Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Ksiądz ratownik
Ksiądz w domu świeckich? Wiadomo – kolęda. Kiedy w tym roku w jej ramach wychodził od nas nasz wikariusz, czuliśmy mały niedosyt. Było już późno, ale moja żona powiedziała: “to zapraszamy innym razem”. Brzmi kurtuazyjnie? Cóż, znam moją żonę. Nie było w tym kurtuazji i pomyślałem: “No właśnie… Dlaczego nie?”.
Jak się okazuje, taka “inna” kolęda, czyli po prostu odwiedziny księdza u świeckich, to nic błahego i wiążą się z tym ciekawe i wartościowe historie. Beata Paszkowska, żona i mama, polonistka, przygotowywała się z narzeczonym do ślubu:
“Okazało się, że w parafii, w której mieliśmy sobie ślubować, nie praktykuje się mszy z takiej okazji. Znajoma powiedziała o tym pewnemu kapucynowi, a on sam zaproponował, że przyjedzie i odprawi nam mszę ślubną!”.
Jak wspomina Beata, wszystko odbyło się wspaniale. Znajomi do tej pory wspominają kazanie o winie, a czytana wtedy Ewangelia o cudzie w Kanie jest dla ich małżeństwa ciągle ważna i osobista.
“Po ślubie zaprosiliśmy tego naszego ratownika – br. Adama – na obiad, by mu podziękować. Byliśmy podekscytowani i niepewni, jak będzie, trochę też zdenerwowani – jak to przed spotkaniem z kimś nowo poznanym. Jak się okazało, ksiądz też człowiek – zobaczyliśmy, że mamy podobne zainteresowania czy problemy. Czasem nie widzimy się długie miesiące, ale dla relacji to nie ma znaczenia. A niedługo Adam ochrzci nasze czwarte dziecko” – dzieli się Beata.
Takie spotkanie ośmiela
Józef Maciński, przedsiębiorca z Warszawy podkreśla, że księża po prostu potrzebują takich spotkań:
“Wielokrotnie to słyszałem, goszcząc księży w domu w ramach spotkań wspólnoty małżeńskiej, w której jesteśmy z żoną. Dzielili się tym, że na parafii są jednak trochę sami, a takie spotkanie otwiera ich na ludzi i pomaga się ośmielić. Poza tym księża widzą, z czym się mierzymy jako rodziny i sami łatwiej dzielą się swoimi problemami czy proszą o pomoc w parafii” – mówi Józef.
Ksiądz nas potrzebuje
Joanna Barkowska, żona i mama, podkreśla, że w czasie spotkania w księdzem w domu mogą paść pytania, które ciężko zadać w innych okolicznościach.
„Poszerzamy sobie nawzajem perspektywę. Np. mój mąż w swoim stylu zadał ostatnio księdzu pytanie: Ale właściwie co ksiądz ma zamiast Aśki? (śmiech). Mało nie spadłam z krzesła…”
„Chodziło oczywiście o to, że my jako małżonkowie mamy siebie, możemy się rozwijać, formować razem i dzięki sobie. Padła odpowiedź, że ksiądz potrzebuje nas – ludzi, z którymi może się spotykać i w których może się przejrzeć” – relacjonuje Joanna.
Nie chcę być odrealniony
O co jeszcze można zapytać księdza w swobodnej domowej atmosferze? Ks. Marcin Stefanik, chrystusowiec, duszpasterz w parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa w Szczecinie podpowiada: “Znajomi pytają np. co zrobić, gdy bliscy są daleko od Kościoła. Pytają też po prostu o najróżniejsze sprawy wiary, których są ciekawi”.
Ks. Marcin lubi spędzać czas z ludźmi. “Szybko przechodzę na swobodny tryb. Wystarczy, że ktoś zrobi mi kawę i już się czuję na tyle ugoszczony, że dosłownie mógłbym sam pójść do kuchni i zrobić sobie kanapkę” – podkreśla ze śmiechem.
Jest to dla niego ważne, by poznawać, jak dziś funkcjonują rodziny, co je boli. Podkreśla, że nie jest dzięki temu odrealniony.
Ksiądz jako opiekunka do dzieci
“Ostatnio byłem ze studentami na nartach i pojechali też z nami moi dawni studenci – małżeństwo z dziećmi. Zapowiedziałem im, że jak będą chcieli pójść na randkę, to ja się zajmę dziećmi. Wrócili po czterech godzinach i byli przeszczęśliwi, bo mogli się w końcu spokojnie ze sobą spotkać. To było dla mnie bardzo radosne. Miałem udział w umocnieniu ich więzi” – opowiada ks. Stefanik.
Jak mówi, dzięki odwiedzinom u znajomych – zwykłych ludzi – nie siedzi sobie na “plebanijce”, tylko ogląda żywy, prawdziwy Kościół, a to, co wie o ludzkich zmaganiach, nie ogranicza się tylko do konfesjonału.
“Oczywiście, z drugiej strony nie jestem jedynie od tego, by kawkować i kolacyjkować. Obowiązków jest dużo, ale jeśli do kogoś idę, to idę przede wszystkim po to, by zanieść Jezusa, z którym wcześniej mam zbudowaną osobistą relację” – podkreśla kapłan.
Moi rozmówcy zgodnie twierdzą, że zaproszenie księdza do domu w odwiedziny to żaden wielki prestiż, ale przede wszystkim obopólne korzyści dla relacji. Warto się ośmielić. To nic nie kosztuje, a może przynieść dużo dobra.