separateurCreated with Sketch.

„Zabili księdza” – co czuje duchowny, gdy gra męczennika? Ks. Artur opowiada

whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Bogna Białecka - publikacja 19.05.25
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
O duchowym zapleczu pracy na planie, sile świadectwa i zbliżającej się beatyfikacji księdza Stanisława Streicha – opowiada ksiądz Artur Wojczyński, który zagrał go w filmie.

Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.

Wesprzyj nasPrzekaż darowiznę za pomocą zaledwie 3 kliknięć

Aleteia: – Księże, jak doszło do udziału w filmie o ks. Stanisławie Streichu?

Ks. Artur Wojczyński: Zadzwonił do mnie pan Antoni Wojtkowiak, reżyser. Powiedział, że dostał namiary, że odprawiam starą mszę świętą, i że właśnie nagrywają film o księdzu Streichu. I że przydałby im się ktoś, kto odprawi ją dobrze, bez konieczności uczenia się, bez potrzeby konsultanta liturgicznego itd. Spytał, czy jestem gotów wystąpić w filmie – po prostu nagrać, jak odprawiam mszę świętą w tej formie.

Odpowiedziałem, że trzeba by porozmawiać o szczegółach. A on na to: „To my przyjedziemy dzisiaj”. Zdziwiłem się: „Dzisiaj? Przecież dzisiaj jest niedziela! Mam mszę o 18:00, a potem kolejną o 20:00”. Na to on: „Dobrze, to będziemy o 18:45”.

Rzeczywiście – przyjechali. Usiedliśmy na probostwie, wypiliśmy kawę, opowiedzieli mi, o co chodzi. Musiałem już iść na drugą mszę, więc zostawiłem im klucz do plebanii: „Zamknijcie, jak skończycie, i zanieście do zakrystii, a ja idę do ołtarza”.

Ustaliliśmy wtedy, że film będzie nagrywany w sobotę za dwa tygodnie, o godzinie 11:00. Powiedziałem im, że wracam wtedy z Gruzji. Pytają: „O której ksiądz ląduje?” Mówię: „O dziewiątej”. „No to zdąży ksiądz z lotniska do Lubonia”. I tak zostało.

Problem był tylko taki, że mój samolot zamiast wylądować w Poznaniu został przekierowany do Katowic – przez mgłę. Więc nie byłem na nagraniach od początku. Dzieciaki, młodzież, ministranci z mojej parafii – oni nagrali te sceny, które nie wymagały mojej obecności. A całą resztę dograliśmy w niedzielę po południu.

Na premierze filmu śmiałem się, bo ktoś zapytał, jak to się stało, że zagrałem w tym filmie. Odpowiedziałem, że ta decyzja zapadła szybciej niż samo zabójstwo księdza Streicha – wszystko zamknęło się w 45 minutach od telefonu do decyzji. Naprawdę ekspresowa historia.

Ks. Artur i dzieci w czasie nagrywania filmu w Luboniu

– Czy wcześniej znał ksiądz historię ks. Streicha?

Tak. Dowiedziałem się o nim na pierwszym albo drugim roku seminarium. Spacerowałem wtedy z kolegą po Ostrowie Tumskim, wokół katedry. Przeszliśmy ulicą – chyba Dziekańską – prowadzącą do Archiwum i Muzeum Diecezjalnego. Tam stoi krzyż upamiętniający księdza Masłowskiego, który został zastrzelony przed II wojną światową. Powiedziałem do kolegi: „Nie wiedziałem, że w Poznaniu zastrzelili księdza”. A on: „Nie jednego – jeszcze w Luboniu ks. Streich”.

To był pierwszy raz, kiedy usłyszałem o ks. Streichu – kilkanaście lat temu. Później coś tam jeszcze poczytałem, posprawdzałem, ale bez zagłębiania się. Wiedziałem tylko, że został zastrzelony podczas odprawiania mszy świętej w Luboniu przed wojną – i to tyle.

Dopiero przygotowując się do roli zacząłem czytać więcej. Internet bardzo pomógł. Dowiedziałem się wtedy o jego działalności duszpasterskiej, o pomocy ubogim, o przeciwdziałaniu wpływom socjalistycznym na tych terenach. Tego wcześniej nie znałem.

Scena zamordowania księdza Streicha

– Czy zagranie tej roli coś w księdzu zmieniło?

Nie powiedziałbym, że sama rola mnie zmieniła. Ale przygotowanie do niej zafascynowało mnie osobą ks. Streicha. Miałem wręcz poczucie wstydu, że tak późno go poznałem. Wiedziałem, że jest sługą Bożym. Uczestniczyłem nawet kiedyś w mszy świętej w katedrze w jego intencji, ale wtedy to nie było dla mnie konkretne. Ot, męczennik. Jednak błogosławionym zostaje się też za całokształt życia, postawy – a tego wtedy jeszcze nie znałem.

Dopiero w październiku ubiegłego roku, kiedy przygotowywałem się do filmu, dotknęła mnie jego duszpasterska gorliwość. Jego troska o ludzi, jego chodzenie po fabrykach, rozmowy z właścicielami, żeby nie wstrzymywali wypłat… To mnie ujęło. To serce duszpasterza. Można powiedzieć, że on mnie przemienił.

Nie dlatego jest kandydatem na ołtarze, że zginął od kuli. Jego całe życie było święte – nie tylko końcówka.

