Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Był czerwiec 1938 r. Relikwie męczennika po kanonizacji wracały specjalnym pociągiem z Rzymu do Polski. Po drodze pociąg stawał na kolejnych stacjach, gdzie święty Andrzej Bobola był z entuzjazmem witany przez rzesze rodaków. Na krótko zatrzymał się w Jarocinie.
Święty Andrzej Bobola i wyjątkowe spotkanie
Gdy tylko przeniesiono trumnę z ciałem na specjalnie przygotowaną platformę, 17-letni Tadeusz znalazł się tuż obok niej. Chciał oddać hołd świętemu i pomodlić się przez chwilę przy relikwiach. Był bardzo przejęty. Chwilę później ludzie zaczęli podawać mu dewocjonalia: książeczki, obrazki i różańce – z prośbą o dotknięcie do trumny (w ten sposób przedmioty stają się relikwiami trzeciego stopnia).

„Odkąd pamiętam, tato ze wzruszeniem opowiadał nam o tym swoim pierwszym spotkaniu ze świętym Andrzejem – mówi Krystyna Turzańska, córka Tadeusza Witkowskiego, emerytowana nauczycielka z Zielonej Góry. – Często podkreślał, że stojąc tuż obok jego głowy i dotykając wielokrotnie jego trumny, czuł, że stał się kimś bliskim świętemu”.
To spotkanie z patronem Polski zrobiło na nim ogromne wrażenie. Na koniec pocałował trumnę, zabrał z niej białą różę i umieścił jako relikwię w ołtarzyku, przed którym codziennie modliła się cała rodzina.

Ocalony
Od tamtej pory Tadeusz regularnie polecał się świętemu Andrzejowi Boboli. Blisko półtora roku później, po nieudanej obronie Lwowa, dostał się – jako absolwent Szkoły Podoficerskiej Piechoty dla Małoletnich – do sowieckiej niewoli.

W pamiętniku opisuje, że pilnowano ich z ogromną starannością dzień i noc. W dzień krążyły wokół jeńców nieustannie patrole konne, nocą reflektory ciężarówek przeczesywały obozowisko. Przeczuwając, że prowadzą ich na śmierć, postanowił uciec – wraz z trzema kolegami, z którym szedł w rzędzie związany jednym sznurem. Korzystając z tego, że patrol konny ich wyminął, chłopcy położyli się, jeden po drugim, do rowu. Gdy tylko kolumna przeszła, klęknęli, by podziękować Bogu.
„Tato był przekonany, że wiedziono go do któregoś z obozów, gdzie przetrzymywano oficerów, zamordowanych później w zbrodni katyńskiej – wspomina Krystyna Turzańska. – Wielokrotnie podkreślał, że święty Andrzej Bobola uratował go wtedy przed niechybną śmiercią. „Gdyby nie Jego pomoc, już bym nie żył, a was nie byłoby na świecie” – mówił.
Cudowna interwencja
Gdy czyta się wspomnienia Tadeusza Witkowskiego o wojennych losach, łzy czasem same cisną się do oczu. Zesłany na roboty do Niemiec, żył w nieludzkich warunkach, maltretowany także psychicznie, i bardzo ciężko pracował. Równocześnie w pamiętniku co chwilę wspomina o tym, że z wojennej pożogi został cudownie ocalony i że to swojemu patronowi – świętemu Andrzejowi Boboli - zawdzięcza to ocalenie. Cała rodzina: on, rodzice i pięcioro rodzeństwa przeżyli wojnę i wrócili do domu.
Tadeusz był już szczęśliwym mężem i ojcem trójki dzieci, gdy uległ groźnemu wypadkowi. 15 kwietnia 1956 r., jak co dzień, wykonywał pomiary terenu jako geodeta w pobliżu Zielonej Góry. We wbiciu tyczki geodezyjnej przeszkadzał mu jakiś przedmiot. To była mina, która za chwilę eksplodowała. Mężczyzna został ciężko ranny w klatkę piersiową i brzuch. Najniebezpieczniejsza była jednak rana w głowie. Odłamek przebił czoło z prawej strony i utkwił w głębi czaszki.

Przed wykrwawieniem uratował go kolega, który założył opatrunki. Rannego przewieziono do szpitala w Sulechowie, a stamtąd do Kliniki Neurochirurgii w Poznaniu. Stan był ciężki, a lekarze – nie mając do dyspozycji znanych nam dziś metod mikrochirurgii – nie bardzo wiedzieli, jak mu pomóc. ProfesorPowiertowski, który opiekował się Tadeuszem, zdecydował, by wydostać odłamek metalu tą samą drogą, którą wszedł – za pomocą nowatorskiej metody magnetycznej. Ryzyko, że operacja się nie powiedzie, było ogromne. Na szczęście św. Andrzej Bobola czuwał. Po pięciogodzinnej operacji i kilku tygodniach rekonwalescencji Tadeusz wyszedł ze szpitala. Lekkie problemy zdrowotne, jakich doświadczał, okazały się przejściowe. Już półtora roku później podjął naukę w Ośrodku Szkolenia Rolniczego w Będlewie k. Poznania, by uzupełnić swoje kwalifikacje. Wkrótce wrócił do pracy w pełni sprawny i po raz kolejny został ojcem.
„Po usunięciu tego odłamka pozostało na czole wgłębienie, które widać na zdjęciach z tamtego okresu – pani Krystyna pokazuje zdjęcia. – W 1961 profesor Powiertowski ponownie go operował i uzupełnił brak kości w czole płytką tantalową”.
„Dzisiaj to sobie dobrze uświadamiam, że modląc się przy tych relikwiach, dostąpiłem wielkiego zaszczytu u Boga – czytamy w pamiętniku, który Tadeusz Witkowski pisał u schyłku swego życia, w latach: 1997 do 2008/2009. – To, co później przeszedłem w 1939 r., podczas okupacji, po wojnie i w czasie wypadku, i to, że żyję do dziś, to była to wielka łaska od Boga”.
Zobacz zdjęcia z kanonizacji Andrzeja Boboli i podróży jego relikwii po Polsce w 1938 r.: