takiego bombardowania. Trzy dziewczynki i jeden chłopiec, wraz ze swoimi matkami.

Siostry zakonne zajęły się nimi, a do mnie trafił dwunastoletni Nazar, który był bardzo poraniony przez wybuch bomby kasetowej. Szczególnie ucierpiały jego nogi. Była potrzebna natychmiastowa operacja nóg, więc zaniosłem Nazara do samochodu i zawiozłem do chirurga. Operacja trwała do późnych godzin nocnych, a ja stałem się ratownikiem medycznym pomagającym lekarzowi. Po szczęśliwie zakończonej operacji powróciliśmy na parafię. Któregoś dnia powiedziałem do chłopca: Czy czegoś potrzebujesz? Czy masz jakieś marzenie, które mógłbym spełnić? Tutaj na parafii zawsze jest dużo dzieci, więc wiem, jakie mają marzenia: słodycze, cola, chipsy – wiadomo, to wszystko nie jest zdrowe, ale w małych dawkach… Dopytywałem się, chcąc go rozweselić.

Ale Nazar odpowiedział mi: Nie proszę księdza, dziękuję. Ale po chwili dodał: Rzeczywiście mam jedno marzenie, które ksiądz mógłby pomóc mi spełnić… Chciałbym pójść z księdzem pograć w piłkę. A ja na to zdumiony odpowiedziałem: – Ale przecież ty nie możesz chodzić! Muszę cię nosić i pomagać w chodzeniu! A on wyjaśnił mi z iskierką nadziei w oczach: To ja będę grać jak taki ‘pajączek’, na czworakach. Będę chodził na dwóch rękach i dwóch nogach. Był marzec, zimno i błoto. Ale my, mimo to, spędziliśmy godzinę na podwórku grając w piłkę nożną. Wróciliśmy mokrzy, brudni od błota, ale szczęśliwi. Mama chłopca okrzyczała syna i mnie, że jesteśmy nieodpowiedzialni, co było zresztą prawdą, ale my byliśmy zadowoleni, że udało się pograć w piłkę wbrew wszystkiemu – opowiada ks. Jakub.

– Spotkanie z Nazarem i jego wręcz heroiczną, dziecięcą postawą było dla mnie fenomenalne. Ta jego pasja i radość życia, i docenianie każdego dnia. Nigdy też nie usłyszałem z jego ust narzekania, tylko słowa wdzięczności – puentuje swoją opowieść ksiądz Jakub Dębicki.

Tags:
dobra historiaUkrainawojna
Modlitwa dnia
Dziś świętujemy...





Top 10
Zobacz więcej
Newsletter
Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail