Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Hospicjum dla bezdomnych w Warszawie, czyli Mokotowskie Hospicjum Świętego Krzyża, wspiera osoby, które znalazły się w kryzysie. Prowadzi hospicjum domowe i opiekuje się 20 przewlekle chorymi pacjentami. Prowadzi też schronisko, w którym przebywają osoby w ciężkim stanie, po operacjach i pobytach w szpitalach, z chorobą nowotworową, po zawałach serca i amputacjach.
Bezdomność to głęboki kryzys – psychiczny i ten dotyczący samooceny, którą trudno odbudować, podobnie jak godność. Pogarszający się stan zdrowia, a co za tym idzie niemożność podjęcia pracy, konflikty rodzinne – to najczęstsze przyczyny kryzysu. Eksmisja jest skutkiem, a nie przyczyną kryzysu. Paradoksalnie, bezdomność zaczyna się w domu i może dotknąć każdego.

Królestwo Twoje chcemy budować...
Pierwszym statutem hospicjum była modlitwa oparta na Ewangelii: „Królestwo Twoje, o które prosimy w pacierzu, budować chcemy tu – pośród nas. Ojcze nasz drogi, Jezu, Ojcze chorych, Jezu, Ojcze ubogich dopomóż nam...Naucz nas rozmnażać chleb dla głodujących, pomóż nam okryć marznących”.
Dziś jest to fragment Ewangelii św. Mateusza 25, 35-40: „Bowiem łaknąłem, a daliście mi jeść; pragnąłem, a daliście mi pić; byłem odmiennym, a ugościliście mnie; byłem nagi, a przyodzialiście mnie; zachorowałem, a odwiedziliście mnie; byłem w więzieniu, a przyszliście do mnie”.

Hospicjum Świętego Krzyża na warszawskim Mokotowie jest najstarszym hospicjum na Mazowszu, nietypowym, bo łączącym zasady i idee ruchu hospicyjnego z inspiracji Cicely Saunders – opieki nad ciężko chorymi i umierającymi – z formułą kompleksowej pomocy najuboższym i bezdomnym Matki Teresy z Kalkuty.
Zostało założone w 1987 r. przez śp. Magdalenę Hozer-Chachulską. Początkowo było grupą wolontariuszy, którzy dostrzegli samotność osób ciężko chorych, umierających oraz potrzebę wsparcia i towarzyszenia im. Z czasem poszerzyło działalność o kompleksowe wsparcie dla osób doświadczających bezdomności i ubóstwa. Od prawie 30 lat w pracę zaangażowany jest Paweł Chachulski, który po śmierci mamy przejął funkcję prezesa.

Hospicjum dla bezdomnych, czyli godne życie aż do końca
Mokotowskie Hospicjum Świętego Krzyża wspiera osoby chore i samotne. W ramach swojej statutowej działalności prowadzi hospicjum domowe. „Osoby w dobrej sytuacji materialnej mogą sobie pozwolić na wynajęcie pielęgniarki, na pomoc medyczną, także prywatną. Jeśli podobna sytuacja dotyczy osoby samotnej, to ona nie ruszy się z domu i nie załatwi swoich spraw” - mówi Paweł Chachulski.

Hospicjum domowe zapewnia opiekę medyczną i leczenie. Dzięki temu człowiek żyje do końca swoich dni w komfortowych dla siebie warunkach.
„Rodzina i pacjent są przygotowywani przez wykwalifikowany personel do trudnej sytuacji choroby, gdy bliski staje się osobą niesamodzielną i której dni są, niestety, policzone. To czasami dzieje się w przeciągu zaledwie kilku dni, czasami tygodni. Diagnoza nowotworu i nie wiadomo, co dalej. Albo jakiś wypadek, różne są sytuacje. Ktoś bardzo bliski wymaga nieustannej opieki, rodzina próbuje żyć normalnie, ale nie daje rady. Opieka nad chorym wiąże się z trudnymi zadaniami do wykonania, a jego bliscy nie umieją im sprostać. Taki pacjent jest dla nich obciążeniem, a oni też ciężar chcą udźwignąć. Nie zawsze są w stanie, dlatego potrzebują pomocy” - wyjaśnia prezes Mokotowskiego Hospicjum Świętego Krzyża. „Jedną z najważniejszych rzeczy jest tu szkolenie chorego, ale i jego opiekunów w ich domu” - dodaje.

