Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Niedziela Powołaniowa
Powołanie nieodmiennie kojarzy się nam z księżmi i zakonnicami. To oni otrzymali od Boga wyjątkowe powołanie do wyłącznej służby dla Niego. Ale jest to powołanie wtórne wobec innych, które ma każdy z nas.
Po pierwszy zostaliśmy powołani do życia przez kochającego Boga. Każdy z nas jest chciany przez czułego Ojca. Po drugie, jesteśmy powołani do szczęścia, którego mamy szukać już tu, na ziemi, a jego pełnie znajdziemy po drugiej stronie. Po trzecie w końcu, każdy z nas, wierzących w Chrystusa, otrzymał powołanie do bycia chrześcijaninem. To olbrzymi przywilej!
W końcu mamy to powołanie, w którym realizujemy te wyżej wymienione. Możemy być księżmi, osobami konsekrowanymi, żyć w małżeństwie, lub w pojedynkę. Jesteśmy powołani do podejmowania różnych zawodów, czasami do podjęcia się jakichś posług w Kościele.
Szeroki zakres powołań chcę przedstawić niżej. Swoimi świadectwami podzielą się trzy osoby.
„Zakochałam się” od pierwszych zajęć
To nie ja znalazłam to powołanie, ale ono znalazło mnie. Od najmłodszych lat interesowałam się wiarą, religią, czytałam Pismo Święte, brałam udział w konkursach religijnych. Mówiłam, że to moja pasja, hobby. Marzyłam jednak o studiach filologicznych, chciałam uczyć języka polskiego, skończyć Międzywydziałowe Indywidualne Studia Humanistyczne. Miałam nawet szóstkę z polskiego (co u mojego polonisty było naprawdę wielkim wyczynem! Co ciekawe, to był jedyny człowiek, który twierdził, że powinnam studiować i teologię, i MISH!).
Nie dostałam się na te studia. Myślałam, że świat mi się zawalił. Alternatywą było wykorzystanie indeksu na studia z teologii (wygrałam je w konkursie biblijnym). Poszłam na teologię ze specjalnością edukacja medialna i dziennikarstwo.
„Zakochałam się” od pierwszych zajęć. Zachwyciłam. Bogiem, Kościołem, nauką! Im dłużej studiowałam, tym zachwyt rósł. Jakoś naturalnie wyszło to, że zostałam, by zrobić doktorat (była to sugestia mojego promotora). W międzyczasie założyłam kanał na YouTubie, udzielałam się medialnie i wśród znajomych – kiedy ktoś dowiadywał się, co studiuję, miał sporo pytań. Pragnienie uczenia było we mnie żywe, więc zamieniłam marzenie o uczeniu polskiego na wykładanie teologii.
Ewidentnie to Bóg znalazł mnie i powoli otwierał różne drogi, możliwości, żebym mogła być w tym miejscu, w którym jestem dziś. To łaska i dar. Bardzo niezasłużony i związany z wielką odpowiedzialnością. W czasie doktoratu ktoś złożył mi życzenia: „Żeby Miłość nie stygła” – i właśnie tak rozumiem to powołanie i bycie teologiem. Żeby dbać o Miłość do Chrystusa i nieść ją innym, rozpalać, podgrzewać, a przynajmniej nie przeszkadzać, nie studzić Jej w innych.
Agata Rujner – doktor teologii moralnej, założycielka kanału Prawie Morały.
Uważam je za dobrą drogę do świętości
Pamiętam, że od dzieciństwa marzyłem o świętości. Różnie ją rozumiałem i na rozmaite sposoby próbowałem realizować. Gdy byłem młody, pojawienie się aureoli nad głową traktowałem jako kwestię czasu. Potem przyszło rozczarowanie sobą i żal do ludzi, że nie ułatwiają mi zadania. Mimo to szukałem sposobu na osiągnięcie świętości, mocno koncentrując się na sobie.
