Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
(Nie)zapomniany zwyczaj
Risus paschalis, czyli „śmiech wielkanocny”, to zwyczaj nieznany w Polsce, ale popularny w Niemczech i krajach anglosaskich. Na You Tube można znaleźć sporo takich dowcipów opowiadanych podczas wielkanocnych nabożeństw przez duchownych różnych wyznań.
Zwyczaj był popularny w Kościele katolickim od średniowiecza do XVIII-XIX wieku. Polegał on na tym, że w Wielkanoc, kiedy kończy się czas smutku i pokuty, podczas liturgii wyrażano radość ze Zmartwychwstania Pańskiego także śmiejąc się i żartując. Księża również brali w tym udział, m.in. opowiadając dowcipy. Z czasem zwyczaj poszedł w odstawkę, bo przybierał niekiedy przesadne formy – żarty stały się zbyt dosadne albo dochodziło do nadużyć liturgicznych. W Polsce risus paschalis zupełnie zanikł.
Nasze leśne WC
Biskup Pasawy w Bawarii Stefan Oster od lat kultywuje go z zapałem (oraz – trzeba przyznać – z wielkim wyczuciem i kulturą), a nagrania z opowiadanych przez niego dowcipów umieszczane na stronie diecezjalnej cieszą się wielką popularnością.
Jednak jego tegoroczny żart wielkanocny przeczytany 31 marca w ramach ogłoszeń po mszy świętej w katedrze św. Stefana w Pasawie pobił wszelkie rekordy – do 3 kwietnia obejrzał go ponad milion osób! Na nagraniu widać, że biskupowi udało się rozbawić również zgromadzonych w katedrze, bo w tle słychać salwy śmiechu, a ministranci i inne osoby widoczne w kadrze zaśmiewają się do łez.
Żart pochodzi z książeczki Das neue kleine Buch vom Osterlachen (pol.: „Nowa mała książeczka wielkanocnego śmiechu”). Na wstępie biskup przeprosił też wszystkich, którzy mogliby się poczuć nieco urażeni, ale - jak powiedział - jemu ta historyjka wydała się zabawna.
Oto dowcip w tłumaczeniu na język polski:
Pewna pani z miasta w latach 20. XX chciała pojechać na wakacje do Lasu Bawarskiego. Ponieważ w tych czasach nie wszędzie w domach była bieżąca woda, napisała do mieszkańców wsi z pytaniem, czy mają tam „WC”. Burmistrz i rada miasta nie wiedzieli, co znaczy ten dziwny skrót, więc zapytali proboszcza. Ten uznał, że prawdopodobnie chodzi o skrót od słowa „Waldkapellchen”, czyli leśna kapliczka, pisanego nowomodnym miastowym zwyczajem przez „C”.
Mieszkańcy wsi odpisali turystce, że we wsi od ponad 300 znajduje się „WC”. Leży w środku pięknego lasu i można tam dojść w kwadrans. Jest zawsze otwarta w dzień i ma około 30 miejsc siedzących. To miejsce najczęściej odwiedzają pojedyncze osoby, ale w święta i inne dni wolne od pracy przychodzą tam całe grupy „pod fachowym przewodnictwem księdza”, który bywa tam również w ciągu tygodnia. Co więcej: „Przy specjalnych okazjach w naszej WC rozbrzmiewa akompaniament muzyczny orkiestry dętej. Na prośbę księdza proboszcza możemy mieć wówczas przygotowane nuty, by ułatwić Pani uczestnictwo w tym wydarzeniu”. Na koniec dodali: „Mamy nadzieję, że nie będzie to już przeszkodą w Pani pobycie w naszej pięknej wiosce. Zawsze cieszymy się, gdy ludzie przyjeżdżają z daleka, aby odwiedzić naszą WC”.