Punkt pomocy
Hospicjum Świętego Krzyża na warszawskim Mokotowie prowadzi jeszcze dwie placówki - punkt pomocy oraz schronisko dla bezdomnych mężczyzn. W punkcie pomocy przy ul. Magazynowej 14 wydawana jest żywność, odzież i leki.
„Pomagamy Polakom i uchodźcom z Ukrainy, którzy nie mogą podjąć pracy w Polsce. Od momentu rozpoczęcia wojny wsparliśmy około 4 tys. rodzin uchodźców z Ukrainy. Każdego miesiąca wydajemy około 250 paczek dla biednych. Pozyskujemy bezpłatnie żywność z różnych źródeł i dystrybuujemy do tych, którzy potrzebują pomocy. Cztery razy w miesiącu przychodzi do nas pielęgniarka, która wydaje potrzebującym leki, które mamy w swoich zasobach, i robi opatrunki” - tłumaczy Paweł Chachulski.
Bezdomność ma wiele twarzy
Od 15 lat działa też schronisko dla chorych bezdomnych mężczyzn przy ul. Dojazdowej 3 w warszawskiej dzielnicy Włochy. W nim pomoc znajduje 35 podopiecznych. Schronisko jest unikatowe – nie tylko daje możliwość schronienia, ale przede wszystkim leczenia. Przełomowy jest moment, kiedy dana osoba nie jest w stanie poradzić sobie sama, jest w złym stanie zdrowia, przewlekle lub terminalnie chora. Do tego dochodzi zła sytuacja materialna, a często także samotność. Pielęgniarki, opiekunowie, rehabilitanci i psychologowie pomagają poprawić stan zdrowia na tyle, aby podopieczni mogli samodzielnie funkcjonować.

„Rotacja jest cały czas. Ostatnio jeden z panów, którego wyleczyliśmy, opuścił schronisko i rozpoczął nowe życie. Kolejny za kilka dni znajdzie się w domu pomocy społecznej. Trafiają tu różni ludzie. Każdy z nich ma swoją historię życia, każdy z nich przeżył jakaś tragedię lub kryzys – ten może mieć różne oblicza. Łączy ich wspólny mianownik – bezdomność. Nie zawsze wygląda tak samo, a stereotypowe myślenie może prowadzić do mylnych osądów”.
Jedną z takich autentycznych historii opowiada mi podczas naszego spotkania Paweł Chachulski: „Czterech mężczyzn stoi pod sklepem. Próbują wyżebrać jakieś pieniądze na bułkę lub coś mocniejszego. Wyglądają w miarę porządnie... Byli w łaźni, są czyści, zjedli obiad w jadłodajni. Przychodzi człowiek, który wygląda znacznie gorzej od nich. Wokół niego unosi się brzydki zapach, widać, że mężczyzna nie mył się od bardzo dawna. Wchodzi do sklepu i za chwilę wychodzi z niego z torbą pełną butelek piwa. Idzie do najbliższego bloku, otwiera kluczem drzwi do klatki, by dostać się do własnego mieszkania. To on był nietrzeźwy, a nie tamci mężczyźni. Część z osób, które widzimy, które są zaniedbane, to nie zawsze bezdomni. Znalazły się na ulicy. Dlaczego? Najczęstszą przyczyną bezdomności – statystycznie, według badań – są konflikty rodzinne, potem eksmisje, brak pracy, pogarszający się stan zdrowia i niemożność podjęcia zatrudnienia” - tłumaczy w rozmowie z Aleteią prezes Hospicjum Świętego Krzyża.
Historie bez dachu nad głową
Podopiecznym schroniska był pracownik dużej firmy ubezpieczeniowej na Służewcu, w tzw. Mordorze. Prowadził uporządkowane życie, przynajmniej do czasu. Samochód w leasingu, wynajmowane mieszkanie, w firmie był zatrudniony na umowie zleceniu, bo tak było korzystniej. „Trzydziestoparoletni mężczyzna, który przyjechał do Warszawy. Choroba uniemożliwiła mu pracę na kilka miesięcy. W czasie, gdy był w szpitalu, stracił samochód, mieszkanie i pracę. Dokąd miał pójść? Pochodził z małej miejscowości, nie chciał wrócić z niczym. Trafił do schroniska. Ponad trzy miesiące nie był w stanie nic robić, dopadł go ogromny kryzys psychiczny. Potem pomagał w pracach technicznych, kosił trawę, dokonywał drobnych napraw. Ruszył w świat, znalazł nową pracę i mieszkanie” – opowiada pan Paweł.

Kolejny podopieczny, którego historii mogę wysłuchać, to pewien mężczyzna - właściciel średniej wielkości firmy. Miał żonę. Nie mieli dzieci. Dowiedział się, że ma raka krtani. Obawiał się, że jego dni są policzone. Zapisał więc żonie cały swój majątek. Poszedł do szpitala i poddał się operacji. Zabieg się udał. Mógł wrócić do domu, tylko że domu już nie było... Zamki w drzwiach zmienione, a żona mieszkała już z kimś innym. Kryzys psychiczny związany z tą sytuacją był przeszkodą nie do pokonania. W Mokotowskim Hospicjum Świętego Krzyża mężczyzna znalazł wsparcie, pomoc i wskazówki, jak budować swoją przyszłość.