Kiedy ożeniłem się i przyszły na świat dzieci, sprawa nieco się skomplikowała. Moja kontemplatywna natura, potrzebująca ciszy, aby zachować wewnętrzny balans, musiała zmierzyć się z nie lada wyzwaniem. To, co działo się w relacji małżeńskiej było piękne i dobre. Wychowywanie dzieci stawało się źródłem satysfakcji. Równocześnie życie rodzinne generowało przeróżne napięcia i spory. Nie zawsze potrafiłem rozwiązywać je w duchu dialogu i empatii. Rozpoczął się czas mojego dojrzewania do odpowiedzialności i odkrywania Ewangelii w relacjach rodzinnych.
Miewam momenty, kiedy wydaje mi się, że umiem już kochać. Wziąłem odpowiedzialność za żonę i dzieci, zależy mi na ich wzroście i zaspokajaniu potrzeb. Myślę o sobie jako o empatycznym mężu i ojcu. Świętość jest dla mnie, i to w całkiem nieodległej perspektywie. W takich chwilach na ratunek przybywa małżonka. „Czy pamiętałeś o…?” Jedno, bez cienia złośliwości zadane pytanie sprowadza mnie na ziemię. Nie, nie pamiętałem o czymś ważnym, nie zadbałem o dziecko, o małżonkę, nie zauważyłem ich potrzeb. Byłem zbyt zajęty sobą. Żona wskazuje mi właściwy kierunek: nie zapatrzenie w siebie i mierzenie poziomu własnego uświęcenia, ale zwrócenie się ku ludziom obok.
Małżeństwo wytrąca mnie z egoizmu, otwiera na potrzeby innych, objawia mi prawdę o mnie samym. A przez to uczy pokory. Dlatego uważam je za dobrą drogę do świętości. Dobrą i bezpieczną.
Piotr Krawczyk – jeden z autorów na portalu Aleteia
Powołany w momencie ślubów
Kiedy uświadomiłem sobie, że jestem powołany?
Odpowiedź może będzie zaskakująca, ale w momencie kiedy składałem śluby wieczyste! Wszystko to, co było wcześniej, było sprawdzeniem, czy pragnienia, które w sobie odkrywam, są prawdziwe i czy to rzeczywiście droga, na którą wzywa mnie Pan Bóg czy to tylko moje złudzenia lub ucieczka od świata i odpowiedzialności. Kiedy klęczałem przed prowincjałem składając śluby, z jednej strony otrzymałem potwierdzenie ze strony Kościoła, że to moja droga a z drugiej strony ja wyraziłem pragnienie, że chcę być zakonnikiem i księdzem. Podobnie jak w małżeństwie kiedy dwoje ludzi ślubuje sobie miłość, oddaje się sobie i przyjmuje siebie. To tak naprawdę mój moment powołania.
Nie mam w pamięci jakoś jednego momentu, który mógłbym przytoczyć jako początek zastanawiania się nad tą drogą, ale wspominam takie chwile na mszy świętej akademickiej, kiedy siedziałem w ławce i myślałem, w jaki sposób ja wygłosiłbym to kazanie, gdybym stał po drugiej stronie.
Co znaczy dla mnie być powołanym?
Czuję ogromną ulgę, że nie muszę już szukać swojego miejsca i tego, co mam robić w życiu. Zostało to jasno określone w momencie złożonych przeze mnie ślubów wieczystych. To pytanie „czy”, które towarzyszyło mi od początku, zmieniło się teraz na „jak”: jak mam realizować to, do czego Pan Bóg mnie zaprosił.
Dobrze wiem, bycie zakonnikiem i księdzem to niezasłużony dar. Nie zastanawiam się jakość szczególnie, dlaczego akurat mnie wybrał Bóg, ale staram się dorastać do tego zaproszenia być uczniem Chrystusa Odkupiciela, bycia Jego sługą przez sposób mojego życia, wybory, myślenie i posługę. Mogę być dumny, że jestem na służbie u takiego Króla, Pana i Władcy, który jest jednocześnie kochającym i nieskończenie miłosiernym Ojcem.
Być powołanym do takiego życia to być szczególnie umiłowanym, aż po wieczność I Panu Bogu chcę odpowiadać tym samym. Naprawdę warto!
O. Adam Dudek CSsR – duszpasterz akademicki z Torunia