separateurCreated with Sketch.

Albert Boudaud, najstarszy misjonarz w Papui-Nowej Gwinei

Faithful hold up fans with the portrait of Pope Francis as he leads holy mass at Sir John Guise Stadium in Port Moresby, Papua New Guinea, on September 8, 2024. Pope Francis is leading holy mass at the Sir Guise Stadium during his four day visit to Papua New Guinea from September 6-9.
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Camille Dalmas - 09.09.24
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Albert Boudaud, w sierpniu skończył 84 lata i jest dziś najstarszym misjonarzem w Papui-Nowej Gwinei. Francuz przybył tu w 1968 r. i znalazł nową ojczyznę.
Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Papież Franciszek zakończył swoją podróż apostolską do Papui-Nowej Gwinei. Jednym z pielgrzymów był najstarszy misjonarz w tym kraju ojciec Albert Boudaud.

Nestor misjonarzy

Jeden z dziennikarzy zauważył starszego pana z bródką, siedzącego na ławce w sanktuarium Maryi Wspomożycielki w Port Moresby. Chłodził się, siedząc pod dużymi wentylatorem sufitowym. Ojciec Boudaud przyszedł posłuchać papieża Franciszka i był nieco zaskoczony, gdy usłyszał, gdy ktoś zwrócił się do niego po francusku, jakby nie słyszał rodzimego języka od dziesięciu lat. „Przepraszam, ale zapomniałem nieco mój francuski” – przeprosił ten skromny starzec. Mimo to przez całą rozmowę wypowiadał się w swoim ojczystym języku z pewną elegancją.

Siedzący w pierwszych rzędach ojciec Boudaud otrzymuje honory, jakie należą się najstarszemu misjonarzowi w kraju. Przecież pracuje tam od 1968 roku. Jak się tam znalazł w wieku 28 lat? Jest to historia młodego mężczyzny z Wandei, który nudził się w seminarium diecezjalnym w Les Herbiers. Spotkał misjonarza, który sprawił, że zamarzył o przygodzie i po dwóch latach wstąpił do Zgromadzenia Misjonarzy Najświętszego Serca w Issoudun i przyjął święcenia kapłańskie w 1967 r. Został wysłany, aby spędzić rok w Plaine Saint-Denis na przedmieściach Paryża – „to także środowisko misyjne” – stwierdził sędziwy kapłan. Pod koniec tego pełnego wrażeń roku młodemu ojcu Boudaudowi zaproponowano wyjazd do Papui-Nowej Gwinei, miejsca, w którym jego zgromadzenie było pionierem. Natychmiast się zgodził, spakował walizkę i, ledwo zdążywszy nauczyć się angielskiego oraz wyjechać na wakacje, wyruszył do portu w Marsylii.

Tam wsiadł na statek na długą, 45-dniową podróż, która prowadziła przez Morze Śródziemne, Atlantyk, a w końcu Pacyfik przez Kanał Panamski. Wspomina, jak przez dziewięć dni żeglował po Pacyfiku, nie widząc nic poza wodą. Potem pojawiły się Markizy, Vanuatu, Nowa Kaledonia i Sydney. Stamtąd dotarł do Port Moresby. Podróż powrotną odbył dopiero dziesięć lat później, podczas wakacji, ale bez żalu. „Przybyłem dobrowolnie, zintegrowałem się, uczyniłem z tego miejsca swój kraj, żyjąc wśród ludzi” – wyznał.

Albert Boudaud – misjonarz poliglota

Na misjach ten entuzjasta lingwistyki znajduje coś dla siebie: Papua ma ponad 800 różnych języków – nie licząc ich dialektów... Chodząc od wioski do wioski, uczy się jednego, potem dwóch, potem trzech... Kiedy pytamy go, ile zna dzisiaj, ma pewne trudności z liczeniem, lista jest tak długa.

Aby się zasymilować, musiał także żuć orzech areka naturalny narkotyk – zwany również „orzechem betelu” – który barwi na czerwono zęby wielu Papuasów (i powoduje raka jamy ustnej). „Kiedy nie mogliśmy się dogadać, żuliśmy go razem z miejscowymi, co pozwalało na zawieranie interesów”. Buty i sandały niszczyły się przez te lata misji, kiedy nie chodził po prostu boso po błotnistych terenach. Niósł Ewangelię i Eucharystię podczas „patroli” do bardzo odległych wiosek. Pamięta, jak został ugryziony przez węże, zanim je odgonił kijem.

Wszędzie także chrzcił. „To nasza najważniejsza praca”, podkreśla. Spędzał na to kilka dni w każdej wiosce, codziennie odprawiając mszę i udzielając sakramentów. Po długiej posłudze przeszedł na emeryturę kilka lat temu i teraz ofiarowuje swój szeroki uśmiech i opowieści katolikom w Papui-Nowej Gwinei. „Teraz to raczej zadanie dla miejscowych księży” – podsumowuje. Jego przenikliwe niebieskie oczy patrzą w dal, gdy w nawie sanktuarium rozbrzmiewa polifoniczna muzyka.