Ratunek dla więźniów
Więźniowie często piszą listy do hospicjum i proszą o paczki. „Czasami realizujemy takie formy wsparcia, oczywiście na tyle, na ile możemy. To wszystko zależy od aktualnych zasobów i tego, czy są one kompatybilne z ich prośbami” - podkreśla prezes Mokotowskiego Hospicjum Świętego Krzyża.
Każdy zasługuje na uwagę i na to, by podać mu pomocną dłoń. Wystarczy chwila, jedna nieprzymyślana decyzja, aby zmarnować swoje życie.
Jedną z takich historii opowiada mi pan Paweł: „Dwóch pracowników dużych korporacji. Dyscyplina pracy, wysokie wynagrodzenie i dobre warunki zatrudnienia. Każdy z nich miał dobry samochód, w końcu stać ich na porządne i szybkie auta. Spieszyli się rano do pracy, ale musieli jeszcze odwieźć dzieci do szkoły. Stali na światłach. Zielone jeszcze się nie zapaliło, ale jeden z nich szybko ruszył w dalszą drogę. Nagle uderzył w pieszego przechodzącego po pasach. Nieumyślne spowodowanie śmierci. Trafił do więzienia. Po kilku latach opuszcza areszt. Gdzie idzie? Do domu? Po ośmiu latach domu już nie ma. On także «wypadł» z życia. Jeśli był bardzo dobrym specjalistą, to zapewne szybko znalazł pracę”. Kryzys może więc spowodować choroba, nieszczęśliwy wypadek, a nawet utrata pracy i brak możliwości regulowania rachunków.
A na ulicy taką osobę, jak mówi pan Paweł, czeka prawdziwy survival. „Temperatura wynosi nieraz dwa stopnie Celsjusza, bywa, że i mniej. W nocy jest jeszcze niższa. Taka osoba nie ma jedzenia, ciepłego ubrania, pieniędzy, nie może schować się przed złą pogodą. Nie ma też możliwości noclegu. Utraciła też nadzieję. Co ma ten człowiek zrobić? Jak wygląda jego samoocena? Stracił wszystko. Jeżeli ludzie patrzą na niego z pogardą, to on to czuje. Nie myje się i jest dla innych odrażający. My czujemy do niego odrazę, ale i on czuje ją do siebie, i to jeszcze większą. Dlatego sięga po alkohol. On na jakiś czas poprawia samoocenę” - tłumaczy.

Życie od nowa
Badania pokazują, że 80 proc. bezdomnych mężczyzn to osoby uzależnione od alkoholu. „Najpierw tracą dach nad głową, potem przychodzi uzależnienie, rzadko jest na odwrót. Taki człowiek potrzebuje pomocy, żywności, ubrania. Nie zawsze chce ją przyjąć. Nie wierzy, że jest tego wart. Jak zatem przywrócić mu godność? Myślę, że to nie jest łatwe. Mając dach nad głową, pełną lodówkę i pracę, traktujemy taką osobę jak kogoś, kto i tak zawsze będzie gorszy niż my” – mówi Paweł Chachulski. „Bezdomność zmienia psychikę człowieka. Tacy ludzie mają świadomość, że żyją w innym świecie niż my. Wzajemne zrozumienie jest trudne” - podkreśla.
Opowiada mi też kolejną historię pewnego mężczyzny, który przyszedł do niego z prośbą o pomoc. „Ten człowiek został pobity. Zawiozłem go do szpitala na Banacha, poszedł na izbę przyjęć. Przyjechałem wieczorem, aby się zorientować, jaka jest sytuacja. Rozmawiałem z lekarzem. Dowiedziałem się, że ten mężczyzna ma odmę płucną – wynik silnego pobicia. Do tego złamaną żuchwę. Trzeba go pilnie przetransportować na chirurgię urazową na Lindleya w Warszawie. On nie chciał być przewieziony do innej placówki. Brak leczenia skutkował tym, że za trzy miesiące ten mężczyzna nie mógłby samodzielnie jeść, nie mógłby ruszyć żuchwą, a pokarmy przyjmowałby przez rurkę” – wyjaśnia. Co było dalej? „Udało się go przekonać. Podjął leczenie. Po wypisie ze szpitala przyjęliśmy go do schroniska” - dodaje Chachulski.
Mężczyzna wrócił do zdrowia. W tym roku otrzymał mieszkanie socjalne. Był zamknięty w sobie, izolował się od ludzi tak bardzo, że nie zgadzał się nawet na leczenie. Dziś jest szczęśliwy. Dzięki pomocy dobrych ludzi i własnej determinacji zbudował swoje życie na nowo.
Hospicjum Świętego Krzyża prowadzi różnorodną pomoc dla osób bezdomnych i ubogich. Taka działalność wymaga olbrzymich środków finansowych. Dlatego pracownicy placówki bardzo proszą o wsparcie materialne.