No i samo doświadczenie udziału w filmie też było niesamowite. Integracja, wspólna przygoda z dziećmi, rodzicami, parafianami. Ludzie sami się przebrali, sami przygotowali stroje – nie było scenografa, nie było kostiumologa. Ogromna mobilizacja. Dostałem potem wiele podziękowań. To było naprawdę coś wspólnototwórczego.

– A jakie były reakcje widzów? Czy ktoś się do księdza zgłaszał po pokazach filmu?

Tak, zgłaszali się. I niemal każda rozmowa kończyła się pytaniem: „Dlaczego my wcześniej nic o nim nie wiedzieliśmy? Dlaczego się o nim nie mówi w Kościele?”

To się powtarzało jak refren. Moi znajomi z Buku, z Poznania, z moich wcześniejszych parafii, teraz z Koźmina… A przecież w Koźminie ks. Streich pracował przez chwilę jako prefekt w seminarium nauczycielskim. Tam będzie odsłonięta tablica pamiątkowa. Zaproponowałem, żeby przed jej odsłonięciem puścić film w domu kultury – żeby ludzie w ogóle wiedzieli, kim on był. Bo ciągle mi mówią: „Pierwszy raz słyszę to nazwisko”.

– Co z postaci ks. Streicha może być inspirujące dla ludzi żyjących sto lat później?

Na pewno to, że miał swoje wartości i był im wierny. I to było autentyczne – to z niego promieniowało. Ludzie to widzieli, czuli i dlatego podążali za nim. Dlatego potrafił w krótkim czasie wybudować kościół w Luboniu, dlatego ta parafia się duchowo podniosła.

Jego autentyczna wiara, przekonanie, życie Ewangelią i troska o najbiedniejszych – to wszystko sprawiało, że przyciągał ludzi. Nawet tych związanych wcześniej z komunistycznym środowiskiem. To jest dla nas dziś bardzo ważna lekcja: żeby być autentycznymi w tym, w co wierzymy. Wtedy będziemy też świadkami dla innych.

– Bardzo dziękuję za rozmowę.

ks. Artur Wojczyński (ks. Streich), Anna Kreczmer (reżyser) i Antoni Wojtkowiak (reżyser)

Film "Zabili księdza" w reżyserii Antoniego Wojtkowiaka i Anny Kreczmer jest już dostępny na ekranach kin.

Fabularyzowany dokument przedstawia historię kapłana męczennika, zastrzelonego przez komunistę podczas sprawowania niedzielnej liturgii 27 lutego 1938 r. w kościele pw. św. Jana Bosko w podpoznańskim Luboniu.

„Film ma spopularyzować osobę i tragiczną śmierć ks. Stanisława Streicha, ponieważ przez lata powojenne, aż do upadku komuny, nie wolno było o tym kapłanie męczenniku mówić. Kiedy rozeznawaliśmy temat samej beatyfikacji, to okazało się, że osoby nawet bardzo związane z Kościołem czy z samym Luboniem, nie do końca wiedziały, o kim jest mowa. Mówiło się, że był taki ksiądz, którego komunista zabił w trakcie Mszy św., ale sama działalność ks. Streicha jako kapłana i budowniczego lubońskiego kościoła nie była powszechnie znana” – mówi KAI ks. Krystian Sammler. Referent duszpasterstwa archidiecezji poznańskiej podkreśla, że obraz jest poszerzoną biografią lubońskiego proboszcza, ukazującą jego kontekst życia i pracy duszpasterskiej.

Zależy nam na tym, by postać bohaterskiego kapłana stała się powszechnie znana. Kontakt z reżyserem w sprawie emisji filmu można nawiązać przez stronę "Filmowych Życiorysów" na facebooku lub mailowo: kontakt@filmowezyciorysy.pl

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Wesprzyj Aleteię!

Jeśli czytasz ten artykuł, to właśnie dlatego, że tysiące takich jak Ty wsparło nas swoją modlitwą i ofiarą. Hojność naszych czytelników umożliwia stałe prowadzenie tego ewangelizacyjnego dzieła. Poniżej znajdziesz kilka ważnych danych:

  • 20 milionów czytelników korzysta z portalu Aleteia każdego miesiąca na całym świecie.
  • Aleteia ukazuje się w siedmiu językach: angielskim, francuskim, włoskim, hiszpańskim, portugalskim, polskim i słoweńskim.
  • Każdego miesiąca nasi czytelnicy odwiedzają ponad 50 milionów stron Aletei.
  • Prawie 4 miliony użytkowników śledzą nasze serwisy w social mediach.
  • W każdym miesiącu publikujemy średnio 2 450 artykułów oraz około 40 wideo.
  • Cała ta praca jest wykonywana przez 60 osób pracujących w pełnym wymiarze czasu na kilku kontynentach, a około 400 osób to nasi współpracownicy (autorzy, dziennikarze, tłumacze, fotografowie).

Jak zapewne się domyślacie, za tymi cyframi stoi ogromny wysiłek wielu ludzi. Potrzebujemy Twojego wsparcia, byśmy mogli kontynuować tę służbę w dziele ewangelizacji wobec każdego, niezależnie od tego, gdzie mieszka, kim jest i w jaki sposób jest w stanie nas wspomóc.

Wesprzyj nas nawet drobną kwotą kilku złotych - zajmie to tylko chwilę. Dziękujemy!