Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Każdy otrzymał od Boga dar własny, jeden taki, drugi zaś inny. Dlatego też z pewną ostrożnością ustanawiamy dla innych miarę pożywienia. Jednak mając wzgląd na słabość niemocnych, sądzimy, że hemina wina wystarczy na dzień dla każdego. Ci, którym Bóg daje łaskę abstynencji, niech wiedzą, że otrzymają za to specjalną nagrodę. Jeśli potrzeba miejscowa, praca lub upały letnie będą wymagały więcej napoju, przełożony zadecyduje, bacząc, aby nie było przesytu ani pijaństwa; czytamy wprawdzie, że wino w ogóle mnichom nie przystoi, lecz skoro w naszych czasach niepodobna o tym mnichów przekonać, zgódźmy się przynajmniej na to, aby nie pić do sytości, lecz umiarkowanie, bo wino prowadzi do odstępstwa nawet mądrych. Gdzie zaś ubóstwo miejscowe nie pozwala nawet na wymienioną ilość, lecz o wiele mniej albo całkiem na nic, to ci, którzy tam mieszkają, niech błogosławią Boga, a nie szemrzą. Takie ostrzeżenie dajemy nade wszystko, aby nie było szemrań.
Rozdział 40, O ilości napoju 1-9*
Alkohol? tak, ale odpowiednio
Krótki rozdział o „mierze napoju”, mensura potus, domyka kwestie gastronomiczne. Jeśli ktoś przystępuje do tej lektury z nastawieniem abstynenckim, znajdzie tu pocieszenie. Święty Ojciec Benedykt wolałby, żeby mnisi powstrzymali się od alkoholu w ogóle – „bo wino prowadzi do odstępstwa nawet mądrych”. Groźne jest to słowo „odstępstwo”, apostatare – nie sposób je minąć bez zastanowienia.
Jednak czym innym jest osobista proabstynencka opcja Świętego, a czym innym zgoda na umiarkowane korzystanie z wina. Ze zredagowanych przez św. Grzegorza Wielkiego opowieści o życiu św. Ojca Benedykta wiemy, że potrafił i powstrzymywać się od wina (jako eremita), i pić je z umiarem (jako opat np. na Monte Cassino). Jak widać, zawsze odróżniał osobisty wybór abstynencji od swobody w sprawach dopuszczalnych i – jako przełożony – nie narzucał swoim zachowaniem ideału z lat pustelniczych. Co ciekawe, słowo tolerantia, które odgrywa dziś tak ważną rolę, pada w tym rozdziale Reguły w zupełnie szczególnym sensie: niektórym dał Pan Bóg „tolerancję abstynencji”, to znaczy umiejętność znoszenia braku wina (i w ogóle alkoholu). Trudno jednak budować na tym zasadę obowiązującą wszystkich: zatem, powiemy teraz zgodnie z obecnym znaczeniem słowa „tolerancja”, w klasztorze toleruje się picie wina. Ma to jednak granicę: nie do nasycenia, lecz wstrzemięźliwiej, parcius. Oto reguła wewnętrzna dla tej sprawy.
Zważaj na słabość niemocnych
Reguła zewnętrzna, materialna jest równocześnie dość konkretna, ale i poddana konkretnemu osądowi przełożonego. Hemina wina jest dzisiaj dla nas miarą podobnie tajemniczą jak funt chleba z poprzedniego rozdziału, ale jest to coś około ćwierć litra (a trzeba brać pod uwagę, że z zasady piło się wino zmieszane z wodą). To nie wzorzec metra, lecz raczej punkt orientacyjny: jeśli zezwalasz na mniej, miej powody; jeśli zezwalasz na więcej, miej powody. Skąd powinno się brać te powody? Po pierwsze zważaj na „słabość niemocnych”: warunki metabolizmu, ale i warunki charakterologiczne. Po drugie bierz pod uwagę okoliczności związane z porą roku, miejscowym klimatem, aktualną pogodą, rodzajem pracy. Na końcu dwa światełka alarmowe, sygnalizujące, że pomylono miarę: żółte światełko „przesyt” i czerwone światełko „nietrzeźwość”.
Trudno nie czytać tego rozdziału z pamięcią o całym wyrafinowanym wytwórstwie alkoholowym, z którego klasztory zasłynęły: wina, likiery, piwa… Od dawna „ocieplają wizerunek” mnichów. Jaka szkoda, że równie często podkolorowują go fałszywie, odrywając uwagę od ich rzeczywistego życia.
* Fragment "Reguły" św. Benedykta w tłumaczeniu o. Bernarda Turowicza OSB opublikowany w serii Źródła Monastyczne pt. "Reguła Mistrza. Reguła św. Benedykta"