Warto poznać osobliwe towarzystwo, którym otaczał się najsłynniejszy stygmatyk XX wieku. Dzięki historiom bliskich mu osób możemy bliżej poznać prawdziwe oblicze człowieka całkowicie zanurzonego w Chrystusie i bez reszty oddanego służbie bliźniemu.
Św. ojciec Pio, jak większość ludzi wyniesionych do chwały ołtarzy, nie był człowiekiem kryształowym, chociaż został powołany przez Boga i jego dusza zmierzała ku świętości. Jego “zwyczajność i niezwyczajność”, sprzęgnięte ze sobą, przyciągały do niego ludzi o różnej proweniencji.
Jako pierwsze świętość o. Pio – ujawnioną za pośrednictwem stygmatów – odkryły kobiety z kółka franciszkańskiego, które powierzono mu pod opiekę. Spośród nich wywodziły się pierwsze córki duchowe mistyka. Podczas gdy sami kapucyni nie dowierzali w prawdziwość nadprzyrodzonych znaków otrzymanych przez chorowitego i niczym niewyróżniającego się młodego zakonnika, one ani przez chwilę nie zwątpiły w prawdziwość swojej pierwotnej intuicji.
Chociaż jednak nie myliły się w swych spostrzeżeniach, ich zachowanie przysporzyło o. Pio wiele przykrości. Zaczęło się od tego, że zaczęły walczyć między sobą o przywilej bycia jego „umiłowaną”, z którym związane było przewodzenie grupie córek duchowych. Rywalizację tę Nina Campanille przypłaciła załamaniem nerwowym. Jeszcze boleśniej koniec przewodzenia grupie przeżyła jej następczyni. Elvira Serritelli – która na skutek chorób i molestowania seksualnego w młodości cierpiała na obsesję seksualną i religijną – znienawidziła swoją następczynię i mściła się na niej, na o. Pio rzucając najgorsze oskarżenia. Wysyłała też anonimy do władz kościelnych, które doprowadziły do wizytacji apostolskiej i nałożenia na pomówionego zakonnika ograniczeń w wykonywaniu posługi kapłańskiej.
W tym czasie wsparciem dla o. Pio była Cleonice Morcaldi, ostatnia z „umiłowanych”, która funkcję tę pełniła do jego śmierci. Odkąd wymodlił jej szczęśliwe ukończenie szkoły dla nauczycielek, jego kierownictwu powierzała wszystkie życiowe decyzje, a po śmierci rodziców obdarzyła go należną im miłością i szacunkiem. Zwracała się do niego najpierw „tatusiu”, a potem także „mamusiu”. On zaś mówił o niej „moja najdroższa”… Łącząca ich szczególna więź rozpalała wyobraźnię osób z najbliższego otoczenia, a także dziennikarzy i biografów.