Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
"Jestem nerwowy, bo martwię się o kasę"
Czułem od paru dni duże wewnętrzne napięcie. Byłem nerwowy, trochę nieobecny duchem w domu. Erupcja wulkanu nastąpiła, jak to zwykle, w wyniku sprzeczki o coś mało ważnego – już nie pamiętam, co to było, choć sytuacja miała miejsce parę dni temu. Zdecydowanie bardziej pamiętam ciąg dalszy.
Nie miałem już chyba siły na kolejne zacięcie się i nieodzywanie do żony pod hasłem: "bo śmiała wejść ze mną w konfrontację". Takie introwertyczne skrzywienie… Pomyślałem – jakkolwiek banalnie to nie zabrzmi – co się ze mną dzieje? Skąd to napięcie? Odpowiedź przyszła szybko: pieniądze. Martwiłem się o topniejący domowy budżet i rozciągałem to zamartwianie dodatkowo na przyszłość – czy nie dojdziemy w pewnym momencie do finansowej ściany?
Postanowiłem zrobić jeszcze krok dalej i w sytuacji wzajemnego nadąsania usiadłem obok żony i powiedziałem jedno zdanie: “Mam w sobie napięcie, bo martwię się o kasę – o bieżący budżet i o to, czy damy radę finansowo w przyszłości”. Bez wracania do tematu sprzeczki. Po chwili ciszy wstałem i poszedłem do swoich spraw, ale miałem poczucie – jak się potem okazało nie tylko ja – że z obojga z nas schodzi napięcie i dzięki nazwaniu jego źródła, zaczęliśmy się ponownie komunikować ze sobą jak ludzie.
Czy to dało efekty?
W alternatywnej wersji tej historii – o ile w ogóle dostrzegłbym źródło swoich nerwów – zdusiłbym dumnie w sobie ten finansowy problem i szukał sposobów, by samemu mu podołać. Niewykluczone, że z niepowodzeniem, co wzmagałoby napięcie. Komunikacja w domu nadal kulałaby z tego powodu, a ja – zapędzony w gonitwę ku poprawie zarobków – nie zdawałbym sobie sprawy, co się dzieje, że my tak bardzo przestajemy się dogadywać.
By dopełnić obrazek, podzielę się, że po paru dniach przemyśleń usiedliśmy razem, rozpisaliśmy na nowo nasze wpływy i wydatki i skorygowaliśmy naszą budżetową organizację, zdecydowanie redukując źródła napięć. Na końcu tego tekstu dzielę się szczegółami.
Narzeczeni, jak zorganizujecie po ślubie wasze finanse?
Bagatelizujemy często kwestię domowego budżetu, kiedy rozpoczynamy małżeńską drogę. Sam pamiętam jednego z kuzynów, który przy okazji zapraszania jego i żony na nasz ślub zapytał, czy mamy już ustalone, jak zorganizujemy wspólne finanse, po czym podzielił się, jak to jest u nich. Wtedy wydawało mi się to zwyczajnie mało ważne i na wyrost. Dziś wiem, że był to przykład pragmatycznego myślenia o codzienności, która za chwilę miała być naszym udziałem.
Nie raz na długie lata zostaje nam taka finansowa małżeńska ignorancja. To rodzi konflikty i niezrozumienie, ale albo w ogóle tego nie dostrzegamy, albo trudno nam usiąść razem i zastanowić się, jak zorganizować rodzinne finanse, by oszczędzić – nie tylko pieniądze, ale przede wszystkim swoje nerwy. Myślimy: jest jak jest, jakoś wiążemy koniec z końcem, mamy lepsze rzeczy do roboty niż roztrząsać jakieś systemy na domowy budżet. Krótko mówiąc: idziemy na łatwiznę. Powodem na pewno jest często zwyczajna nieumiejętność otwartego rozmawiania o pieniądzach, bo to w końcu delikatny temat.
Według badań pieniądze potrafią zniszczyć związek
Tak czy inaczej temat się “odkłada” i przyczynia do wybuchu, który prędzej czy później przychodzi i daje opłakane skutki. W badaniu Biura Informacji Kredytowej z 2016 r., którego wyniki pokazały, że aż jedna trzecia polskich par rozważa rozstanie z powodu kłótni o wspólne finanse. Z kolei dane Głównego Urzędu Statystycznego z 2020 r. o przyczynach rozwodów w Polsce sytuują niezrozumienie na tle finansowym na czwartym miejscu wśród najczęstszych powodów rozstań małżonków.
Jak zorganizowaliśmy nasz domowy budżet?
Już lata temu utarło się w naszym małżeństwie, że moja żona ze swojej pensji zapewnia codzienną zawartość lodówki i bieżące artykuły potrzebne do codziennego funkcjonowania domu. Ja z kolei, dysponując wyższymi zarobkami, pokrywam rachunki, raty kredytów i wszelkie inne opłaty, dbam o oszczędności i w razie potrzeby uzupełniam budżet żony. Służy mi w tym bardzo dobrze arkusz budżetu domowego z bloga Michała Szafrańskiego “Jak oszczędzać pieniądze?”.
Na początku byliśmy zadowoleni z takiego systemu. Z czasem zaczął on rodzić napięcia. Mówiąc najkrócej, mnie zależało na oszczędzaniu, a moja żona zgłaszała mi miesiąc w miesiąc potrzeby, na które powinienem wygospodarować środki. Dodam, że chodzi tu o potrzeby istotne, a nie fanaberie. Długi czas tkwiliśmy w takim układzie, mając poczucie, że jakiś system mamy i może nie jest on doskonały, ale przynajmniej jest jakiś. Kiedy w końcu udało się wyrwać z tego kołowrotka, usiąść i wypracować modyfikację, zeszło z nas obojga dużo napięcia.
Modyfikacja polega na tym, że nadal mamy przyjęty powyższy podział, ale moja nadwyżka środków – po opłaceniu wszystkich wydatków z arkusza – trafia do mojej żony, która przejmuje podział na oszczędności i wydatki nadprogramowe.
Doszliśmy do prostego wniosku. To od mojej żony w zdecydowanej większości wychodzą “pozaarkuszowe” potrzeby, ale z drugiej strony oboje wiemy, że potrafi ona też oszczędzać. Rozwiązanie przyszło więc właściwie samo. Trzeba było tylko spokojnie razem usiąść, pomyśleć i lekko zmodyfikować utarty schemat.
Zapewne wielu parom może nie mieścić się w głowie taka “rozdzielność majątkowa” jak u nas. Nam ona odpowiada. To zależy od oczekiwań, charakterów, sposobów codziennego funkcjonowania, wniosków z prób i błędów. Uwaga komunał: każde małżeństwo jest inne. Grunt, by nie zostawiać tematu finansów własnemu biegowi, bo taki bieg może niestety skończyć się nawet rozwodem.