separateurCreated with Sketch.

Ks. Śliżewski: Sąd już trwa, chociaż życie nie zwalnia tempa

PEACE
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Wydawnictwo eSPe - 19.09.23
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Kościół katolicki naucza o dwóch sądach: ostatecznym (na końcu świata, przy paruzji) oraz szczegółowym (po śmierci konkretnego człowieka). Dla niektórych one się zazębią (ponieważ będą żyli jako ostatnie ziemskie pokolenie), a dla niektórych będą to dwa różne sądy. Dlaczego są one aż dwa? Ponieważ pierwszy – ten szczegółowy – będzie rozliczeniem osoby jako jednostki. Zaś ten ostateczny ostatecznie podsumuje historię całego świata.
Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Czy sądu należy się bać?

Zgodnie z wiarą katolicką zakładamy, że osoby zmarłe po odbyciu sądu szczegółowego idą do jednego ze stanów wieczności: nieba, czyśćca lub piekła. Tę wiarę opieramy na słowie Bożym, między innymi na rozmowie z łotrem na krzyżu. Skoro usłyszał on od Chrystusa słowa: „...dziś będziesz ze Mną w raju” (Łk 23, 43), to znaczy, że nie trzeba w zawieszeniu czekać na paruzję. Tym bardziej że wieczność biegnie według innego zegara niż nasza teraźniejszość. W kościelnym języku określa się to słowami, że Bóg „istnieje poza czasem”. Trudno to sobie wyobrazić, ale tak jest. Z tego też powodu Kościół już teraz niektórych ludzi ogłasza świętymi, twierdząc, że są oni już w niebie. 

Niektóre opisy sądu Bożego są – co by nie powiedzieć – straszne. Znanym przykładem jest sekwencja mszy żałobnej Dies irae. 

Dzień ów gniewu się nachyla,
gdy w proch wieki zmiecie chwila,
świadkiem Dawid i Sybilla.
Będzie strach tam, będzie drżenie,
przyjdzie sędzia sądzić ziemię
a roztrząsać wszystko wiernie.

Czy sądu należy się bać? Nie. Mimo sugestywnych i dość przerażających metafor typowych zwłaszcza dla Apokalipsy czy liturgicznych tekstów średniowiecznych, sądu nie należy się bać, gdyż jest on czasem sprawdzenia naszej miłości. Motywy apokaliptyczne wyjęte z całościowego kontekstu prawdy o Bożej miłości mogą nas prowadzić do błędnego obrazu Boga: skoro sąd ma być surowy i mam się go bać, to znaczy, że Bóg jest okrutny. Nie! W nauczaniu Kościoła Bóg jest kimś, kto chce mojego szczęścia. Zarówno spełnienia doczesnego, jak i szczęścia na wieki wieków. Bóg jest także sprawiedliwy i oczekuje uczciwego traktowania Jego Boskiej Osoby. Ciekawą syntezę tych dwóch rzeczywistości – miłosierdzia i sprawiedliwości – proponuje Ewangelia wg św. Jana. 

Albowiem Bóg nie posłał swego Syna na świat po to, aby świat potępił, ale po to, by świat został przez Niego zbawiony. Kto wierzy w Niego, nie podlega potępieniu; a kto nie wierzy, już został potępiony, bo nie uwierzył w imię Jednorodzonego Syna Bożego. A sąd polega na tym, że światło przyszło na świat, lecz ludzie bardziej umiłowali ciemność aniżeli światło: bo złe były ich uczynki. Każdy bowiem, kto się dopuszcza nieprawości, nienawidzi światła i nie zbliża się do światła, aby nie potępiono jego uczynków. Kto spełnia wymagania prawdy, zbliża się do światła, aby się okazało, że jego uczynki są dokonane w Bogu (J 3, 17-21). 

Rozwój w świetle Bożego słowa

Światło to Syn Boży. Narodził się On w świecie jako człowiek – Jezus Chrystus. Światło przyszło więc na świat i stało się punktem odniesienia. Do tej pory Bożych zasad mogliśmy się tylko domyślać lub znać je tylko częściowo. Co prawda przemawiali w Bożym imieniu różni prorocy, ale ich przesłanie nie było pełnią objawienia. Tymczasem Jezus Chrystus przyszedł z pełnią objawienia. Jego pojawienie się w świecie oraz wygłoszone nauki sprawiają, że wiemy wszystko, co Bóg chciał nam objawić. Nie ma tu żadnych niewiadomych. A skoro już wiemy, to nas to zobowiązuje. Jeśli chcemy żyć z Bogiem, to powinniśmy Go słuchać. A On przez Jezusa Chrystusa powiedział, czego od świata oczekuje. Każda postawa, gest i słowo Zbawiciela tworzą nowe prawo miłości, które będzie podstawą Jego sądu. Ale nie popadajmy w paranoję. Dystans między nami i Bogiem został skrócony, byśmy mogli żyć pełnią życia, a nie po to, byśmy z neurotycznym lękiem czytali słowo Boże, bojąc się, że coś może pominęliśmy i Bóg miałby nam za złe, że tego nie zrobiliśmy. Uczciwe i dojrzałe podejście do chrześcijaństwa zachęca nas do systematycznego rozwoju – czytania słowa Bożego, poznawania nauczania Kościoła, ale nie ma się to odbywać pod presją. Bóg naprawdę widzi, co się dzieje w naszym życiu. 

Zbawiciel wytłumaczył nam Stary Testament i wpisał go w prawidłowy kontekst. Nie bez powodu Katechizm Kościoła katolickiego przypomina, że grzech to czyn świadomy i dobrowolny. Jeśli ktoś nas przymusza do grzechu, to nie jesteśmy za niego odpowiedzialni i nie spada na nas kara. Podobnie ze świadomością. Nie mogę popełnić grzechu przypadkiem, nie wiedząc, że to, co robię, jest grzechem. Grzech jest zawsze świadomym wykroczeniem przeciw prawu. Dlatego działalność Jezusa na nowo postawiła nam akcenty i uświadomiła, czego chce Bóg. W takim rozumieniu Jezus jest Prawodawcą. Przypominają mi się fragmenty Ewangelii, w których Jezus przytaczał zdanie uczonych w Piśmie, faryzeuszy, jak i całej tradycji, a potem mówił: „…a Ja wam powiadam…”. On wypełnił Prawo, wprowadził zupełnie inną jakość. Ale gdy to wiemy i mimo to dalej robimy złe rzeczy, to się sprzeciwiamy Jego woli. A za tym idą konsekwencje. Dlatego można powiedzieć, że człowiek, który wie, jaka jest kara, i mimo to dalej czyni określone rzeczy, sam poddaje się pod sąd. Chociaż nie ma jeszcze posiedzenia, prokurator, adwokaci i ławnicy nie zajęli swoich miejsc, my już wiemy, jak się to skończy, bo zostało nam to zapowiedziane. Sąd już trwa, chociaż życie nie zwalnia tempa.

Wiara i uczynki

Każdy wybór człowieka tworzy jego historię, a przez to w pewnym sensie układa przyszłość (zarówno tę doczesną, jak i wieczną). Nic nie zostanie zapomniane, bo gdyby tak było, to oznaczałoby brak szacunku dla naszej historii. Jak to mówimy w powiedzeniu – każdy jest kowalem swojego losu. Nie uważam, że jest to zła wieść. Ona mówi o konsekwencji naszych wyborów. Obserwuję, że współcześnie ludzie akcentują luz i nie lubią rozliczania z tego, co zrobili. Ale zobaczmy, do czego prowadzi takie podejście. Na pytanie: „Dlaczego czynisz tak, a nie inaczej?” często można usłyszeć odpowiedź: „Bo tak to czuję i na ten moment uważam, że da mi to radość”. Niby to racja, ale czas i siły, którymi dysponujemy, są darem. Od razu przychodzi mi tu na myśl przypowieść o talentach. Król przed udaniem się w podróż przekazuje majątek swoim sługom, by potem, po powrocie, otrzymać wypracowany przez nich zysk. Identycznie dzieje się w czasie naszych narodzin. Otrzymujemy od Boga swoje życie jako skarb i potencjał do pomnażania. To, że czegoś nie zrobimy, nie wpływa wyłącznie na to, że sami czegoś nie będziemy mieli. W ten sposób traci też cały świat. Gdyby ludzie mieli świadomość, że mają w swoich rękach dobro, które wpływa na stan świata, zupełnie inaczej by do tego podchodzili. Sprawa rozgrywa się więc w ramach rozważania, do kogo należy moje życie. Czy ja jestem sam dla siebie panem, czy raczej moje życie bierze początek od Stwórcy i ku Niemu zdąża? Gdy odczuwamy lęk i niechęć do rozliczania, zastanówmy się, czy przypadkiem nie twierdzimy, że nasze życie jest wyłącznie nasze i nikomu nic do tego, jak ono przebiega. Chrześcijanie myślą inaczej. Życie jest ofiarowane nam od Boga i przy jego końcu zdamy rachunek z tego, jak ono wyglądało. Ile było w nim dobra, a ile zła.

Święty Paweł pisze, że jesteśmy usprawiedliwieni na podstawie wiary w Jezusa Chrystusa, a nie z racji uczynków Prawa. Święty Paweł mówił do konkretnych ludzi, którzy byli uczestnikami konkretnej kultury i żydowskiej religii. Chcąc im zaproponować chrześcijaństwo, musiał pokazać, czym ono się różni od wyznawanego przez nich judaizmu. Dlatego zaakcentował wiarę w Chrystusa, by nikt nie myślał, że znowu ma ugrzęznąć w mnogości zasad, które musi pieczołowicie wykonywać. Judaizm ma 613 talmudycznych przykazań (248 nakazów i 365 zakazów), które są adaptowane do bieżących warunków. Powyższe zasady stanowią podstawę dyscypliny codziennego życia żyda. Aby nawróceni na chrześcijaństwo weszli w nową mentalność, św. Paweł zapisał te słowa w liście. Świętemu Pawłowi nie chodziło jednak o to, by umniejszyć znaczenie czynu. Żeby zrównoważyć wywołaną wokół tego fragmentu dyskusję i oddalić nieprawidłowe interpretacje, warto cytować słowa z Listu św. Jakuba: „Tak też i wiara, jeśli nie byłaby połączona z uczynkami, martwa jest sama w sobie. Ale może ktoś powiedzieć: Ty masz wiarę, a ja spełniam uczynki. Pokaż mi wiarę swoją bez uczynków, to ja ci pokażę wiarę na podstawie moich uczynków. Wierzysz, że jest jeden Bóg? Słusznie czynisz – lecz także i złe duchy wierzą i drżą” (Jk 2, 17-19).

Nasza wiara wyraża się poprzez to, co robimy. Bez działania staje się czystą filozofią. Całe Pismo Święte opowiada nam o tym, jak otwierać się na Boga. Warto wziąć sobie do serca słowa św. Augustyna: „Kochaj i rób, co chcesz”. Bo miłość jest najlepszą realizacją prawa Bożego.

Fragment książki ks. Piotra Śliżewskiego „Śmierć. Nowy początek”, wydawnictwo eSPe.

Tytuł, śródtytuły i podkreślenia pochodzą od redakcji Aletei.

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.